Nie ma żadnych podziałów na przybyszy zza oceanu oraz naszych hokeistów. To prowadziłoby do niepowodzeń - przekonuje trener Jacek Płachta.
Siedmiu hokeistów zza oceanu, siedmiu młodzieżowców, wyłowionych głównie z I-ligowych czeluści, kilku rutyniarzy, mających - wydawałoby się - lata świetności za sobą - tak przedstawia się personalnie zespół HC GKS Katowice. Przed sezonem stanowił on największą zagadkę ekstraligi, ale po dwóch pierwszych meczach poznaliśmy, przynajmniej częściowo, wartość zespołu. - Beniaminek pokazał, że będzie stanowił liczącą się siłę w ekstralidze - taką opinię wypowiedział drugi trener GKS Tychy, Dominik Salamon. I trudno się z tym nie zgodzić. Przypomnijmy: katowiczanie na własnym lodowisku wygrali po karnych z obrońcą tytułu mistrzowskiego z Sanoka 5:4, zaś w Tychach ulegli tylko 4:5. To sygnał ostrzegawczy dla pozostałych drużyn, że beniaminek jest mocny.
Wcale nie drożsi
Działacze klubowi z pewnym niedowierzaniem patrzyli na wiceprezesa HC GKS, Dariusza Domogałę, który wzmocnień postanowił poszukać za oceanem. - Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale sprowadzenie zawodników szkolonych w USA czy Kanadzie jest zdecydowanie korzystniejsze niż rozglądanie się na naszym rynku, który jest niezwykle ubogi - podkreśla Dariusz Domogała. - Przede wszystkim podnosimy jakość zespołu, co do tego po pierwszych spotkaniach nikt nie ma żadnych wątpliwości. Ponadto zapewniam, że zawodnicy zza oceanu wcale nie są drożsi niż nasi. Miałem propozycję gry od kilku hokeistów, wycenianych na 5 tys. dolarów, ale klubu w tej chwili na takich nie stać. Obecni grają za niższą stawkę, a klub ponosi jeszcze koszty wynajmu mieszkań oraz biletów lotniczych. Gdy jeden z hokeistów podpisywał kontrakt,poprosiliśmy, by zapoznał się z regulaminem nagród i kar. Był mocno zdziwiony, że w ogóle to przedstawiamy, bo dla niego największą karą jest pozostawienie go na ławie rezerwowych. Sprowadzenie hokeistów z polskimi korzeniami może podnieść jakość ligowej rywalizacji i odbywać się także z korzyścią dla reprezentacji. Jeżeli otrzymają bowiem nasze paszporty i będą grali dwa sezony w kraju, wówczas mogą występować w biało-czerwonym trykocie - dodaje Domogała. W zespole katowickim następuje pewne przewartościowanie i rodzimi zawodnicy na treningach podejmują rywalizację z przyjezdnymi.
Żadnych podziałów
Beniaminek z trudnymi przeciwnikami podjął rywalizację i był bliski zdobycia przynajmniej punktu w Tychach. - Oczywiście, że cieszą komplementy, ale bardziej byłbym zadowolony z kolejnych punktów - stwierdził mocno zachrypnięty trener HC GKS, Jacek Płachta. - Ta młoda drużyna potrzebuje czasu. Z meczu na mecz się uczy, wyciąga wnioski. Od początku nie ma żadnych podziałów na przybyszy zza oceanu oraz naszych, bo prowadziłoby to do niepowodzeń. Tworzymy kolektyw. Amerykanie czy Kanadyjczycy są wkomponowani w poszczególne piątki, by młodzież się uczy-ła i nabierała doświadczenia. Oni otrzymali szansę pokazania się w ekstralidze i od nich samych zależy, czy zostaną zawodnikami najwyższego ligowego poziomu. Jestem realistą, za nami zaledwie dwa spotkania, a walka o utrzymanie będzie się toczyła do samego końca. Zespół z Katowic przed sezonem miał prelekcję o sędziowaniu w ekstralidze, bo za oceanem obowiązują inne zasady. W pierwszym meczu z Sanokiem przybysze byli mocno zdziwieni, gdy arbiter co rusz odsyłał ich na ławkę kar. Szybko jednak wyciągnęli wnioski i w Tychach pod tym względem było już lepiej.
Włodzimierz Sowiński - Dziennik Sport
Czytaj także: