- Na razie zachowuję spokój - śmieje się Mariusz. - Pewnie mógłbym się wściekać, frustrować, wyzywać wszystkich. Ale co by to dało?! Przybyłoby mi kilka wrzodów na żołądku. To bez sensu. Poza tym po co mam się dołować?
Jeszcze się nie kłócę
Rada Czerkawskiego, którą daje w takim przypadku sam sobie, jest jedna - pokazać się z dobrej strony na treningu.
- Tylko to może przekonać trenera, że warto na mnie stawiać - tłumaczy. - Żadna inna metoda nie zdaje egzaminu.
Powoli można zacząć podejrzewać, że Czerkawski podpadł czymś generalnemu menedżerowi "Klonowych Liści" Johnowi Fergusonowi lub trenerowi Patowi Quinnowi.
- Nawet nie rozmawiałem z menedżerem - mówi. - Z nikim się tu nie kłócę. O tym, czy zagram, czy nie, dowiaduję się przed meczem. Po rozjeździe podchodzi do mnie drugi trener i mówi, że nie wyjadę na lód. Tak to wygląda. Trener uważa, że w danym dniu zagra w takim ustawieniu i nie widzi mnie w składzie. Nie mam na to wpływu. Ale spokojnie. Nieraz w życiu miałem pod górkę i zawsze dawałem sobie radę.
Czyżby Kanada wpływała na obniżkę formy u Czerkawskiego? Wystarczy przypomnieć, że w Montreal Canadiens też nie błyszczał na lodzie. Być może służy mu tylko Nowy Jork i Wyspiarze (New York Islanders - przyp. red.).
Na przyjęciu u górali
- W Montrealu rozegrałem cztery mecze i siadłem na ławie, tutaj mam już pięć meczów. Jakieś podobieństwo jest - przyznaje. - Ale przypomnę, że w sparingach przed sezonem strzeliłem trzy gole. Grało mi się super. Dopiero teraz coś jest nie tak.
Na szczęście Mariusz może liczyć na wsparcie swojej narzeczonej. Emilia Raszyńska jest przy nim.
- Przyjechała tydzień temu i wspiera mnie. Zawsze mogę liczyć na gorącego buziaka - Mariusz jest zadowolony. - Poza Emilią wspiera mnie tu także 300-tysięczna Polonia. W sobotę idę tu na góralskie przyjęcie i będzie wesoło. A wcześniej... Mam nadzieję, że w czwartek zagram przeciwko Bruins.