- Jak doszło do tego, że będzie pan zawodnikiem Boston Bruins? – z takim pytaniem dziennikarze „Rzeczpospolitej” zwrócili się do Mariusza Czerkawskiego.
Rz: Jak doszło do tego, że będzie pan zawodnikiem Boston Bruins? Prasa kanadyjska pisała, że prawdopodobnie zostanie pan odesłany do niższej ligi AHL...
Mariusz Czerkawski: Przeprowadziłem poważną rozmowę z generalnym menedżerem Toronto Maple Leafs Johnem Fergusonem i poprosiłem, by klub wystawił mnie na listę transferową. Cieszę się, że poszedł mi na rękę. On mnie ściągnął do Toronto. Na szczęście nie chciał mnie tu pogrzebać.
Maple Leafs rozegrali w tym sezonie 61 meczów. Pan wziął udział tylko w 19. Co było tego przyczyną?
To pytanie do trenera Patta Quinna, który również prowadził reprezentację Kanady na igrzyskach w Turynie. Nie dostałem od niego szansy. Tylko tyle mogę powiedzieć.
Kiedy leci pan do Bostonu?
Jak najszybciej. W czwartek Bruins grają z Montreal Canadiens, ale mało prawdopodobne, że tak szybko dostanę amerykańską wizę pracowniczą. Po 11 września 2001 roku przepisy są zaostrzone. To może potrwać kilka dni.
Kto się jeszcze po pana zgłosił?
Nie wiem, jestem szczęśliwy, że będę graczem Bruins. Tam zaczynałem karierę w NHL. Później byli Edmonton Oilers, New York Islanders, Montreal Canadiens, znów Islanders i Maple Leafs. Kiedy w NHL był lokaut, grałem w DjurgardenSztokholm. Teraz wracam do korzeni. To piękne miasto, znakomicie zorganizowany klub i sympatyczni ludzie.
W play-off do tej pory zagrał pan 42 mecze, strzelił 8 goli. Będzie szansa z nowym (starym) klubem poprawić to osiągnięcie?
Mam taką nadzieję. Bruins walczą o miejsce w play-off i mają spore szanse tam się znaleźć. Myślę, że będę miał okazję im pomóc. Najważniejsze jest to, że otwierają się przede mną nowe możliwości.
Rozmawiał Janusz Pindera
Czytaj także: