Hokej.net Logo

Finał okiem wychowanka. Waldemar Klisiak: Szanse obu drużyn są wyrównane

Były reprezentant Polski Waldemar Klisiak i Anna Kozińska z TVP3 Kraków.
Były reprezentant Polski Waldemar Klisiak i Anna Kozińska z TVP3 Kraków.

Zarówno GKS Katowice, jak i Re-Plast Unia Oświęcim rozpoczną dziś walkę o tytuł mistrzowski. My postanowiliśmy zapytać Waldemara Klisiaka, wychowanka biało-niebieskich, o to, jak jego zdaniem będzie przebiegać ta rywalizacja. – Jestem przekonany, że oba zespoły rozpracowały już siebie nawzajem. Doskonale znają słabe i mocne strony swojego rywala. Kto lepiej odrobi zadanie domowe i przełoży te wszystkie aspekty na warunki meczowe, ten odniesie zwycięstwo – wyjaśnił olimpijczyk z Albertville.

HOKEJ.NET: – Zacznijmy od pytania, które zadają sobie dziś wszyscy. Kto sięgnie po tytuł mistrzowski?

Waldemar Klisiak, były napastnik polskich klubów i reprezentacji Polski: – To bardzo trudne pytanie. Uważam, że szanse są wyrównane, a o losach spotkań będzie decydowała dyspozycja dnia i przygotowanie do każdego spotkań.

Jestem przekonany, że oba zespoły rozpracowały już siebie nawzajem. Doskonale znają słabe i mocne strony swojego rywala. Kto lepiej odrobi zadanie domowe i przełoży te wszystkie aspekty na warunki meczowe, ten odniesie zwycięstwo. O losach spotkania zdecydują detale.

Każdy mecz będzie inny. Możemy być świadkami też spotkań, w których padnie nieco więcej bramek i te wyniki nie będą aż tak ciasne. 

Przeciwnika trzeba będzie czymś zaskoczyć, ale chyba każdy zdaje sobie sprawę z tego, że to co wyjdzie dziś, jutro już nie zadziała, bo przeciwnicy się na to przygotują. Dlatego trzeba będzie mieć gotowych kilka wariantów, przede wszystkim rozgrywania przewag, które są istotnym elementem na tym etapie sezonu.

Sporo mówiło się o tym, że tyszanom nie udało się wyłączyć z gry Patryka Wronki, który okazał się bohaterem półfinałowej serii. Często takim graczom przydziela się zawodnika, który jest odpowiedzialny za to, aby maksymalne utrudnić im grę. Czy Unia zastosuje taki manewr? 

– Zgadzam się, że Patryk Wronka był absolutnym liderem katowiczan w rywalizacji z GKS-em Tychy. Złapał bardzo dobrą formę, jest szybki, dynamiczny i trudny do upilnowania. Przeciwnicy mieli z nim spory problem. Nie da się ukryć, że wyłączenie go z gry będzie kluczowe dla losów tej rywalizacji.

„Plastrem” na Wronkę mógłby być Dariusz Wanat?

– Też ostatnio myślałem na ten temat i wydaje się, że byłby to niezwykle rozsądny wybór. Darek również jest zwinny, dynamiczny, umie zagrać ciałem, więc Patryk Wronka na pewno by mu nie uciekł. Gdybym to ja był trenerem Unii, to nie wykluczyłbym takiego rozwiązania.

Tak jak mówiłem, przeciwnika trzeba rozpracować i maksymalnie zneutralizować jego atuty.

Wcześniej wspominaliśmy, że istotna na tym etapie sezonu jest gra w przewagach. Tymczasem, gdy zerkniemy w statystyki, to zobaczymy, że oba zespoły radzą sobie w tym elemencie z kilkunastoprocentową skutecznością, choć mają w swoich składach wielu kreatywnych graczy.

– Będąc na meczach Unii zauważyłem, że te przewagi są nieco przewidywalne i schematyczne. Brakowało w nich elementu zaskoczenia. Oświęcimianie często stawiali na proste środki, wrzutki i „przekierowania” oraz szukali dobitek po strzałach.

W szóstym meczu oświęcimianie pomysłowo rozegrali przewagi. Nikołaj Stasienko, który często był ustawiany na linii niebieskiej, skutecznie zasłonił pole widzenia Patrikowi Nechvátalowi, a Wasilij Strielcow ładnie przymierzył. Później Victor Rollin Carlsson oddał niesygnalizowany strzał z bulika. Zresztą to nie był pierwszy, tak sprytny gol w jego wykonaniu.

Wydaje się, że atutem GKS-u Katowice jest…

– … cały pierwszy atak i trudno powiedzieć tutaj coś innego. To jest zdecydowana siła tego zespołu. Na tercet Patryk Wronka – Grzegorz Pasiut – Bartosz Fraszko zawodnicy Unii muszą uważać i maksymalnie ograniczyć ich poczynania.
 
GieKSa w rywalizacji z GKS-em Tychy miała spory problem z tym, by dowieźć korzystny wynik do samego końca. Z czego to wynikało?

– Wydaje mi się, że tyszanie byli lepiej przygotowani kondycyjnie i fizycznie do tych meczów. W końcówkach spotkań to oni byli aktywniejsi i potrafili odrobić straty. Hokej pisze czasem różne scenariusze. Czasami potężne uderzenie obrońcy decyduje o tym, że znajdziesz się w finale. Tak było przecież z golem Jakuba Wanackiego.

Przejdźmy jeszcze do obsady bramki. O ile John Murray jest pewną jedynką, to Maciej Miarka w tym sezonie nie dostał zbyt wielu szans…

– To na pewno nie jest komfortowa sytuacja. Zawsze jest pewna doza ryzyka, że nominalna jedynka z różnych przyczyn może wypaść i wtedy pojawi się problem. Unia pod tym względem wygląda bardzo dobrze, bo Robert Kowalówka pokazał, że potrafi być „strażakiem” i gasić pożary. W ostatnim meczu z JKH z bardzo dobrej strony zaprezentował się Clarke Saunders, widać, że dochodzi do wysokiej formy. Był jedną z najjaśniejszych postaci szóstego meczu półfinału play-off.

Skoro jesteśmy już przy postaciach kluczowych, to nie da się przejść obojętnie wobec wyczynu Victora Rollina Carlssona, który rozgrywa fenomenalne play-offy.

– Odpalił i trzeba to przyznać. Być może sztab szkoleniowy bardziej liczył na innych zawodników, ale Victor bardzo dobrze odnalazł się w roli lidera. To jest komfort posiadania szerokiej kadry, w której znajdują się też indywidualności. Lider zawsze się objawi. Tak było choćby w rywalizacji GKS-u Tychy z Comarch Cracovią, w której błyszczał Christian Mroczkowski. Brał ciężar gry na własne barki i był niesamowicie skuteczny. W ekipie JKH widoczny był brak Maćka Urbanowicza czy też w ostatnim meczu Romana Ráca. 

Powtórzę to jeszcze raz – w meczach o stawkę liderzy odgrywają szczególną rolę. Nie tylko na lodzie, ale również w szatni. To na nich patrzy zespół i są to gracze pożądani przez trenerów.

Wielu ekspertów zwraca uwagę na fakt, iż preferowana przez Toma Coolena gra na sześciu obrońców może odbić się na dyspozycji Unii.

– Trudno mi komentować tę kwestię, bo dotychczas ta taktyka się sprawdza. Czy jestem jej zwolennikiem? Nie do końca. Uważam, że braci Noworytów można byłoby też dobrze wykorzystać. Zresztą, gdy dostawali swoje szanse, to potrafili się odwdzięczyć. Miłosz już za trenera Nika Zupančiča grał w niemal każdym spotkaniu.

Mówi się też, że niezwykle istotne będzie spotkanie, które otworzy tę rywalizację. Jest coś w tym?

– Zwycięstwo w pierwszym meczu jest ważne w kwestii psychologicznej. Może ono nadać ton całej rywalizacji, ale z drugiej strony nie musi. Wszystko zależy od tego, jak szybko zawodnicy potrafią wyczyścić głowy i skupić się na nowym spotkaniu.

Zapytam jeszcze o finały Unii z lat 2001-2003. Biało-niebiescy z panem w składzie trzykrotnie rywalizowali w finale z GieKSą i wywalczyli trzy złote medale. Która seria najmocniej została panu w pamięci?

– Ta najcięższa, zakończona po siedmiu meczach. Tamte dwie były dość łatwe, zresztą kończyliśmy je po czterech meczach. W sezonie 2001/2002 nie szło nam zbyt dobrze. Katowiczanie po pięciu meczach prowadzili 3:2 i mieli już przeświadczenie, że tego mistrzostwa już nie oddadzą. Pamiętam, że wtedy trochę po męsku porozmawialiśmy sobie w szatni. Omówiliśmy zagadnienia taktyczne i mocno się zmobilizowaliśmy.

Wróciliśmy na mecz do Oświęcimia i wygraliśmy go 4:0. Później odnieśliśmy zwycięstwo na wyjeździe 2:1 po bramkach Mariusza Jakubika i Mateja Bukny. Było w tym meczu trochę tej nerwówki. Zresztą sędzia Jacek Chadziński nałożył na mnie karę za zahaczanie, ale nie zauważył, że to przeciwnik trzymał mi kij, a gdy starałem się go odzyskać, padł na lód. Katowiczanie mieli szansę na gola, ale jej nie wykorzystali.

Chyba wszyscy kibice w Polsce życzą sobie wyrównanego i siedmiomeczowego boju.

– I ja się do tego przyłączam. Im więcej spotkań, tym więcej emocji. Takie mecze chciałby oglądać każdy kibic. Po to walczy się przez cały sezon, by rywalizować w finale.

Jeśli mówimy o rywalizacji, to półfinały były niezwykle wyrównane i chyba najbardziej zacięte przynajmniej w ostatnich dwudziestu latach.

– Zdecydowanie potwierdzam. Naprawdę trudno było przewidzieć w nich, kto awansuje dalej. To też efekt wyrównanej ligi. Skoro Cracovia nie walczy o medal, a zdobyła Puchar Kontynentalny, to chyba dobrze świadczy o naszych rozgrywkach. Można z uśmiechem na to spojrzeć, ale naprawdę mieliśmy w tym sezonie bardzo wyrównany poziom.

Chyba wypadałoby sobie życzyć, aby w finale w głównych rolach występowali zawodnicy, a nie sędziowie. Wystarczy wspomnieć o tym, jak wyglądał arbitraż w piątym meczu półfinału play-off pomiędzy Re-Plast Unią Oświęcim a JKH GKS-em Jastrzębie. 

– Generalnie nie chcę krytykować sędziów, bo w naszej lidze od dwóch lat mamy zmianę pokoleniową. Doświadczeni arbitrzy skończyli kariery, a młodsi dopiero rozpoczynają poważną pracę. Nie da się jednak ukryć, że dla niektórych z nich ekstraliga to jeszcze zbyt wysokie progi. Błędów jest sporo i wciąż brakuje sędziów, którzy dobrze czują hokej. 

Wiedzą, kiedy zagranie jest przypadkowe, a kiedy zamierzone i mające na celu pozbawić rywala okazji strzeleckiej lub spowodować jego uraz. Naprawdę korzystanie z zapisu wideo, wzajemne konsultacje nie są niczym złym. Hokej to dynamiczny sport i pomyłki mogą się zdarzać. Ważne jest to, aby w decydującej fazie sezonu było ich jak najmniej.

Rozmawiał: Radosław Kozłowski

Czytaj także:

Liczba komentarzy: 1

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
Lista komentarzy
  • filip z konopi
    2022-04-03 12:57:38

    Plaster? Stasiu Byrski. A wcześniej Adaś Majkowski!

© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe