Stebnicki: Więcej indywidualności ma GKS Tychy
– Oba zespoły są zgrane, ale to tyszanie mają więcej zawodników, którzy mogą zrobić różnicę – mówi Marek Stebnicki, świetny przed laty napastnik Polonii Bytom i Unii Oświęcim. W jego hokejowym CV można znaleźć także 10 sezonów gry na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Niemczech. – W meczu o brąz zdecydowanie stawiam na Cracovię – dodał.
HOKEJ.NET: - Zapewne śledził Pan wydarzenia w PHL podczas całego sezonu, jak i fazy play-off. Jak ocenia Pan nadchodzący śląski finał?
Marek Stebnicki:- Cieszę się, że jest kolejny stabilny klub w polskim hokeju. Drużyna z Katowic przełamała trochę monotonię związaną z Tychami i Cracovią, co na pewno wpłynie pozytywnie na naszą ligę. Byłem na piątym meczu w Katowicach i ten mecz wygrała drużyna. Rywalizacja w finale z pewnością będzie ciekawa, zobaczymy czy drużyna Tauronu KH GKS-owi, zdoła przeciwstawić się mocnemu GKS-owi, który również ma „team spirit”, ale w mojej ocenie także trochę więcej indywidualności.
Zapytam wprost: jakie są mocne strony jednej i drugiej drużyny? Co może przesądzić o losach tej rywalizacji?
- Tak jak już wspomniałem: oba zespoły są zgrane, ale to tyszanie mają więcej zawodników, którzy mogą zrobić różnicę. Obydwie drużyny mają dobrze dopracowaną taktykę oraz świetnych bramkarzy. Zarówno Murray, jak i Owen, są znakomitymi specjalistami i swoimi interwencjami są w stanie odmienić losy meczów. Ciekawie będzie obserwować tę rywalizację. Tyszanie mają jeszcze atut własnego lodowiska, gdyż zajęli pierwsze miejsce po sezonie zasadniczym. Uważam, że przy takiej publiczności i dopingu, drużynie gości gra się zdecydowanie trudniej. Jednak w fazie play-off zespół gości zawsze chce utrzeć nosa gospodarzom. Sam dobrze wiem, jak smakują gole zdobyte na tafli rywala, gdzie 2 lub 3 tysiące kibiców chce cię zjeść. To świetnie motywuje.
Jeśli chodzi o trenerów, to mamy tu dwie szkoły białoruską z naleciałościami rosyjskimi i kanadyjską.
- Zacznę może od katowiczan. W mojej opinii nie jest to typowy kanadyjski styl gry. Nie ma w nim wrzutek do tercji, wrzutki pod bramkę i ogromnej ilości dobitek. Raczej jest to urozmaicony hokej z nastawieniem na szybką kontrę. Z kolei tyszanie też unikają kombinacyjnego hokeja, w ich grze króluje raczej szybkie kończenie akcji i oddawanie dużej ilości strzałów. Ale hokej cały czas się zmienia. Nie ma już teraz sztywnych schematów, trzeba grać elastycznie.
Jeśli chodzi o defensywę i grę w destrukcji?
- Tauron ma ciekawego bramkarza. Shane Owen trafił do naszej ligi w tym roku i oglądając jego występy od razu można zauważyć, że emanuje on spokojem. Owszem zdarzają mu się jakieś nerwowe interwencje, ale nie ma to większego wpływu na jego grę. Murray gra w naszej lidze nie od dziś i znamy jego dobrą postawę. Tyszanie mają cztery wyrównane pary obrońców i na pewno wnoszą oni spokój do gry, ale katowiczanie również posiadają doświadczonych obrońców, którzy potrafią włączyć się do gry ofensywnej. GKS od lat jest czołową drużyną naszej ligi i o ich sile nie trzeba mówić. „GieKSie” nie można odmówić tego, że ma ogromną ambicję i równie wartościowych graczy. Zdecydują detale.
Dla Katowic już sam awans do finału jest największym sukcesem od 15 lat, a tyszanie są już przyzwyczajeni do tych finałów. W tym roku interesuje ich tylko mistrzostwo.
- Zgadza się, jednak każdy, kiedy zaczyna sezon to marzy o wygraniu ligi. Wiemy, jakie są do tego środki. Katowice dysponują przyzwoitym budżetem i udało im się skleić dobrą drużynę. Co prawda późno zaczęli budowę zespołu, a podstawą jest „wyłowienie” dobrych polskich zawodników. Do tego należy dobrać wysokiej klasy obcokrajowców. Udało im się to, awansowali do play-off, a tu liczy się tylko zwycięstwo. Nie liczy się to, co było wczoraj ani to, co będzie jutro. Liczy się to, co jest dzisiaj.
Już przed rozpoczęciem rywalizacji słychać głosy, że katowiczanie mogą, a tyszanie wręcz muszą zdobyć tytuł mistrzowski.
- To zwyczajne szukanie usprawiedliwień. Równie dobrze można powiedzieć, że jeśli teraz się nie uda, to za rok na pewno będzie lepiej (śmiech). Każdy przystępuje do tego finału z jasnym celem: chce wygrać i to się liczy. Przecież w Katowicach wydano spore pieniądze na budowę drużyny, a sponsor też chciałby widzieć, że te pieniądze zostały dobrze wydane i spożytkowane.
Wydaje się, że największym przegranym tego sezonu jest Comarch Cracovia. „Pasy” nie obronią mistrzowskiego tytułu, co dla szefostwa jest powodem do refleksji.
- Na pewno. Jeśli drużyna z dobrym trenerem, sponsorem, stabilnymi warunkami i dobrą kadrą nie zdobywa mistrzowskiego tytułu, to jest o czym myśleć. Oglądając ich ostatni mecz półfinałowy, widziałem wielu dobrych zawodników, ale nie widziałem drużyny. Byłem zdziwiony, że grali mecz ostatniej szansy, a od początku nie było widać tego na lodzie. Owszem były dobre akcje, ale zabrakło tego czegoś, może sportowej złości. Katowice to miały, zagrały zespołowo i to przesądziło o ich zwycięstwie.
Na temat Cracovii można powiedzieć, że mają ogromny potencjał, ale nie widać efektów. Było za mało drużynowej pracy, katowiczanie robili to lepiej i zasłużenie wygrali. Były momenty, że Cracovia po wyrównaniu, mogła wyjść na prowadzenie, ale tu z kolei zabrakło skuteczności. Gospodarze wykorzystali swoje szanse i nie wypuścili wygranej z rąk. Hokej to sport zespołowy, indywidualności mogą przechylić szalę zwycięstwa, ale tylko wtedy, jeśli są wkomponowane w zespół. Zlepek indywidualistów nie gwarantuje wyniku sportowego.
Czy Cracovia jest się w stanie pozbierać i powalczyć o brązowy medal?
- W wielu ligach nie ma takiego meczu. Po przegranej w półfinale jedzie się na golfa, u nas w Polsce jest taka tradycja i trzeba jeszcze się zmobilizować. Sanok przegrywał te starcia, choć miał drużynę z dużym potencjałem. A jaki będzie ten „mały” finał? Trudno powiedzieć. Wydaje mi się, że Cracovia na pewno będzie chciała zdobyć przynajmniej brązowy medal. To kwestia prestiżu.
Podhale w półfinałach też powalczyło. Pokazali, że mają charakternych wychowanków i solidnych obcokrajowców.
- Oczywiście. Ale trzeba pamiętać, że z tym góralskim charakterem to ostatnio różnie bywało. Nie był on zawsze widoczny. Po pierwszych meczach z JKH „Szarotki” były mocno krytykowane. No i w końcu zaczęły grać lepiej. Spora w tym zasługa Przemka Odrobnego, który znakomicie wywiązywał się ze swoich zadań. Jak wiemy, dobry bramkarz to fundament sukcesów. W polu jest też kilku dobrych zawodników. Jeśli nowotarżanie wygrają batalię o brąz, to będzie to dla mnie sporą niespodzianką.
Gdybyśmy zapytali pana o procentowe wskazanie szans obu ekip?
- W meczu o brąz zdecydowanie stawiam na Cracovię. Urażona duma i niespełnione ambicje sprawią, że „Pasy” podejdą do tej rywalizacji z prostym celem. Będąc chciały uplasować się na najniższym stopniu podium
Jeśli chodzi o starcie finałowe, to będzie ono bardzo wyrównane. Widziałem wiele typów, najczęściej pojawiał się ten, który mówił, że to tyszanie są faworytem tej rywalizacji i ich szanse określano procentem 60 do 40. Owszem trójkolorowi mają większy potencjał ludzki, ale jestem ciekawy jak się przełoży to na grę całej formacji. Ostrożnie powiem więc 55 do 45 dla GKS-u Tychy.
Rozmawiali: Sebastian Królicki, Radosław Kozłowski
Komentarze