Jest niewątpliwie jednym z głównych autorów 19. tytułu mistrza Polski dla Szarotek. O kłopotach w trakcie sezonu, najważniejszych jego momentach i niepewnej przyszłości drużyny, z trenerem mistrzów Polski Milanem Jancuską rozmawia Paweł Wargenau.
– Kiedy zabrzmiała ostatnia syrena decydującego spotkania z Cracovią, co pan wówczas czuł? Towarzyszyła ulga, czy może satysfakcja i radość?
– Nie miał pan chwil zwątpienia, szczególnie po fatalnym meczu w Krakowie, w trakcie sezonu zasadniczego? Porażka 3:11 spowodowała, że część mediów krakowskich wróżyła pańską szybką dymisję.
– Nie da się jednak zapomnieć o tym, iż niewiele brakowało, a zespół pożegnałby się z fazą play-off już w meczach z niżej notowanym Jastrzębiem. Przyzna pan, że kibice Szarotek mogli mieć w 41 minucie decydującego spotkania stany przedzawałowe.
– W szatni miał pan chyba sporo do powiedzenia swoim zawodnikom?
– I przyszedł czas na niezwykle dramatyczne w wydarzenia mecze półfinałowe z GKS Tychy. Można się tylko domyślać, jakie myśli kłębiły się w pańskiej głowie. W poprzednim sezonie to przecież zespół z Tychów zastopował mistrzowskie aspiracje zespołu Podhala.
– Oprócz emocji czysto sportowych nie brakowało też niepohamowanej złości ze strony działaczy i kibiców GKS Tychy. Wszyscy pamiętamy starcie Suura z Sokołem. Jak pan dzisiaj na zimno skomentowałby tę sytuację?
– Czyli słowa kierownika tyszan Karola Pawlika, że rzekomo z premedytacją podjudzał pan swoich zawodników do ostrej gry, nie zrobiły na panu większego wrażenia?
– Ma pan na myśli koncertową grę zespołu w decydującym meczu półfinału? Przecież 6:0 to było upokorzenie przeciwnika. Spodziewał się pan takiego meczu? Wielu twierdzi, że to było najlepsze spotkanie pana podopiecznych w minionym sezonie.
– I w końcu przyszedł czas na finałowe starcie z Cracovią. Graliście już bez presji, bowiem opinia publiczna i tak stwierdziła, że dojście Szarotek do finału było ogromnym sukcesem. W finale tylko nieliczni dawali wam szanse na zwycięstwo. Jak pan na to reagował?
– Postanowił pan wyłączyć z gry Leszka Laszkiewicza. Długo się pan zastanawiał, zanim powierzył rolę „plastra” Tomkowi Malasińskiemu?
– Panie trenerze, dlaczego niemal cały sezon konsekwentnie stawiał pan na Krzyśka Zborowskiego? Przecież po kilku meczach posypały się na pana istne gromy, że nasz bramkarz jest przemęczony i że miał pan jeszcze do dyspozycji Furcę, a może nawet Niesłuchowskiego.
– Formalnie rzecz biorąc nie jest pan już szkoleniowcem Podhala. Co dalej?
Paweł Wargenau
Czytaj także: