„Zagraniczne gwiazdy naszej ekstraligi” (3). Michal Belica
Kiedyś byli ważnymi postaciami swoich zespołów. Graczami, z którymi utożsamiało się wielu polskich kibiców. Postanowiliśmy sprawdzić, co u nich słychać. Dopytać, czym obecnie się zajmują i czy wciąż mają styczność z hokejem. W trzecim odcinku serii „Zagraniczne gwiazdy naszej ekstraligi” krótka historia Michala Belicy!
„Stefan”, bo tak nazywali go koledzy z zespołów i kibice, spędził na ekstraligowych taflach siedem sezonów. Był graczem GKS-u Tychy, Zagłębia Sosnowiec i Polonii Bytom. Nie da się jednak ukryć, że to z tyskim klubem łączy go szczególna i niewątpliwie najtrwalsza więź.
– Mało kto wie, ale moja przygoda z polskim hokejem rozpoczęła się w Podhalu Nowy Targ. Już po pierwszym treningu działacze podziękowali mi za grę, więc wróciłem w rodzinne strony. Drugie „spotkanie” z waszym krajem było już bardziej udane – wspomina z uśmiechem Michal Belica, nawiązując zapewne do miesięcznego okresu próbnego, jaki dostał w ekipie z piwnego miasta.
– Trafiłem do Tychów dzięki panu Miłoszowi Pawelce. O moim angażu przesądził pucharowy mecz z Unią Oświęcim. Przegraliśmy go 2:5 lub 3:5, a ja zdobyłem w nim dwie bramki. To chyba okazało się dla działaczy czynnikiem decydującym – dodaje gracz pochodzący z Powazskiej Bystrzycy.
Historyczny sukces. „Piękne czasy”
Belica był zawodnikiem, który nie bał się twardej i ofiarnej gry. Trudno było z nim wygrać pojedynek fizyczny i odebrać mu krążek Poza tym notował bardzo dobre liczby i stworzył świetnie uzupełniający się ofensywny tercet razem z Robinem Baculem i Adrianem Parzyszkiem. To właśnie ci trzej panowie byli kluczowymi postaciami tyskiego ataku i walnie przyczynili się do tego, że GKS Tychy w finale play-off pokonał Dwory Unię Oświęcim i sięgnął po swój pierwszy w historii tytuł mistrzowski.
– To były piękne czasy, wspominam je z łezką w oku. Doskonale pamiętam, jak wygrywaliśmy tytuł mistrzowski i Puchary Polski. Mogliśmy liczyć na znakomite wsparcie kibiców. Całe miasto żyło hokejem i gdyby mecze były rozgrywane na stadionie piłkarskim, to pewnie wypełniłby się on do ostatniego miejsca – zaznacza „Stefan”. – My, zawodnicy, byliśmy głodni tego złotego medalu. Nigdy wcześniej nie widziałem w zespole takiej determinacji. To dzięki niej byliśmy w finale po prostu nie do zatrzymania. Z tego miejsca mogę tylko podziękować kibicom, trenerowi Matczakowi, prezesowi Skowrońskiemu i prezydentowi Dziubie za to, że wznieśli hokej w Tychach na najwyższy poziom – dodaje.
Michal Belica w ekipie GKS-u spędził pięć lat. W 188 rozegranych spotkaniach zaksięgował 174 punkty, na które złożyły się 92 bramki i 82 asysty. Na ławce kar spędził aż 362 minuty!
– Po tym, jak skończyłem grać w Tychach trafiłem do Zagłębia Sosnowiec. Był to dla mnie trudny czas, bo nie potrafiłem skupić się w stu procentach na grze, bo miałem sporo problemów rodzinnych. Później trafiłem jeszcze do Polonii Bytom i naprawdę bardzo się cieszę, że w tym mieście powstało nowe lodowisko. Fajnie, że pan Fras i Wołosz podjęli się tego zadania – mówi były słowacki napastnik.
A jak wspomina grę w polskiej ekstralidze i jej poziom?
– Pamiętam, że w lidze grało wtedy wielu świetnych zawodników. Mariusz Puzio, Waldemar Klisiak, Tomasz Jaworski, Krzysztof Zapała, Jarek Różański, Leszek Laszkiewicz i Zbigniew Podlipni. Jeśli kogoś pominąłem, to przepraszam. W 2002 roku polska kadra grała w elicie, a teraz wiemy, jak to wygląda. Seniorzy są na trzecim szczeblu rozgrywkowym na świecie, juniorzy teraz spadli jeszcze niżej. Mam jednak nadzieję, że wkrótce pierwsza reprezentacja wróci do Dywizji IA, bo Polska Hokej Liga jest coraz ciekawsza – twierdzi Michal Belica.
Postawił na edukację
Nasz dzisiejszy bohater po zakończeniu przygody z hokejem zaczął studiować. Jest magistrem politologii, wychowania fizycznego i rzecz jasna – skończył studium trenerskie.
– Pracuję w szkole podstawowej i obecnie studiuję jeszcze geografię. Oprócz tego, a może nawet przede wszystkim, realizuję się jako trener hokejowy – podkreśla Belica, który przez trzy lata pracował jako trener i dyrektor sportowy w czeskim klubie Brumov-Bylnice. To miasto leżące przy czesko-słowackiej granicy.
– Teraz jestem trenerem w najlepszym młodzieżowym klubie na Słowacji, czyli w Dukli Trenczyn. Opiekuję się zespołem do lat 18. W tym klubie wychowało się wielu świetnych hokeistów, jak choćby Pavol Demitra, Žigmund Pálffy, Marián Gáborík, Marián Hossa, Zdeno Chára i Tomáš Kopecký – wylicza. – Od paru ładnych lat mam możliwość uczyć się fachu od najlepszych trenerów na Słowacji, a wspomniani gracze również pojawiają się u nas na zajęciach. Pomagają nam wytrenować kolejnych chłopaków, którzy w przyszłości mogliby grać w reprezentacji, a może nawet w NHL – dodaje.
Belica nie ukrywa, że w wciąż ma spory kontakt z naszym krajem. Z Polską łączą go nie tylko piękne wspomnienia, ale też druga połówka.
– Polska to moja druga ojczyzna. Znakomicie się w niej czuję, zresztą w Tychach poznałem świetną kobietę. Gdyby pojawiła się propozycja pracy w Polsce, to zapewne bym ją rozważył. Zresztą mam odpowiednie kwalifikacje i licencję A – kończy 43-letni Słowak.
Komentarze
Lista komentarzy
hubal
Wszystkiego naj Stefan , a może pomyśl o kołczowaniu naszym ślizgaczom ?
ZajadamSlonecznikNaMeczu
Stefan, serdeczne pozdrowienia, Twoja gra i postawa jest cały czas jest w naszej pamięci, pozdro
mar62
Pamiętam mecz z sosnowcem (chociaż juz nie wynik ) gdy Stefan po zakończonym meczu oddał swoją nagrodę najlepszego zawodnika meczu sędziom