Gdyby spytać młodsze pokolenie o gniewnego, agresywnego bramkarza ich czasów, być może uda się nawet kilku wymienić. Ktoś pewnie chciałby tu przywołać Mike’a Smitha, ktoś inny Jordana Binnington. Zabawne są to jednak przytoczenia jeśli tych jegomości porównać do bohatera artykułu. Gdyby odebrać mu możliwość wyklinania rywali i faulowania z wściekłości, to kto wie czy ten zawodnik nie przestałby grać z hokeja dużo wcześniej, zwyczajnie z nudów. Wyglądający jak typowy przystojniaka lat 80., grający jak typowy zabijaka lat 90. i żywa legenda lat 2000. Karierę Rona Hextalla do dziś pamięta masa kibiców, a także... wiele ścięgien i kości rywali.
Osiągnięcia w skrócie
Choć golkiper nigdy nie zdobył Pucharu Stanleya, to był w składzie legendarnych Philadelphia Flyers, gdy ci święcili największe sukcesy i mierzyli się w finale z Detroit Red Wings. Ponad 600 spotkań w NHL, zwycięzca Canada Cup, finalista do tytułu debiutanta sezonu. Niezwykle szybki, niezwykle przytomny i zaangażowany w grę. Typ lidera, który byłby kapitanem, gdyby bramkarze w NHL mogli taką funkcję pełnić. Niezwykle pewny między słupkami, bardzo popularny wśród kolegów i absolutnie znienawidzony wśród rywali.
Ron Hextall miał nawyk doprowadzający wszystkich do szału
Nie jest żadną tajemnicą, że panowie broniący bramki w hokeju są sumą przesądów i zabobonów. Byli tacy, którzy musieli wymiotować przed spotkaniem. Byli tacy, którzy rozmawiali ze słupkami zanim rozpoczął się mecz. Nasz bohater miał inne natręctwo, bez którego nie wyobrażał sobie meczu. Było to mianowicie…obijanie słupków w ilościach przekraczających wszystkie normy. Zawodnik zdawał się dosłownie rozhuśtywać rękę tylko po to, by ta bezwładnie kiwała się w obie strony a kij mógł w ten sposób uderzać w metalowy element bramki. Żona Hextalla powiedziała, że było to dużo silniejsze od męża. Co więcej, wiele wskazywało na to, że Kanadyjczyk miał w tym jakiś wzór, była w tym jakaś reguła, o której wiedział jedynie on. Małżonka przyznała również, że miała wrażenie, że jeśli Ron szybko stracił bramkę w meczu, to jego sposób i rutyna rozbijania farby na słupkach zmieniały się, jak gdyby był to sposób na odczarowanie pecha.
Trzaskanie kijem po słupkach dekoncentrowało także oponentów. Przychodzi tu na myśl trochę wykorzystanie skrzydeł husarskich i hałas przez który rozpraszały wrogów. Wściekle wyglądający bramkarz machający kijem na lewo i prawo, wydając przy tym metaliczne dźwięki, potrafił powodować niepokój. Co więcej, wszyscy wiedzieli, że na obijaniu bramki się nie skończy.
Ron Hextall wyładowywał się na strzelcach bramek
Fakt, że zamaskowani strażnicy bramek źle znoszą przepuszczane gole, nie dziwi nikogo. Niewielu jednak znosiło to tak źle jak „Hexy”. Wiecznie rozgniewany Kanadyjczyk zwyczajnie wyładowywał się wielokrotnie na zawodnikach, którzy ośmielili się go pokonać. Więcej – jeśli nie mógł dosięgnąć autora bramki, potrafił odbić sobie personalną porażkę na dowolnym innym graczu drużyny przeciwnej. Jeśli stawka spotkania była większa, wtedy można było oberwać nawet za próbę zdobycia bramki.
W czwartym spotkaniu finałów Pucharu Stanleya w 1987 roku, Hextall staje na głowie podczas kolejnych interwencji (Oilers wygrali, ale nawet rywale przyznali, że to bramkarz Flyers sprawił najwięcej kłopotów). W pewnym momencie, Glenn Anderson chce dobić krążek, co kończy się dosyć lekkim uderzeniem łopatka kija w okolice brzucha naszego bohatera. Hextall od razu odwraca się szukając autora tego niecnego czynu, gotów wymierzyć sprawiedliwość. Ponieważ jednak ten odjechał już, „Hexy” poczekał aż koło niego znajdzie się dowolny inny rywal. Padło na Kenta Nilssona. Gdy ten podjechał w okolice bramki „Lotników”, Hextall zamachnął się i wymierzył mu potężny cios kijem w tylną część kolana. NIlsson padł na lód od razu i zaczął zwijać się z bólu. Bramkarz powiedział, że być może trochę przesadził, ale „wtedy wydawało się to adekwatne”. Dość powiedzieć, że w tym samym spotkaniu, przed tym sławetnym incydentem, Kanadyjczyk dostał jeszcze dwie kary za werbalne wyrażanie niezadowolenia z powodu nieodgwizdanych kar, co czynił przy użyciu słów, które podobno nawet w latach 80 uważane były za zbyt ostre dla hokeisty.
Ron Hextall dostał 12 spotkań zawieszenia jako bramkarz
Trudno dziś wyobrazić sobie kilkanaście spotkań kary dla golkipera, choć niedawno Aaron Dell został wyrzucony z ligi na dobre. W 2007 roku z ligą musiał pożegnać się Jamie McLennan, ale to wszystko było pokłosiem wcześniejszych ekscesów Rona Hextalla. Wyrzucanie bramkarzy z ligi „na dobre” weszło w życiu po tym, jak NHL nie poradziła sobie wcześniej z Billym Smithem, a później właśnie z Hextallem.
W spotkaniu z Montreal Canadiens, Chris Chelios uderza w absolutnie paskudny sposób „Lotnika” Briana Proppa. Propp nie zjechał o własnych siłach, a w szpitalu zdiagnozowano u niego wstrząs mózgu. Amerykański defensor znany był z takich zagrań, więc teoretycznie mogliśmy przejść nad tym do porządku dziennego. Nie tym razem. Bramkarz Flyers patrzył się złowieszczo na Cheliosa przez cały czas, tylko szukając okazji i próbując namierzyć go swoim kijem. Chris jednak bardzo sprytnie pozostawiał poza zasięgiem Kanadyjczyka. W końcu zniecierpliwiony bramkarz w pewnym momencie po prostu wyjechał z bramki, dopadł zawodnika Canadiens pod bramką i zaczął okładać go z całych sił. Jego ofierze nic się nie stało, ale brutalność ataku sprawiła, że bramkarz Filadelfii został wyrzucony ze spotkania i zarobił dodatkowe 12 spotkań. Jak sam przyznał, nie żałował swojego czynu ani trochę. Koniec końców, jego zdaniem Chelios musiał liczyć się z karą za bezmyślny faul na Proppie.
[YT=2nAVNvoUp2Y&t=16s]
Ron Hextall uważał się za…niezbyt nerwowego
To jest fakt, który umknął wielu, a zaskoczyć powinien wszystkich. Bramkarz naprawdę uważał się za niemniej nerwowego od innych zawodników. Przyparty do muru w jednym wywiadzie powiedział, że może faktycznie czasami jest „nieco narwany” ale ogólnie w hokeju tak bywa i każdemu się zdarzyło. Internet do dziś obiega zdjęcie zawodnika w koszulce Flyers całej zakrwawionej od krwi rywali, w której to zawodnik nie miał żadnego problemy rozegrać całe spotkanie.
Jednocześnie zawodnik otwarcie mówił zawsze, jak bardzo nienawidzi przegrywać. Porażki nie wchodziły w grę na żadnym etapie jego kariery. Był genialnie zapowiadającym się debiutantem w barwach Quebec Nordiques, ale już wtedy wiedziano, jak źle znosi literkę „L” w statystykach. Gdy w barwach „Lotników” z Filadelfii zdarzyło mu się przegrać cztery spotkania pod rząd, mówił jedynie, że „w tej lidze nie można tyle przegrywać”.
Nie miał też nigdy problemu z tym, jak postrzegany był w mediach. Często był uosobieniem tego co w hokeju miało być najgorsze. Stereotypowy, wiecznie wściekły hokeista który nie robi nic więcej tylko próbuje krzywdzić innych graczy. „Nie mam z tym problemu jeśli ktoś ocenia mnie po tym co robię w trakcie spotkań”. Podkreślił to w kontekście tego, że grając w barwach Flyers taka gra jest niejako w zestawie z wieloma zwycięstwami, więc obiegowa opinia o jego pozabramkarskich aktywnościach zupełnie mu nie przeszkadza.
Czytaj także: