Komorski: Zabrakło hokejowego szczęścia [WIDEO]
Drugi rok z rzędu w półfinale Pucharu Polski od tyskiego GKS-u lepsza okazała się być Unia Oświęcim. Bolesną porażkę przed kamerami klubowej telewizji analizuje Filip Komorski, autor jedynego gola tyszan w tym meczu.
Tym razem sposób na tyszan ponownie znalazła Unia Oświęcim. Rok temu ekipa z grodu nad Sołą do awansu do finału potrzebowała rzutów karnych, wczoraj natomiast oświęcimianie rozstrzygnęli losu meczu w regulaminowym czasie gry.
– Wydaje mi się, że większą część meczu prowadziliśmy grę, ale dzięki temu nie przechodzi się do finału. Do finału awansuje ten, kto zdobędzie więcej goli, a dzisiaj, pomimo sporej ilości czasu z krążkiem w tercji przeciwnika, kilkukrotnie zamykaliśmy ich na długo we własnej tercji, ale nie było z tego żadnych korzyści w postaci bramek i przegraliśmy– mówi na antenie klubowej telewizji Filip Komorski.
Jednym z największych mankamentów trójkolorowych były tracone bramki, które padały niemalże w najmniej spodziewanych momentach. Daniłł Oriechin dał swym kolegom wyrównanie ponad minutę po straconym golu, Luka Kalan wpisał się na listę strzelców na 14 sekund przed końcem tercji, w której optycznie przeważali tyszanie, a wynik ustalił Teddy Da Costa.
– Pierwsza, szybko stracona bramka, po naszym wyjściu na prowadzenie, a następnie padła bramka dosyć kontrowersyjna w końcówce drugiej tercji. Na pewno to zbija troszeczkę morale, ale wydaje mi się, że na trzecią tercję znowu wyszliśmy zmotywowani i znowu prowadziliśmy grę. Złapaliśmy niepotrzebną karę, graliśmy w osłabieniu. Ciężko jest coś powiedzieć po takim meczu; serce chciało wszystko, wszyscy chcieliśmy, było zaangażowanie. Prowadziliśmy tę grę, byliśmy dużo na krążku, mieliśmy wiele strzałów, a znowu gdzieś zabrakło tego hokejowego szczęścia, żeby ten krążek gdzieś od odbijaczki czy parkana bramkarza odbił się do naszego kija, a nie do przeciwnika – wyjaśnia rodowity warszawianin.
Hokeistów z piwnego miasta czeka teraz spora mobilizacja. Rok zakończyli ponownie porażką w Pucharze Polski, a na dodatek muszą powalczyć, by odzyskać miejsce na fotelu lidera. Jeżeli myślą o obronie tytułu mistrzowskiego, to w nadchodzącym roku muszą zaprezentować lepszą grę niż wczorajszego wieczoru.
– Nie ukrywamy, że jesteśmy dziś źli, bo przegrywamy znowu mecz, kiedy czuliśmy, że powinniśmy go wygrać. Oczywiście, najważniejsze są play-offy, i mistrzostwo, które musimy obronić po raz czwarty. Tak jak wspominałem, musimy poprawić skuteczność i nasze morale, bo dziś jesteśmy naprawdę wkurzeni za ten mecz – dodaje na zakończenie 29-letni center.
Komentarze