Wishart: Łatwo skreślić drużynę, kiedy patrzysz z zewnątrz i nie znasz kulis

Do drużyny dołączył z opóźnieniem, ale już w pierwszej rundzie sezonu zasadniczego uzbierał cztery oczka w klasyfikacji kanadyjskiej (2 gole i 2 asysty). Ty Wishart szybko zgłosił akces do nieoficjalnego tytułu najlepszego transferu w PHL. W „Rozmowie Tygodnia” opowiedział nam o namolnym Tomie Coolenie, powodach „spóźnienia” i swojej reakcji na napiętą atmosferę w klubie.
HOKEJ.NET:Jakie było Twoje pierwsze skojarzenie, kiedy usłyszałeś o ofercie z Polski?
Ty Wishart: – Zaskoczę cię, ale w przeszłości grałem przeciwko Cracovii w meczu pokazowym. To było lata temu, nie pamiętam dokładnie. Tom (Coolen - przyp. red.) zadzwonił. Inaczej: Tom dzwonił do mnie wiele razy.
Ile to było telefonów?
–Jezu, rozmawiałem z nim co drugi dzień. Słyszałem dobre rzeczy o Polsce. Znałem kilku zawodników, którzy tu grają. Znałem „Phila” (Zackary Phillips - przyp. red.), grałem z nim wcześniej, to świetny zawodnik. Od 15 lat znam Jessego Dudasa. Te znajomości sprawiły, że miałem łatwiej przy podjęciu decyzji.
Skąd znacie się z trenerem Coolenem? Pracowaliście wcześniej razem?
–Poznaliśmy się przez telefon. Pośrednikiem w naszej znajomości był mój były trener, Jason Morgan, który obecnie pracuje w Niemczech. Hokejowy świat jest mały. Trenerzy rozmawiają ze sobą, wymieniają się informacjami i kontaktami. Chcą wiedzieć, czego mogą spodziewać się po danym zawodniku, jaki dany gracz ma charakter i co wniesie do drużyny. Tom skontaktował się ze mną i odbyliśmy kilka fajnych rozmów.
Co było jego najlepszą kartą w procesie negocjacji?
–Był na tyle wyrozumiały, że pozwolił mi dołączyć do zespołu nieco później. Nie musiałem spędzać tego czasu z dala od mojej rodziny, która jest dla mnie najważniejsza. To było dla mnie bardzo ważne. Zobaczyłem, że naprawdę mu zależy, skoro przesunął datę mojego startu.
Sprawy rodzinne były jedynym powodem, dla którego pojawiłeś się w Oświęcimiu nieco później?
–Tak. Mój najmłodszy syn miał pewne problemy, nie chciałem być daleko od niego i zrzucać całego ciężaru na moją żonę.
Twoja rodzina pozostała w Kanadzie?
–Ale przyjadą tutaj. Mam nadzieję, że już w kolejnych tygodniach. Muszę tylko uporządkować kwestie mieszkaniowe i dołączą do mnie.
Byłeś draftowany przez San Jose Sharks, zagrałeś w barwach Tampa Bay i Islanders 26 spotkań w NHL. Jestem ciekaw, czy spotkałeś w szatniach tych zespołów jakieś wyjątkowe charaktery, hokeistów, których pamiętasz do dziś?
–Sporo ich było. Spotkałem wielu świetnych graczy, przemierzając Stany przez pięć lat. Znam bardzo dobrze mającego polskie korzenie Zenona Konopkę. Trochę z nim pograłem. Niezłe z niego ziółko. Trudno mi przypomnieć sobie wszystkich, ale szczególnie zapadł mi też w pamięć John Tavares. Miałem szczęście dzielić szatnię z Dougiem Weightem podczas jego ostatniego sezonu w karierze.
A później zaczęła się Twoja podróż po Europie…
–W kilku krajach już grałem, to niesamowite doświadczenie, także kulturowe. Rozwinąłem wiele fantastycznych znajomości. Europejski styl życia bardzo odpowiada mojej rodzinie.
Często pytamy zawodników zagranicznych o ich opinię na temat poziomu Polskiej Hokej Ligi. Chciałbym nieco skomplikować tę kwestię i zapytać o rzecz, którą chciałbyś tu zmienić na pierwszym miejscu.
–To byłaby na pewno nasza forma z pierwszych meczów. Mieliśmy trudny początek. Wiele na nas spadło. Miniony weekend w końcu był udany. Z Tychami zagraliśmy nasz najlepszy mecz. Ciągle pracujemy na treningach nad systemami, które funkcjonują najlepiej. Często zdarza się, że przy dużej liczbie nowych graczy gra nie układa się tak, jakbyś sobie tego życzył. Pojawiają się hokeiści z różnych krajów, różnych lig. Musimy się siebie wzajemnie nauczyć. Ostatnie mecze były już lepsze i mam nadzieję, że małymi krokami będziemy szli po kolejne zwycięstwa.
Interwencja zarządu klubu była dla Ciebie czymś zaskakującym?
–Wiesz, to jest bardziej skomplikowane. To duża grupa ludzi. Każdy chce pomóc. Każdy chciałby wiedzieć, co się wydarzyło w tych pierwszych meczach. A czasami trudno o jasne odpowiedzi. Trzeba założyć uniform i zabrać się do pracy, pozostając pozytywnym. Łatwo skreślić drużynę, kiedy patrzysz z zewnątrz i nie znasz kulis. Ja myślę, że dobrze wykonujemy swoją pracę i zmierzamy ku dobremu.
Nie pomyślałeś: “Boże, trzy mecze i już interwencja zarządu. Gdzie ja jestem?”?
–Kibice też szybko na nas naskoczyli. I rozumiem to, bo przegraliśmy dwa pierwsze mecze, których nie mieliśmy prawa przegrać. Ale taki jest hokej. Nie da się wygrywać każdego spotkania. Ważne, by nie powtarzać wciąż tych samych błędów. Ok, to był lekki szok, ale każdego dnia jest lepiej i coraz pozytywniej.
A jak Ty się czujesz na lodzie? Potrzebujesz jeszcze czasu, by dojść do optymalnej formy, czy może jesteś już przygotowany w pełni do sezonu?
–Z moją formą jest w porządku, wagą także. Oczywiście, chcę być każdego dnia lepszy, by pomóc drużynie w wygraniu ligi i to jest mój cel na ten sezon. Z każdą kolejną minutą na lodzie będę mocniejszy. Minął już strach przed urazem z pierwszych meczów i czuję się bardzo dobrze.
A z rodziną u boku będzie pewnie jeszcze lepiej.
–Dokładnie, nie mogę się doczekać, kiedy znów ich zobaczę.
Rozmawiał: Dominik Kania
Komentarze