W końcu w Katowicach dzieje się coś pozytywnego pod względem sportowym. Teraz nasi piłkarze muszą gonić hokeistów i wierzę, że niedługo im dorównają - mówi Jan Furtok, ikona GieKSy.
Siedem lat czekali katowiccy kibice na powrót GieKSy do ekstraligi. Pierwsze starcie - z Ciarko PBS Bank Sanok (co ciekawe, ostatni mecz w najwyższej klasie rozgrywkowej również był z Sanokiem) - zgromadziło w „Satelicie” nadkomplet kibiców, co pokazało, że w stolicy Górnego Śląska jest zapotrzebowanie na hokej. Świadczy choćby o tym fakt, że wśród zgromadzonych można było zauważyć osoby, które jeszcze chwilę temu regularnie chodził na Naprzód Janów. - Na co dzień jestem kibicem GieKSy, więc przez te lata „posuchy”, aby zobaczyć ekstraklasowy hokej, musiałem ukradkiem (kibice obu klubów nie darzą się sympatią - przyp. red.) jeździć na Janów - przyznaje pan Adam z Bogucic. - Teraz możemy dopingować już swoich u siebie - nie kryje zadowolenia. Na trybunach była także ikona piłkarskiego GKS-u, Jan Furtok. - Serce się raduje, że tylu kibiców przyszło wesprzeć nasz klub. Byłem pod wielkim wrażeniem tego, co pokazali zawodnicy. Pobić mistrza jako beniaminek to piękna sprawa - przyznaje Furtok. Kolejny mecz, z GKS-em Tychy (porażka 4:5), również pokazał, że GieKSa nie będzie tylko „chłopcem do bicia”, a może sporo namieszać w czołówce. Wtedy hokeiści mogą stać się mocną alternatywą dla dołujących piłkarzy i niewykluczone, że fani chętniej będą zaglądać do „Satelity” niż na Bukową. - Czy obawiam się konkurencji? Nie. Najważniejsze, że w końcu w Katowicach dzieje się coś pozytywnego pod względem sportowym. Teraz nasi piłkarze muszą gonić hokeistów i wierzę, że niedługo im dorównają - mówi były reprezentant Polski. - My nie jesteśmy żadną konkurencją, dlatego wierzymy, że kibice wesprą obie te dyscypliny. Chodzi przecież o to, aby jeden organizm, jakim jest GKS, był wspólnie ciągnięty w górę - tłumaczy Michał Sowiński, rzecznik „zimowej” sekcji. - Niemniej oba nasze mecze pokazały, że kibice mogą spodziewać się wielkich emocji. Rozpoczęliśmy jak u Hitchcock’a. Od trzęsienia ziemi, a później z każdą tercją napięcie rosło - uśmiecha się Sowiński. Co ciekawe, awans katowiczan do elity jest gratką nie tylko dla mieszkańców tego miasta, a wartością dodaną dla całej ligi. Szczególnie zespołów z województwa śląskiego. To właśnie starcie z lokalnym rywalem przyciągnęło komplet widzów podczas drugiej kolejki w Tychach. A już w tej chwili można w ciemno założyć, że właśnie w spotkaniach z GKS-em frekwencja na lodowiskach w Jastrzębiu Zdroju, Sosnowcu czy Oświęcimiu będzie znacznie wyższa niż przy okazji „zwykłego” meczu.
Jednak - jak na beniaminka przystało - w Katowicach muszą się jeszcze nauczyć pewnych zachowań. Przede wszystkim kibice muszą zrozumieć, że nie rzuca się słonecznika na taflę oraz innych przedmiotów do boksu rywali, a także nie zajmuje się miejsc przypisanych przedstawicielowi PZHL czy delegatowi PZHL (choć tu akurat można mieć spore zastrzeżenia do służb ochrony, które na jakiekolwiek pytanie najczęściej odpowiadały: „nie wiem, jestem tu po raz pierwszy”), zaś kierowca rolby, że przed rzutami karnymi też trzeba poprawić lód i to w odpowiedni sposób. To nie zmienia jednak faktu, że GieKSa dodała tej lidze potrzebnego pozytywnego kolorytu (nie tylko za sprawą Amerykanów i Kanadyjczyków w składzie) i z każdym kolejnym meczem powinno być już tylko lepiej, a liga powinna być coraz ciekawsza. A oto przecież chodzi.
Mariusz Polak - Dziennik Sport
Czytaj także: