Choć 2020 rok nie był najlepszym w historii hokeja, to warto odświeżyć sobie kilka wydarzeń, dzięki którym zapadnie on nam w pamięć. Jak w tym czasie radziła sobie reprezentacja Polski?
Piękne chwile w Nur-Sułtanie
Biało-czerwoni nie byli faworytami prekwalifikacji olimpijskich. W starciu z Kazachstanem, który miał w swoim składzie wiele indywidualności i aż 18 zawodników z KHL, byliśmy skazywani na porażkę. Tymczasem “hokejowy Bóg” znów spłatał psikusa pewnym siebie gospodarzom. Ale po kolei.
“Orły” rozpoczęły ten turniej od pewnego zwycięstwa z Holandią 8:0, potem pokonali Ukrainę 6:1, więc o awansie miał zdecydować ostatni mecz. I to spotkanie z pewnością zapisze się w annałach polskiego hokeja.
Podopieczni Tomka Valtonena pokonali Kazachów 3:2, sprawiając nie lada niespodziankę.
– Mieliśmy sporo szczęścia, bo rywale trafiali w słupki i poprzeczki. Ale czasami trzeba umieć temu szczęściu dopomóc. My to zrobiliśmy, zostawiając na lodzie sporo zdrowia i blokując masę uderzeń rywali – tak spotkanie z Kazachami ocenił Bartosz Ciura, defensor „Orłów”.
W jego słowach jest wiele prawdy, bo biało-czerwoni zagrali z ogromnym sercem i charakterem. Doskonale zdawali sobie sprawę z faktu, że tylko wzorowa gra w destrukcji, wsparta sprytem w ataku pozwoli im przeciwstawić się wielkiemu faworytowi tego turnieju. Znakomicie w bramce radził sobie John Murray, który kilka razy uratował skórę swoim kolegom z pola. W całym spotkaniu obronił on 51 z 53 uderzeń rywali i dał się zaskoczyć jedynie Dustinowi Boydowi.
Polacy zagrali bardzo skutecznie. Oddali 17 strzałów i zdobyli trzy gole, a do siatki trafiły uderzenia Bartosza Ciury, Martina Przygodzkiego i Macieja Urbanowicza.
Na sam koniec przypomnijmy sobie składy, w jakich do tego spotkania przystąpiły oba zespoły oraz strzelców bramek.
Kazachstan – Polska 2:3 (0:1, 2:1, 0:1)
0:1 - Bartosz Ciura - Krystian Dziubiński (07:28),
0:2 - Martin Przygodzki - Oskar Jaśkiewicz (30:30),
1:2 - Dustin Boyd - Curtis Valk, Nigel Dawes (30:47),
2:2 - Dustin Boyd - Nigel Dawes, Curtis Valk (35:29),
2:3 - Maciej Urbanowicz - Filip Komorski, Krystian Dziubiński (40:29),
Sędziowali: Adam Kika (Czechy), Gordon Schukies (Niemcy) – Andreas Malmqvist (Szwecja), Andrew Dalton (Wielka Brytania).
Minuty karne: 2-6.
Strzały: 53-17.
Widzów: ok. 7 tys.
Kazachstan: Karlsson – Mietałnikow (2), Dietz; Dawes, Boyd, Szestakow – Szłapow, Blacker; Michajlis, Valk, Starczenko – Kleszczenko, Makliukow; Akłozin, Rymriew, Szewczenko – Oriechow; Żajłauow, Pietuchow, Sagadiejew oraz Gurkow.
Trener: Andrej Skabiełka.
Polska: Murray – Kolusz, Wajda (2); Chmielewski, Paś, Jeziorski – Kostek, Ciura; Bettahar, Neupauer, Kapica – Jaśkiewicz (2), Michałowski; Dziubiński, Komorski (2), Urbanowicz oraz Przygodzki, Starzyński, Marzec.
Trener: Tomek Valtonen.
Tomek Valtonen odchodzi z reprezentacji Polski. Róbert Kaláber następcą
– Nie osiągnęliśmy porozumienia w kwestiach organizacyjnych. W przyszłym sezonie będę pracował w klubie zagranicznym i nie będę miał możliwości częstszych wizyt w Polsce, a tego oczekiwał ode mnie Polski Związek Hokeja na Lodzie – powiedział po odejściu szkoleniowiec urodzony w Piotrkowie Trybunalskim.
40-letni Fin z polskim paszportem zakończył reprezentacyjny rozdział bez awansu na zaplecze światowego hokeja. Sprawił za to olbrzymią niespodziankę w prekwalifikacjach olimpijskich, gdzie utarł nosa wyżej notowanym hokeistom z Kazachstanu. Rozbudziło to na pewno apetyty kibiców na dalsze sukcesy pod wodzą Valtonena, jednak doszło do rozstania.
Dziś trener, który urodził się w Piotrkowie Trybunalskim, kontynuuje swą pracę na Słowacji w ekipie Dukli Michalovce.
Wśród kandydatów do zastąpienia Fina wymieniano chociażby Tomasza Demkowicza, Marka Ziętarę i Jacka Szopińskiego. Od początku na czele wyścigu znajdował się jednak Róbert Kaláber, który poprowadził JKH GKS Jastrzębie do wygrania Pucharu Polski oraz triumfu w Visegrád Cup.
Odwołane Mistrzostwa Świata w Katowicach. Pochopna decyzja na 2021?
Kiedy Polacy spadli w 2018 na trzeci szczebel światowego hokeja, nawet największy pesymista nie mógł przypuszczać, że zagoszczą oni tam na co najmniej cztery lata. Koronawirus wyrządził spore szkody w polskim hokeju, a szczególnie ta dyscyplina ucierpiała w wydaniu reprezentacyjnym.
Przełożenie o rok Mistrzostw Świata, jakie miały odbyć się w Katowicach przyjęto ze zrozumieniem. Kontrowersje wywołała jednak decyzja, jaką podjęto jesienią, w momencie, kiedy każda liga na świecie dążyła do powrotu do normalności. Odwołanie kolejnego czempionatu może stanowić dla polskiego hokeja poważny regres.
Co prawda trener Kaláber ma teraz sporo czasu na wdrożenie własnych rozwiązań taktycznych, ale weryfikacja pracy zawodników, jak i samego szkoleniowca zawsze na turnieju rangi mistrzowskiej.
Kwalifikacje olimpijskie przełożone
Wielki sukces, jakim było niewątpliwie pokonanie wyżej notowanego Kazachstanu, natychmiast wzmogło apetyty kibiców na hokej w wydaniu reprezentacyjnym. Austria, Słowacja i Białoruś to przecież ekipy z najwyższej półki światowego hokeja, z którymi nieczęsto mamy okazję mierzyć się w meczach o stawkę.
Kiedy jednak pandemia koronawirusa objęła Europę, nikt nie łudził się nawet, że sierpniowy termin należy uznawać za wiążący. Oficjalna decyzja zapadła w maju. Kwalifikacje do Zimowych Igrzysk Olimpijskich 2022 postanowiono przełożyć o rok.
O dziwo, wydaje się, że takie rozwiązanie zwiększa szanse Polaków. Trener Róbert Kaláber zyskał czas na odpowiednie poukładanie reprezentacyjnych puzzli. Młode talenty w osobach Dominika Pasia, Kamila Wałęgi czy Pawła Zygmunta zyskają roczny bagaż doświadczenia, lepiej do reprezentacji powinien wkomponować się także Christian Mroczkowski, któremu więcej uwagi poświęciliśmy niżej.
Jasne, Polacy znają swoje miejsce w szeregu światowego hokeja, ale czy podobnie nie było przed meczem z Kazachstanem, kiedy na lód wyjeżdżaliśmy przeciwko ekipie naszpikowanej etatowymi hokeistami z KHL?
Hokejowa drużyna narodowa nie ma na tym etapie nic do stracenia, może jednak sporo zyskać. Mówienie o awansie wciąż pozostaje w sferze hurraoptymizmu, ale korzystne zaprezentowanie się na tym turnieju, pozostawienie serca na lodzie czy napsucie krwi rywalom może przynieść polskim hokeistom niemałego rozgłosu, tak potrzebnego przecież tej dyscyplinie w naszym kraju.
fot: Attila Szűcs /MJSZ
Pierwsze zgrupowanie nowego selekcjonera i… niespodziewany gość
Normą jest, że każdy nowy selekcjoner chce przetestować jak najszerszą grupę zawodników. Nie inaczej było w przypadku Róberta Kalábera, który na konsultacje zaprosił blisko czterdziestu zawodników. Szybko jednak stało się jasne, że nie będzie miał on okazji do bliższego zapoznania się z hokeistami reprezentującymi zagraniczne kluby.
W lipcu wybrańcy spotkali się ze sztabem w Warszawie, gdzie przeszli szczegółowe testy i badania, których wyniki miały posłużyć do dalszych analiz i wniosków.
Napędziło ono jednak sporo strachu kibicom i samym zawodnikom, w których organizmie wykryto SARS-CoV-2. Na jaw wyszły rażące zaniedbania w czasie organizacji zgrupowania, a całe to zamieszanie odbiło się negatywnie chociażby na treningach GKS-u Tychy czy Podhala Nowy Targ.
Na szczęście, w związkowej centrali zaprzestano oszczędzać kosztem zdrowia zawodników i kolejne zgrupowania były poprzedzane obowiązkowymi testami na obecność koronawirusa.
Debiut Mroczkowskiego
Kiedy Kanadyjczyk urodzony w Wellesley dołączył do GKS-u Tychy, wydawało się, że będzie on przybocznym Michaela Szmatuly, anonsowanego na gwiazdę całej ligi. Los spłatał jednak figla. Szmatula powrócił za ocean po zaledwie czterech meczach dla ekipy z piwnego miasta, Mroczkowski zaś wygrał w cuglach klasyfikację kanadyjską sezonu zasadniczego PHL.
Na dodatek, polskie pochodzenie uprawniało go do gry w biało-czerwonych barwach, a sam zawodnik w wywiadach podkreślał, że chciałby zagrać z „orzełkiem na piersi”.
– To zdecydowanie jest mój cel. Byłoby fajnie zagrać w reprezentacji, zwłaszcza wiedząc jakie mam korzenie czy skąd pochodzę – zaznaczył „Mroczek”, którego rodzice pochodzą z Ełku.
Co zrobił nowy selekcjoner reprezentacji – Róbert Kaláber? Skrzętnie wykorzystał i wysłał mu powołanie.
Trzeba jednak przyznać, że nasza drużyna narodowa nie miała w ostatnim czasie długoterminowego pożytku z naturalizowanych graczy zza wielkiej wody, a dziś już mało kto ma w pamięci, że Michael Cichy, Alexander Szczechura czy Michael Danton wystąpili z orzełkiem na piersi. Jedynym „rodzynkiem” pozostawał więc John Murray. Podczas listopadowego zgrupowania w Budapeszcie dołączył do niego jego klubowy kolega, Christian Mroczkowski, zdobywając debiutanckiego gola w drugim sparingu z „bratankami”. Nie zabrakło go także podczas towarzyskiego dwumeczu rozegranego na katowickim Jantorze. Tam już jednak nie zapunktował; niemniej wydaje się, że może on sprawić polskim kibicom jeszcze wiele radości.
fot: Attila Szűcs /MJSZ
Czytaj także: