Nie podpiszę się pod marudzeniem malkontentów twierdzących, że to straszna lipa, że Krystian Dziubiński nie załapał się do pierwszej 10-tki plebiscytu Przeglądu Sportowego. Fakt, że pojawił się w tym konkursie hokeista to już nie lada wyczyn. To trochę tak, jak gdyby na sportowca roku w USA startował kapitan reprezentacji w bandy („mutanta” powstałego z połączenia hokeja i piłki nożnej). Nie urażę chyba nikogo pisząc, że „Dziubek” dostąpił zaszczytu nie tyle jako znany hokeista, co jako kapitan reprezentacji Polski, tak więc symbolizuje wszystkich zawodników kadry. Są jednak rzeczy w ramach tego konkursu, na które mam szczerą ochotę ponarzekać.