Hokeiści GKS-u Tychy potrzebują cudu, żeby obronić mistrzostwo Polski.
Hokeiści GKS-u Tychy potrzebują cudu, żeby obronić mistrzostwo Polski Niedzielne spotkanie kończyło się w atmosferze skandalu. Tyscy zawodnicy byli przekonani, że przegrali nie tylko z rywalem, ale i z sędziami. - To co zrobili, to skur... Zmarnowali cały nasz wysiłek - mówili zrezygnowani. Kibice skandowali: "Złodzieje, złodzieje!".
- To tylko ludzie. Mylą się, jak my wszyscy. Oby tylko nie puszczali brutalnych fauli, bo wtedy będzie nieszczęście - ocenił Piotr Sarnik, napastnik Cracovii, który skończył mecz z rozbitym nosem.
Wojciech Matczak, trener GKS-u, zazwyczaj nie ocenia pracy sędziów. Wczoraj jednak nie wytrzymał. - Z wiatrakami nie wygramy. To państwo w państwie. Nie mam nawet tyle pretensji do sędziego głównego [Jacka Rokickiego z Nowego Targu - przyp. red.], co do jego liniowych. Sebastian Molenda niech lepiej weźmie się za sędziowanie ligi amatorskiej. Tam go nauczą, albo sobie z nim poradzą inaczej – denerwował się Matczak.
Tyszanie uważali, że zostali skrzywdzeni przynajmniej dwa razy. Po raz pierwszy, gdy czwartą bramkę dla Cracovii strzelił Richard Szafarik (wcześniej miał być spalony), i potem, gdy w podobnej sytuacji sędziowie wstrzymali grę, zatrzymując pędzącego samotnie na bramkę Rafała Radziszewskiego Michala Belicę. - Pan sędzia Molenda podjeżdżał do naszej ławki i ironicznie się uśmiechał, coś tam komentował - opisywał Matczak.
- Nie wiem, czy były spalone, czy nie. Z ławki nie sposób tego ocenić - podkreślał dla odmiany Rudolf Rohaczek, szkoleniowiec Cracovii. – Jeżeli tyszanie mają pretensje do sędziów, niech skierują sprawę do Wydziału Gier i Dyscypliny. My tak zrobimy. W piątkowym meczu sędziowie nie zatrzymali gry po czterech brutalnych faulach na moich zawodnikach. Mamy to nagrane - dodał.
Tyscy hokeiści byli tak wściekli i bezsilni, że w trzeciej tercji częściej siedzieli na ławce kar niż gonili za krążkiem. Mistrzowie Polski przegrywają rywalizację z Cracovią nie tylko jednak z powodu słabego sędziowania, ale i kontuzji. Zespół, który przez większą część sezonu grał na trzy piątki, teraz nie może zebrać nawet tych formacji. Po piątkowym meczu ze składu wypadł Michał Woźnica, który ma kontuzjowane kolano. - Nogę mam usztywnioną specjalną szyną. W poniedziałek ją zdejmę, a potem okaże się, czy jeszcze wyjadę na lód – tłumaczył zawodnik. Wczoraj już po kilkunastu minutach grę zakończył Artur Gwiżdż, który, walcząc o krążek, o mało nie zrobił szpagatu. Efekt? Naderwany mięsień. – W tym sezonie już nie zagra - ocenił Arkadiusz Zioła, masażysta drużyny.
Kolejne urazy doprowadziły do tego, że przez większość drugiej tercji tyszanie grali na dwie piątki. Stracili mnóstwo sił, których potem zabrakło, gdy ważyły się losy meczu.
Zaczęło się jak w najgorszym koszmarze. Mariusz Dulęba zaskoczył Arkadiusza Sobeckiego strzałem zza połowy lodowiska. Krakowianie grali wtedy w osłabieniu...- Nie myślałem, nie patrzyłem. Po prostu chciałem oddalić niebezpieczeństwo od naszej bramki. A że wpadło... Widać mam patent na takie uderzenia, w półfinałowej rywalizacji z Podhalem też strzeliłem podobnego gola – cieszył się wychowanek Polonii Bytom.
Mecz długo przypominał piątkowe spotkanie - tym razem wynik gonili jednak tyszanie, którzy raz za razem doprowadzali do wyrównania. Wtedy pościg Cracovii zakończył się sukcesem, tym razem GKS-owi zabrakło szczęścia. W ostatnich sekundach tyski zespół dobił Leszek Laszkiewicz, który, po wycofaniu z lodu Sobeckiego, trafił do pustej bramki.
- Co powiedzieć po takim meczu... - rozkładał ręce Bacul. Czech rozegrał wczoraj świetne spotkanie, strzelił dla swojej drużyny wszystkie gole. Mógł zostać bohaterem, ale przy remisie 3:3 przegrał pojedynek z Radziszewskim. - Obiecuję, że się nie poddamy. Będziemy walczyć, by rywalizacja znowu wróciła na tyskie lodowisko - zapewnił Bacul.
- Nie oddamy już złota. Jesteśmy świetnie przygotowani kondycyjnie, do tego gramy na cztery piątki. Na dodatek najbliższe dwa mecze mamy u siebie. Chcemy cieszyć się z mistrzostwa już we wtorek - podkreślał Dulęba. - Gra się do czterech zwycięstw. Dopiero wtedy będę się cieszył – zakończył Sarnik.
GKS Tychy – Cracovia Kraków 3:5 (1:2; 1:1; 1:2)
Bramki: 0:1 Dulęba (12.), 0:2 Sarnik - M. Piotrowski (16.), 1:2 Bacul - Cychowski (27.), 2:2 Bacul - Śmiełowski (27.), 2:3 Słaboń - Laszkiewicz (36.), 3:3 Bacul - Gonera (43.), 3:4 Szafarik - Pasiut (46.), 3:5 Laszkiewicz (59.).
Skład GKS–u: Sobecki; Gwiżdż - Gonera (2), Śmiełowski (2) - Majkowski (2), Gretka (2) - Kuc (2), Bagiński - Parzyszek (4) - Bacul, Justka (2) - Cychowski (2) - Belica, Gawlina - Bober - Ślusarczyk (2) oraz Skoś.
Skład Cracovii: Radziszewski; Csorich - Chabior (2), Marcińczak - Dulęba, B.Piotrowski (2) - Kozendra (2), Horny - Słaboń (2) - Laszkiewicz, Potoczny (2) - Pasiut - Witowski, Sarnik - Voznik - M.Piotrowski (2), Śliwa - Cieślak (2. tech.) - Szafarik.
Kary: 20 - 14.
Widzów: 2700.
Stan rywalizacji: 3:0 dla Cracovii (gra się do czterech zwycięstw). Kolejny mecz we wtorek w Krakowie.
Komentarze