Hokej.net Logo

Jeszcze nie nadszedł mój czas - druga część wywiadu z Henrykiem Gruthem

Jeszcze nie nadszedł mój czas - druga część wywiadu z Henrykiem Gruthem

- Sentyment do reprezentacji zawsze pozostaje. Tylko czy nadszedł już ten moment, w którym powinienem na stałe wrócić do ojczyzny? Chyba jeszcze nie - powiedział nam Henryk Gruth. Z jednym z najlepszych zawodników w historii polskiego hokeja rozmawialiśmy o problemach reprezentacji, a także o sposobach wyjścia z kryzysu.


HOKEJ.NET: - Niedawno na łamach naszego portalu Mariusz Czerkawski stwierdził, że polskim hokeistom brakuje ambicji, gdyż nie chcą wyjechać na Zachód i powalczyć o swoje. W Polsce mogą liczyć na naprawdę niezłe pieniądze...

Henryk Gruth: - Zgadzam się. Jak dowiedziałem się, jakie są zarobki w polskiej lidze, to złapałem się za głowę. Dziwię się klubom, że płacą aż tyle.

Cóż, nasi zawodnicy nie chcą powalczyć i wejść w cięższy reżim treningowy. Na Zachodzie trzeba dobrze się odżywiać, nie pić alkoholu i pokazać, że ma się hokejowe jaja. Widocznie status lokalnej gwiazdy też robi swoje. Wierzę jednak, że przynajmniej część naszych zawodników ma jednak chęci i ambicję.

Czy któryś z zawodników obecnej reprezentacji, wyłączając Leszka Laszkiewicza i Adama Borzęckiego poradziłby sobie w dobrej lidze?

- Chciałbym, aby tak się stało. Leszek jeszcze pięć lat temu mógł spokojnie znaleźć sobie miejsce w dobrym klubie. Na szczęście Adaś Borzęcki walczy o grę w DEL-u i naprawdę chwała mu za to. Oby było więcej takich graczy, będę trzymał za nich kciuki.

Pozwólcie panowie, że teraz ja was o coś zapytam. Jak zdobywa się tytuł mistrzowski w Polsce? Otóż kupuje się siedmiu zawodników i sukces murowany. Na szczęście Sanok rozpoczął pracę z młodzieżą. W Tychach było tak samo, nie chcę nawet wspominać o Cracovii, która pięć mistrzostw zawdzięcza transferom. A czy krakowianie zdobyli jakiś sukces w grupach młodzieżowych? No właśnie. Panowie, nie tędy droga.

Szwajcarska reprezentacja zyskała sporo na naturalizacji. Biorąc pod uwagę poziom naszej drużyny narodowej jest pan zwolennikiem takich kroków?

- To jest dobre rozwiązanie, ale na krótką metę. Zakładamy, że reprezentacja ma problemy i takim krokiem można sobie na pewien czas pomóc.

Jestem jednak przeciwnikiem takich "siłowych" rozwiązań. Chyba że zawodnik jest w naszym kraju od pewnego czasu, mówi dobrze po polsku i deklaruje chęć pomocy. Wtedy nie mam żadnych zastrzeżeń.

Wracając do pierwszej części waszego pytania. Pamiętam, że laliśmy Szwajcarów niemiłosiernie, wygrywaliśmy z nimi po 8:0 - tak było do olimpiady w Calgary w 1988. Później opracowali koncepcję i zrobili spory krok do przodu.

Polegała ona głównie na intensywnej pracy z młodzieżą. Ustalono specjalny program ochronny i żadna z drużyn nie spadała z ligi. Tyle że każdy zespół musiał spełniać szereg warunków. Przede wszystkim pierwszy trener musiał mieć dyplom i spore doświadczenie, a także równie wykwalifikowanego asystenta. Obaj pilnowali tego, by liczba treningów w tygodniu zgadzała się i by zawodnicy korzystali z odnowy biologicznej. Trenerzy muszą przygotowywać także specjalne raporty.

Wszystkie te elementy są sprawdzane przez centralę, która dofinansowuje zespoły sporą kwotą. Rachunek jest zatem prosty. Spełniasz warunki dostajesz pełną pulę, masz jakieś braki - tracisz na tym.

Teraz z ligi spada jedna drużyna, która w ciągu dwóch kolejnych sezonów dwukrotnie zajmie ostatnie miejsce. Uwierzcie mi, że w 20 zespołowej lidze jest o to naprawdę ciężko.

Jak zachęcić młodzież do uprawiania hokeja?

Nie ma na to jednej recepty. Każda z drużyn ma swoje metody działania. W Szwajcarii wygląda to tak, że każdy klub ma swoją szkółkę łyżwiarską nad którą pieczę sprawują trenerzy najmłodszych grup młodzieżowych. Jeśli wypatrzą utalentowanego dzieciaka, to od razu namawiają rodziców, żeby dali mu szansę i pozwolili trenować.

A dzieci szybko łapią bakcyla...

- No właśnie!

Przed kilkoma laty powstał rządowy projekt budowania zimowych orlików, które mają być zalążkiem do promowania hokeja w różnych częściach Polski. Dobre posunięcie?

- Jak najbardziej. Obserwując to zza granicy, to widać pewien kroczek do przodu. Coś zaczyna dziać się w Lublinie, coś w Wielkopolsce, gdzie jak dotąd nie było ośrodków.

Zresztą w nowych ośrodkach ma się pojawiać Mariusz Czerkawski i zachęcać dzieci do gry w hokeja. To naprawdę piękny sport.

Wielka szkoda, że dobrych i stabilnych ośrodków nie ma w największych miastach, oczywiście wyłączając Kraków i Górny Śląsk...

- Niestety piłka nożna zdecydowanie deklasuje hokej. Chyba nic w tej kwestii nie zrobimy...

Swoją drogą ubolewam nad spadkiem Podhala Nowy Targ, przecież to kuźnia hokejowych talentów. Denerwuje mnie to, że tak wspaniały ośrodek upadł, bo ludzie nie potrafili się ze sobą dogadać. Żeby osiągnąć sukces, trzeba współpracować.

Na koniec chcielibyśmy zapytać o to, czy chciałby Pan poprowadzić seniorską reprezentację?

- Sentyment do reprezentacji zawsze pozostaje. Tylko czy nadszedł już ten moment, w którym powinienem na stałe wrócić do ojczyzny? Wypromowanie się w Szwajcarii kosztowało mnie naprawdę sporo sił, w zasadzie było to kilkanaście lat ciężkiej pracy.

Cóż, na moje miejsce już czekają Finowie, Kanadyjczycy czy Szwedzi. I są to naprawdę dobrzy trenerzy. Ciężko mi jest w tej chwili rzucić to wszystko i zrezygnować. Możliwe, że po dwóch latach spędzonych z reprezentacją mogę nie mieć do czego wracać.

Poza tym, nie satysfakcjonuje mnie jednorazowy wynik, bo taki może osiągnąć każdy trener z Zachodu.

Rajcowałoby mnie coś większego, mam tu na myśli systematyczną, kilkuletnią pracę i stworzenie solidnych podstaw, czyli zaplecza sportowego i dobrej ligi juniorskiej. Nawet nie wiem, czy starczyłyby na to cztery lata (śmiech)...

Rozmawiali Radosław Kozłowski, Sebastian Królicki


Pierwsza część wywiadu tutaj

Czytaj także:

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe