To był wymarzony powrót. Po 270 dniach przerwy od hokeja, na taflę wkroczył po kontuzji Kamil Wałęga i okrasił to zdobyciem aż czterech goli w jednym meczu. – Brakowało mi już tej adrenaliny meczowej – nadmieniał w rozmowie na polsatsport.pl
Jego powrót do ligowego hokeja trudno było zaplanować w lepszym momencie. Po dziewięciu miesiącach przerwy spowodowanej kontuzjami Kamil Wałęga wrócił do składu Żyliny i od razu stał się jedną z kluczowych postaci zespołu. Cztery gole zdobyte w pierwszym meczu po rekonwalescencji przeciwko Nitrze nie tylko pomogły wygrać 6:4, ale też przerwały nieudaną serię drużyny, która wcześniej zwyciężyła tylko raz w siedmiu spotkaniach.
Sam zawodnik podkreśla jednak, że najważniejszy był wynik zespołu, a nie indywidualne statystyki.
– Brakowało mi już tej adrenaliny meczowej. Cieszę się z goli, ale jeszcze większą radość mam z wygranej, bo przerwaliśmy naszą niezbyt udaną serię – mówi Wałęga w rozmowie z polsatsport.pl, zaznaczając, że bez wsparcia kolegów z drużyny jego dorobek nie byłby możliwy.
Mecz z Nitrą zapisał się w jego karierze wyjątkowo mocno. Był to bowiem pierwszy hat trick Wałęgi w seniorskim hokeju, a symboliczny krążek po trzeciej bramce trafił na pamiątkę na półkę.
– To mój pierwszy hat trick w dorosłym hokeju. Mam ten krążek u siebie i będzie to dla mnie fajna pamiątka – przyznaje. Czapeczki lecące z trybun, zgodnie z tradycją, pozostały już jednak tylko wspomnieniem.
Duży wpływ na jego skuteczność miało także ustawienie w jednej formacji z Rastislavem Dejem i Jakubem Kolenicem.
– Świetnie się rozumiemy i na lodzie gramy praktycznie w ciemno – podkreśla Wałęga. Potwierdzeniem dobrej dyspozycji całej drużyny są kolejne zwycięstwa: osiem punktów w trzech następnych spotkaniach i dalsze stabilizowanie formy po trudnym początku sezonu.
Droga do tego momentu była jednak wyjątkowo wyboista. Najpierw poważny uraz głowy w fazie play-off poprzedniego sezonu, który wykluczył go także z gry w reprezentacji, a następnie złamanie kości łódeczkowej dłoni tuż przed startem obecnych rozgrywek.
– To jedna z najgorzej gojących się kości, więc przerwa znów była długa. Na szczęście teraz jest już wszystko w porządku – mówi z ulgą. Dziś Wałęga skupia się wyłącznie na grze, bo kalendarz nie daje wytchnienia – nawet święta i Nowy Rok upłyną mu w rytmie treningów i ligowych wyjazdów.
Czytaj także: