Rodzice inwestują w rozwój swoich pociech, które w przyszłości będą chciały grać w hokeja. Przygoda z hokejem zaczyna się kupna od łyżew, kija i rękawic. Nim adept szkółki hokejowej zostanie zawodowcem jego rodzice wyłożą sporo pieniędzy.
Predyspozycje kandydatów toruńskiej szkółki hokejowej do gry na coraz wyższym poziomie rosną z każdym rokiem, miesiącem i tygodniem. Treningi dają okazje do nabywania nowych umiejętności, a mecze pozwalają szlifować zdobyte już sprawności. Turnieje natomiast zmieniają jednostki w zwartą drużynę. Za rozwojem młodych hokeistów stoją jednak spore pieniądze wykładane przez ich rodziców.
Łyżwy i rękawice na początek
- Dzieci rozpoczynające naukę w grupie naborowej muszą posiadać łyżwy, rękawice i zimową czapkę - informuje Ignacy Krasiński, prezes młodzieżowego klubu Sokoły.
Łyżwy i rękawice są wierzchołkiem „góry pieniędzy”. Z każdym kolejnym rokiem nakłady szybko wzrastają.
- Mój syn gra w hokeja trzeci pełny rok - mówi Adam Brzóskowski, tata 11-letniego Jakuba. - Po tym sezonie muszę kupić mu trzecią parę łyżew, drugą parę spodni, nałokietniki i bodiki. Przez ten czas kilka rzeczy z całego ekwipunku pozostało niezepsutych. Najczęściej wymieniane są natomiast getry. Kuba „zrypał” już chyba dziesięć par.
Wspomniany zestaw sprzętu kosztuje od 800 do 1000 złotych w zależności od postury młodzieńca. Do tej sumy dochodzą jeszcze coraz droższe i nowsze kije oraz kaski.
- To sporo pieniędzy, ale w hobby się przecież inwestuje - mówią zgodnie rodzice.
Tymczasem dzieci szybko rosną, sprzęt trzeba więc często zmieniać.
- Gdyby tak zsumować, to byłby z tego pewnie niezły samochód - żartuje Jacek Gimiński, tata byłego hokeisty Marcina oraz obecnego reprezentanta kraju w kategorii juniorów, 16-letniego Jakuba. - Sam sprzęt to jednak nie wszystko. Wyjazdy na mecze ligowe opłaca klub, ale gdy zdarzają się turnieje, to rodzice dopłacają z własnego portfela za autobus, czy wyżywienie. Na obozy letnie też dokładamy. Uczestniczymy we wszystkim.
Widząc postępy swoich pociech, ich zaangażowanie i pasję rodzice jednak nie odmawiają.
- To oczywiste. Nierzadko dostosowujemy też swoje prywatne plany. Nie tak dawno mieliśmy jechać na wakacje, ale Kuba dostał wówczas powołanie na zgrupowanie kadry Polski. Stwierdził wtedy: „tata, ja ucieknę z domu, ale na kadrę pojadę”. Nie było wyjścia - opowiada Jacek Gimiński. - Chłopaków trzeba podziwiać. Codziennie przed szkołą, o porannych godzinach, są na lodzie. Przykładają się do treningów. Problemów z nimi nigdy nie było.
Alternatywy i stypendia
Tymczasem wysokie ceny sprzętów narzucane przez producentów wymusiły na zainteresowanych ich pozyskaniem szukanie innych, tańszych rozwiązań.
- Każdy się jakoś posiłkuje - mówi Adam Brzóskowski. - Czasem jeździmy do Czech lub Słowacji. Tam można nabyć dobry sprzęt.
Alternatywą jest także zakup dużo tańszych, używanych akcesoriów. Kilka lat temu na toruńskim lodowisku można było znaleźć wiele ogłoszeń sprzedaży, bądź kupna sprzętu po niższych cenach. Choć czasy się zmieniły, to wciąż nietrudno jest kupić używane kije, bodiki (ochraniacze ramion), czy kaski.
- Taka giełda, to dobra okazja dla tych rodziców, których dzieci jeszcze nie wiedzą, czy gra w hokeja im się spodoba. Później, gdy okaże się, że dziecko chce grać, to raczej inwestuje się w sprzęt na bieżąco - dodaje Adam Brzóskowski.
Pomoc w tym zakresie, na określonych warunkach, starają się zapewnić natomiast działacze klubu młodzieżowego.
- W tym roku dla uczniów pierwszych klas sportowych o profilu hokejowym klub będzie chciał w połowie dofinansować zakupiony sprzęt - mówi Ignacy Krasiński, prezes Sokołów.
Z subwencji uzyskanych z Urzędu Miasta i Urzędu Wojewódzkiego klub organizuje mecze ligowe i częściowo zwraca rodzicom pieniądze za zakupiony sprzęt.
- Obowiązuje drabinka. Dwieście złotych dla żaka, dwieście pięćdziesiąt dla młodzika i trzysta dla juniora - dodaje prezes klubu Sokoły. - W ubiegłym roku takie akcje organizowaliśmy dwa razy.
Inną z dróg są także stypendia przyznawane przez prezydentów miast oraz marszałków za wybitne osiągnięcia. Na największe wsparcie finansowe mogą liczyć natomiast najlepsi zawodnicy, reprezentanci Polski. Ministerstwo dofinansowuje bowiem wybranych graczy z pieniędzy przeznaczonych na program „Talent”. Przydział może sięgać nawet pięciu tysięcy złotych.
Finansowanie pociech przez swoich rodziców kończy się dopiero wtedy, gdy młody adept zdoła załapać się do drużyny seniorskiej. Wówczas koszty utrzymania takiego zawodnika bierze na siebie jego klub.
Dariusz Łopatka - Nowości
Czytaj także: