Polski napastnik ma szansę zdobyć po raz drugi Puchar Stanleya. Drużyna Krzysztofa Oliwy (31 l.) jest w finale Konferencji Zachodniej. W półfinale Calgary Flames wyrzucili za burtę Detroit Red Wings.

Pierwszy pierścień mistrzowski Krzysztof Oliwa zdobył w 2000 roku z NJ Devils
Foto | Tomasz Griessgraber
Długo świętowaliście awans?
- Na świętowanie będzie czas. Chociaż po meczu z Detroit główną ulicą Calgary przemaszerowało 20 tysięcy fanów z flagami, trąbkami. To było coś wspaniałego.
W ostatnim meczu jednak nie wystąpiłeś.
- Taka była decyzja Darryla Suttera, a z trenerem się nie dyskutuje. Ty dyskutujesz z szefem?
W finale Konferencji zmierzycie się z Rekinami. Wolelibyście grać z Colorado?
- Nie miało to dla nas znaczenia. Po prostu trzeba wygrać. Na tym etapie rozgrywek nie ma już słabych drużyn. W play off cztery razy wygrywaliśmy w dogrywce. Pomyśl - jeden błąd mógł kosztować nas porażkę i żegnalibyśmy się z myślą o Pucharze. Kurczę, wiesz jakie to jest ciśnienie?!
Żona dzwoniła z gratulacjami?
- Telefonuje nie tylko z gratulacjami. Z córką były u mnie trzy tygodnie temu. Teraz spotkamy się dopiero, kiedy zakończę sezon. W sumie dzieli nas kawał drogi. Z Calgary do New Jersey jest 4500 kilometrów.
Już planujecie wakacje?
- Na pewno przyjedziemy do Polski.
Przywieziesz ze sobą Puchar?
- Do Pucharu Stanleya droga daleka. Nie mówmy o tym. Calgary awansowało do finału Konferencji po raz pierwszy od 15 lat. To już jest sukces.
Śledzisz to, co dzieje się w Polsce. Jak oceniasz występ naszej reprezentacji w hokejowych mistrzostwach świata w Gdańsku?
- W naszym hokeju niewiele się zmieniło. Rządzą ci sami ludzie, co kilkanaście lat temu. W 1991 roku usłyszałem od nich, żebym dał sobie spokój z hokejem i zajął się pracą w kopalni. A ja na swoim koncie mam Puchar Stanleya z Devils w 2000 roku. I co oni na to?

Paweł Rassek "Super Express"
Sebastian Królicki
Czytaj także: