Canadiens wciąż żyją
Montréal Canadiens wciąż są w tych play-offach nie do pokonania w meczach "eliminacyjnych". Wczoraj wymusili na Pittsburgh Penguins konieczność rozegrania meczu nr 7 półfinału Konferencji Wschodniej, jutro będą się starać o kolejną sensację.
Canadiens w tych play-offach grają najlepiej, kiedy stoją pod ścianą. W pierwszej rundzie pokonali Washington Capitals trzy razy z rzędu kiedy rywale mieli już na koncie 3 zwycięstwa i jednego brakowało im do szczęścia. Wczoraj znów to Pittsburgh Penguins mogli w Centre Bell w Montréalu zakończyć całą rywalizację, ale "Habs" stoczyli z mocniejszym personalnie rywalem kolejny heroiczny bój i przedłużyli rywalizację wygrywając 4:3. Kiedy w 26. minucie Kris Letang dał "Pingwinom" prowadzenie 2:1 wydawało się, że teraz już mistrzowie NHL będą spokojnie kontrolować spotkanie. W pewnym sensie powtórzyła się jednak sytuacja z meczu numer 4, kiedy Canadiens w podobnej sytuacji strzelili dwa gole, co dało im zwycięstwo.
Tym razem wyszli nawet na prowadzenie 4:2, a rywale zmniejszyli straty dopiero na niespełna 90 sekund przed końcem. Po raz kolejny ekipę zMontréalu prowadził w ataku Michael Cammalleri. W pierwszej rundzie był lepszy od Aleksandra Owieczkina, teraz indywidualnie przyćmiewa i Sidneya Crosby'ego i Jewgienija Małkina. Wczoraj Cammalleri otworzył wynik meczu już w 2. minucie po fatalnym błędzie Letanga, a w połowie drugiej tercji odwrócił losy spotkania doprowadzając do remisu strzałem z backhandu. Z 11 golami prowadzi w klasyfikacji strzeleckiej play-ff. Później decydujące gole strzelali już inni. W 34. minucie Jaroslav Špaček wracający do gry po niemal miesiącu przerwy spowodowanej tajemniczym wirusem pokonał Marc-André Fleury'ego strzałem spod linii niebieskiej.
Dla gracza, który nie strzelił gola od grudnia ubiegłego roku był to idealny moment, by znów wpisać się na listę strzelców. W trzeciej tercji po świetnej indywidualnej akcji na 4:2 podwyższył Maxim Lapierre. Penguins w końcówce wycofali bramkarza i natychmiast zdobyli gola kontaktowego, gdy Bill Guerin zmienił tor lotu krążka po strzale Siergieja Gonczara, ale na więcej nie było ich stać. - To był wysiłek całego zespołu.Ja strzeliłem zwycięskiego gola, ale gdyby nie świetne interwencjeHaláka i dwa gole Cammalleriego nie miałbym na to szansy- mówił po meczu Maxim Lapierre. Canadiens, którzy pięć razy z rzędu odpadali z play-off przed własną publicznością tym razem tego nie zrobili.
Ich wczorajszy występ był tym bardziej godny podziwu, że zagrali bez walczącego przez całą serię z Sidneyem Crosbym Hala Gilla, który doznał kontuzji w meczu nr 5. Dzięki temu Crosby'emu łatwiej było wreszcie strzelić swojego pierwszego gola w drugiej rundzie. Dla "Habs" wciąż grających także bez Andrieja Markowa i Paula Mary wczorajszy mecz miał wręcz idealny charakter - to rywale strzelali częściej. Canadiens w tych play-offach tylko dwa razy oddawali więcej strzałów w meczu, niż ich rywale i za każdym razem przegrywali. Wczoraj Jaroslav Halák obronił 34 strzały, ale miał niezwykle dużo szczęścia na początku drugiej tercji, kiedy Siergiej Gonczar, Jewgienij Małkin i Jordan Staal w odstępie niespełna trzech minut trafiali w słupek.
Rywalizacja wraca teraz do Pittsburgha, ale Penguins nie mogą być z tego faktu zadowoleni. -Oczywiście mecz numer 7 to nie jest to, czego chcieliśmy, ale od pierwszego spotkania ta seria była bardzo trudna- mówi Bill Guerin. Wbrew pozorom własna hala nie musi być atutem "Pingwinów". W zeszłym sezonie ekipa z Pittsburgha wygrała dwa spotkania nr 7, tyle że oba na wyjeździe. W całej historii "Pens" wygrali wszystkie wyjazdowe siódme mecze, a we własnej hali mają w nich bilans 2-4. Canadiens tymczasem po raz ostatni taki mecz przegrali w 1994 roku z Boston Bruins, a w sumie mają historyczny bilans 12-6. Siódme spotkanie odbędzie się jutro.
Montréal Canadiens - Pittsburgh Penguins 4:3 (1:1, 2:1, 1:1)
1:0 Cammalleri - Plekanec - Kosticyn 01:13
1:1 Crosby - Eaton - Kunitz 07:22
1:2 Letang - Crosby - Gonczar 25:21 PP
2:2 Cammalleri - Kosticyn - Hamrlík 30:45
3:2 Špaček - Gomez - Gionta 33:15
4:2 Lapierre 51:03
4:3 Guerin - Gonczar - Goligoski 58:36
Strzały: 25-37.
Minuty kar: 12-8.
Widzów: 21 273.
Stan rywalizacji: 3-3. Siódmy mecz w środę w Pittsburghu.
Wciąż walczy także ekipa Philadelphia Flyers, która wczoraj w Bostonie wygrała z Bruins 4:0 i w całej serii przed szóstym meczem przegrywa już tylko 2-3. Ville Leino strzelił zwycięskiego gola i zanotował asystę, Scott Hartnell trafił raz, a Simon Gagné dwukrotnie. Niestety mecz nie przyniósł samych dobrych wiadomości dla fanów "Lotników". Ich zespół od 25. minuty grał bez Briana Bouchera, który upadając w zamieszaniu pod bramką doznał urazu kolana i prawdopodobnie będzie wyłączony z gry do końca sezonu. To kolejne nieszczęście Flyers w bramce. Przypomnijmy, że do końca sezonu nie zagra także Ray Emery, a z urazem musiał walczyć w tym sezonie także Johan Backlund. Wczoraj Bouchera perfekcyjnie zastąpił Michael Leighton, który również niedawno poradził sobie z kontuzją.
Do 9 skutecznych interwencji swojego kolegi Leighton dołożył 14 własnych, a obaj bramkarze zaliczyli pierwszy "wspólny shutout" (rzecz jasna żaden nie będzie miał go w statystykach) w play-offach NHL od 1955 roku, kiedy Jacques Plante i Charlie Hodge także zatrzymali Bruins. Ekipa z Bostonu poniosła pierwszą porażkę we własnej hali w tych rozgrywkach posezonowych. Bruins byli ostatnim niepokonanym u siebie zespołem tej fazy play-off. Wczorajszego meczu nie dokończył Claude Giroux, którego w końcówce drugiej tercji wrzucił na bandę Steve Bégin. Giroux wyszedł na lód na kilkanaście sekund w trzeciej odsłonie, ale później udał się do szatni, jednak prawdopodobnie zagra w meczu numer 6, który odbędzie się jutro w Filadelfii.
Boston Bruins - Philadelphia Flyers 0:4 (0:1, 0:2, 0:1)
0:1 Leino - Pronger - Carle 06:41
0:2 Hartnell - Briere - Timonen 31:16
0:3 Gagné - Richards - Leino 37:53 PP
0:4 Gagné 46:48
Strzały: 23-31.
Minuty kar: 22-8.
Widzów: 17 565.
Stan rywalizacji: 3-2. Szósty mecz w środę w Filadelfii.
Komentarze