Kiedy dzisiaj emocjonujemy się walką hokeistów TKH o pierwszą czwórkę i prawo gry o medal, dla uspokojenia kibicowskich nerwów warto sobie powspominać rozgrywki sprzed lat. Zapraszamy do podróży o 20 i 10 lat wstecz.
Dwadzieścia lat temu toruński hokej znajdował się w głębokich mrokach drugiej ligi. Sezon 1984/85 był wręcz dramatyczny. Nie było pieniędzy, Tor-Tor był zamknięty ze względy na prace remontowe i budowę zadaszenia, a gracze "Pomorzanina" tułali się po różnych obcych taflach. W efekcie zajęli ostanie miejsce w swej grupie II ligi. Sezon 1985/86 był już zupełnie inny. Torunianie starali się powalczyć o awans do krajowej elity. W ekstraklasie grało wtedy dziesięć ekip, druga liga liczyła 14 drużyn podzielonych na dwie grupy. Awans przypadał tylko jednej drużynie.
1986 - walka o awans

Torunianie zaczęli nowy rok na drugim miejscu w tabeli swej grupy. Wyprzedzała ich Polonia Bydgoszcz, a dalej plasowały się Włókniarz Zgierz, rezerwy grającego w ekstraklasie Stoczniowca, Znicz Pruszków, Pogoń Siedlce i Boruta Zgierz. W drugiej grupie prowadziła Unia Oświęcim, wyprzedzając rezerwy Zagłębia, GKS Jastrzębie, Stal Sanok, Odrę Opole, drugą drużynę bytomskiej Polonii oraz Dolmel Wrocław. Jeśli przypomni się, że w ekstraklasie grały drużyny z Bytomia, Sosnowca, Nowego Targu, Janowa, Gdańska, Katowic, Łodzi, Krakowa, Tychów i Krynicy, to pozostaje tylko żal, że dzisiaj hokejowa mapa Polski wygląda tak ubogo.
Wróćmy jednak do historii. "Pomorkom" marzył się awans, ale najpierw musieli się dostać do półfinałów - a tracili na przykład punkty na własnym lodzie z Włókniarzem Zgierz. Po Nowym Roku było już jednak nieźle. Wyprawa do Pruszkowa - a raczej na warszawski Torwar, gdzie występował Znicz - zakończyła się bezproblemowymi zwycięstwami 15-0 i 17-2. - Mecz był tak jednostronny, że trudno oceniać, kto się wyróżnił - mówił reporterowi "Pomorskiej" ówczesny trener toruńskiej drużyny, nieodżałowany Ludwik Czachowski. Gole dla torunian strzelali B. Csorich, Byrski, Stefański, Kasprzak, Reder, Masewicz, Górecki, Góra, Dąbrowski, Klonecki i Krawiec.
Potem przyszły zwycięstwa 21-1 i 11-1 z Borutą Zgierz, wyjazd do Stoczniowca na mecze z rezerwami tego klubu również okazał się udany - Pomorzanin wygrał 5-4 i 6-2, z kwitkiem odprawiona została także Pogoń Siedlce (12-2 i 14-2), na koniec rundy zasadniczej torunianie wybili w Zgierzu z głowy marzenia o ekstraklasie miejscowemu Włókniarzowi, wygrywając 7-1 i 8-1.
O pierwszą ligę miały więc zawalczyć w półfinałach ekipy Polonii Bydgoszcz i Jastrzębia oraz torunianie z Unią Oświęcim. Unia była absolutnym faworytem całych rozgrywek. Spadkowicz z ekstraklasy nie dopuszczał do siebie żadnej innej opcji prócz awansu. Torunianie chcieli pokrzyżować szyki faworytom. - Unia jest tak pewna swego, że wydaje się jej, że półfinał i finał są tylko formalnością - mówił Ludwik Czachowski.
Nie dali rady...
Na Tortor przyszedł nadkomplet publiczności. Jednak przerzedzona przez epidemie grypy ekipa Pomorzanina nie dała rady rutyniarzom z Oświęcimia. Przegraliśmy 1-4 (0-0, 0-2,1-2) i 4-9 (3-5,0-1,1-3). Na bramce stał Kończalski, pary obrońców tworzyli Góra z Fudalim, Górecki z Masewiczem i Kilian z Olkiem. Formacje ataku grały w zestawieniach Kasprzak - Byrski - Csorich, Stefański - Dabrowski - Nowak, Reder - Klonecki - Gajewski oraz Ciesielski. Pomorzanin miał na początku obydwu spotkań miażdżącą wręcz przewagę, ale rewelacyjnie bronił bramkarz Unii Pędziwiatr, a - jak pisali sprawozdawcy - gracze gospodarzy byli "beznadziejnie nieskuteczni"... Bydgoska Polonia w drugim półfinale wygrała zaś na wyjeździe dwukrotnie z GKS Jastrzębie, dla którego bramki już wtedy zdobywał Sławomir Wieloch.
Potem bydgoszczanie przypieczętowali awans do finału wygraną u siebie. Torunianie zaś pojechali na mecz z Unią na luzie i byli o krok od sprawienia sensacji. W pierwszym meczu zremisowali 4-4 - w ostatniej minucie trafili dwa razy w słupek, zaś w drugim meczu przegrali 4-7, mimo, że do 52 minuty wygrywali 4-3. Dziesięć lat na oświęcimskim lodowisku będzie jeszcze bardziej dramatycznie, ale o tym później...
Awans zdobyli zaś bydgoszczanie po prawdziwych horrorach. W Oświęcimiu wygrali najpierw 3-0 - mecz życia rozegrał Piotr Panek, słynny bramkarz Polonii, a następnego dnia 5-3. - Z lodowiska wiało grozą - donosił korespondent "Pomorskiej". Sędziowie nie panowali nad tym, co działo się na tafli, zawodnicy Unii brutalnie atakowali hokejowymi kijami graczy Polonii, na lodzie pojawiła się krew... Bydgoszczanie skarcili jednak Unię w sportowy sposób, pieczętując awans do hokejowej elity zwycięstwem na Torbydzie. Torunianie na awans poczekają do sezonu 1988/89...

Z kronikarskiego obowiązku przypomnijmy że w I lidze laury mistrzowskie trafiły do Polonii Bytom, która w finale pokonała Podhale.
1986 - droga po medal
Dziesięć lat temu torunianie grali już w elicie. Grało w niej 12 drużyn, które po Nowym Roku toczyły już rozgrywki w grupie "silniejszej" i słabszej". Jednak zanim kibice zaczęli się emocjonować ligą, mieliśmy w Polsce mistrzostwa świata grupy B do lat 20. Wygraliśmy wszystkie mecze - m.in. z Austriakami 16-0!, gdzie dzisiaj takie wyniki polskiej kadry młodzieżowej? - i awansowaliśmy do światowej elity. W drużynie all-stars mistrzostw, wybieranej przez dziennikarzy znalazł się Łukasz Kiedewicz - w nagrodę dostał zegarek SEIKO...
Wracając do ligi. W silniejszej grupie - w kolejności według tabeli po Nowym Roku - grały Unia, Podhale, toruński TTH Metron, GKS Katowice, STS Sanok i SMS Sosnowiec. W słabszej grupie rywalizowały ekipy Janowa, Tysovii, Gdańska, Bydgoskiego Towarzystwa Hokejowego - w którym brylował Tomek Proszkiewicz, Cracovii i Bytomia. Na otwarcie roku 1996 torunianie wygrali 6-5 z Sanokiem. Bramki dla TTH strzelali Szymandera, Dybaś, Górecki i Stopczyk. To była ekipa oparta na "bytomskim zaciągu" - na bramce stał Tomasz Jaworski, w ataku brylowali Mariusz Puzio i Grzegorz Dybaś - krótko po meczu z Sanokiem został on usunięty z drużyny za - jak to się mówiło - "niesportowy tryb życia", w obronie grał Jerzy Sobera. Do tego dochodzili m.in. Rosjanie Putylenko i Stefanowicz, legenda polskiego hokeja Jan Stopczyk oraz bracia Fraszko - całkiem niezły skład.
Jednak po dobrym początku kibice dostali od swych ulubieńców parę gorzkich pigułek. Na Tortor przyjechało Podhale i dało torunianom mała lekcję, wygrywając 6-3. Prima z Gusowem - jedni z najlepszych obcokrajowców, jacy grali w polskiej lidze - nie dali naszym graczom żadnych złudzeń. Po tym meczu toruński hokej poniósł wielką stratę - podczas powrotu z lodowiska do domu zmarł na serce Józef Wiśniewski, legendarny bramkarz Pomorzanina. Potem jeszcze przegraliśmy u siebie 1-4 z Unia, ale gdyby nie "Jawa" byłoby znacznie gorzej. A dwie bramki dla oświęcimian zdobył Sławomir Wieloch...
Kiedy coraz bliżej było do play-off, zaczęło się kombinowanie - na kogo wpaść. Nikt nie chciał grać z "szalejącym" w grupie słabszych Naprzodem Janów - a grać miałaby z nim drużyna zajmująca trzecie miejsce w tabeli. Torunianie zaczęli więc grać tak, by na pewno nie być na trzecim miejscu. Unia i Podhale były już nie do dogonienia, więc trzeba było zacząć przegrywać... I tak zaczęła się seria, która niektórych kibiców przyprawiła o palpitacje. Po meczu z KKH Katowice pisano o parodii hokeja, juniorzy z SMS Sosnowiec wygrali na Tortorze 7-2, kolejną porażką - tym razem 1-6 - zakończył się wyjazd do Nowego Targu. No i tak właśnie udało się zająć czwarte miejsce.
Gdyby nie sędziowie...

Play-off sprzed dziesięciu lat do dzisiaj jest owiany w Toruniu z legendą. W pierwszej rundzie bez problemu odprawiony został Sanok - po wygranych w Toruniu i na wyjeździe. W półfinale trafiliśmy na Unię Oświęcim... Pierwszy mecz w Oświęcimiu. Torunianie głodni sukcesu prowadzili już 5-3, jednak nie udało się utrzymać tego sensacyjnego wyniku. Przegraliśmy 6-9, jednak jasne się okazało, że Unia jest w zasięgu toruńskiej drużyny. Drugi mecz na Tortorze to dobitnie udowodnił - ekipa Unii praktycznie nie istniała - w 10 minucie było już 3-0 dla torunian, a skończyło się na 6-1 dla TTH Metron. Półfinał rozgrywany był do trzech zwycięstw, dlatego tez kolejny mecz w Oświęcimiu miał niesamowite znaczenie. Okazało się jednak, że w hokeju ważne są nie tylko sportowe umiejętności. "Oszukani i przegrani" - tak zatytułowana była relacja z tego spotkania w "Gazecie Pomorskiej". Mówiąc krótko - sędziowanie w tym meczu pozbawiło zamknęło toruńskiej ekipie drogę do finału. Przed trzecią tercją prowadziliśmy 3-1. Oświęcimianie doprowadzili do stanu 3-3 - przy notorycznie odsyłanych na ławkę kar torunianach - i na minutę przed końcem strzelili czwartego gola. Problem w tym, że gol padł po prawie dwumetrowym spalonym, zupełnie zignorowanym przez sędziów. Adam Fraszko nie wytrzymał nerwowo, odepchnął arbitra liniowego, a torunianie na znak protestu zjechali do szatni i tak skończyło się to spotkanie. W Toruniu nasi gracze jeszcze zawalczyli - po meczu horrorze, przy wypełnionych po brzegi trybunach - mecz oglądało co najmniej piec tysięcy ludzi - pokonali w karnych oświęcimian. Na decydujące spotkanie sił - i chyba tez wiary - jednak zabrakło. Było 0-7 i pozostało nam grać o brąz z Naprzodem Janów.
Łatwo o mobilizację na pewno nie było, jednak ta rywalizacja skończyła się sukcesem torunian. Zwycięstwo 6-2 w Toruniu, porażka po karnych w Janowie i kolejna wygrana przy nadkomplecie publiczności w Toruniu i ekipa TTH Metron mogła hucznie świętować brązowe medale. Kibice byli przekonani, że to początek drogi na sam szczyt - rzeczywistość okazała się jednak ponura. Już następny sezon był początkiem, ale wielkich kłopotów toruńskiego hokeja...
SZYMON KIŻUK
Zdjęcia: ANDRZEJ KAMIŃSKI
Czytaj także: