Zmarł jedenastoletni chłopiec, który podczas treningu został trafiony krążkiem w szyję. Policja rozpoczęła śledztwo w tej sprawie.
Hokejowe środowisko w Kanadzie jest poruszone śmiercią zawodnika juniorskiej ligi miasta Saint-Eustache w Quebecu. W piątek zgon chłopca potwierdziła miejscowa policja.
Do tragicznego wypadku doszło 12 grudnia, w centrum sportowym. Młodego hokeistę, którego krążek trafił w kark, natychmiast zabrano do szpitala w Montrealu. Szefostwo drużyny od razu wydało oświadczenie, że chłopiec miał na sobie wszystkie elementy stroju ochronnego, w tym ochraniacz na szyję, który jest wymagany przez Hockey Quebec wobec wszystkich małoletnich zawodników. Opiekunowie pozostałych dzieci, które uczestniczyły w treningu, wyrazili ubolewanie i przekazały kondolencje rodzicom zmarłego chłopca. Dodali, że ich pociechy opuściły halę zszokowane i roztrzęsione.
Rozpoczęło się śledztwo w tej sprawie, chociaż policja zaznacza, że to kwestia proceduralna, ponieważ nikt nie wierzy, żeby do tragedii doszło intencjonalnie. Chodzi o jak najbardziej skrupulatne wyjaśnienie tego, co się stało.
Luc De Garie, lekarz medycyny sportowej z Instytutu Sportowego w Quebecu powiedział telewizji CTV NEWS, że tego typu wypadki są bardzo rzadkie, ale niestety, zdarzają się.
– Nie mam na razie wiedzy co do tego, w którą część karku chłopca uderzył krążek, ale taki uraz, bez względu na założone ochraniacze, może być potencjalnie śmiertelny, co właśnie się stało. Kark to bardzo wrażliwa część naszego ciała, a prędkość, z jaką krążek to dziecko uderzył jest tu kluczowa – wyjaśnił De Garie.
– Nie mam na razie wiedzy co do tego, w którą część karku chłopca uderzył drążek, Uważam, że sprzęt ochronny, jaki zawodnicy mają do dyspozycji, nie jest wystarczający – twierdzi Trent McCleary, były zawodnik Montreal Canadiens, którego kariera zakończyła się w 2000 roku, właśnie po tym, jak krążek uderzył go w szyję. Guma uszkodziła mu krtań, w wyniku czego zapadło mu się płuco i zawodnik nie mógł oddychać. Ekipa medyczna klubu, w oczekiwaniu na karetkę, w przejściu między boksem a szatniami walczyła o udrożnienie mu dróg oddechowych. McCelary odzyskał głos dopiero kilka tygodni po operacji.
– Owszem, ja nie miałem ochraniacza na szyi, nikt ich wtedy nie miał, ale to i tak nie miałoby najpewniej żadnego znaczenia, bo one i tak nie ochronią przed maksymalnie rozpędzonymi krążkami – powiedział agencji The Canadian Press były hokeista. – Nie wierzę w to, że istnieje jakakolwiek osłona na kark i szyję, która dawałaby stuprocentową gwarancję bezpieczeństwa.
– Był to koszmarny wypadek, ale jednak wypadek. Dzieciaki mają na sobie sprzęt ochronny najwyższej klasy – zapewnia z kolei Enrico Ciccone, były zawodnik NHL a obecnie działacz hokejowy w prowincji Quebec. – Zgodnie z prowincjonalnym rozporządzeniem dotyczącym bezpieczeństwa sportowego, nieletni zawodnicy mają obowiązek mieć na sobie kask, pełną ochronę twarzy oraz ochraniacz na szyi. Nie wiem, czy da się te zabezpieczenia jeszcze bardziej rozszerzyć. Tu już tylko może wchodzić w grę udoskonalanie materiałów, z których są wykonane – przyznaje.
Zarówno środowiska juniorskich lig jak i politycy przekazali rodzicom zmarłego chłopca wyrazy współczucia i kondolencje.
– Jednoczymy się wszyscy w ogromnym smutku i niedowierzaniu. Zapewniamy rodzinę o naszym bezwarunkowym wsparciu i empatii – napisała w oświadczeniu Jocelyn Thibault, menedżerka organizacji Hockey Quebec.
Prowincjonalna ministra sportu, Isabelle Charest, powiedziała, że jest załamana wypadkiem i, że przepełnia ją niedający się opisać smutek. Również rządowa ministra sportu, Carla Qualtrough, złożyła rodzinie, poprzez media społecznościowe, oficjalne kondolencje.
– Wszyscy jesteśmy tym wydarzeniem poruszeni. W imieniu swoim oraz całej rady miasta, pragnę przekazać wyrazy współczucia oraz wsparcie dla rodziny młodego sportowca – ogłosił w oświadczeniu prezydent Montrealu, Pierre Charron a Montreal Canadiens wyrazili smutek z powodu tragedii i starty młodego hokeisty.
Rozgrywki juniorskiej ligi Saint-Eustache zostały wstrzymane do odwołania.
Czytaj także: