Krzysztof Oliwa dostarczył nam w zakończonym sezonie NHL sporo emocji. Polak był o krok od wywalczenia - po raz drugi w karierze - mistrzostwa najlepszej ligi hokejowej świata. Wielka szkoda, że nie udało mu się sięgnąć po Puchar Stanleya, ale jak sam mówi był to jego najlepszy sezon w NHL. W Calgary Oliwa zdobył to co najważniejsze, czyli uznanie i sympatie kibiców. To tutaj często cała hala fanów na stojąco skandowała "Oliwa, Oliwa", a Krzysztofa motywowało to jeszcze bardziej. Mimo, że zawieszenie na pięć meczów kosztowało go prawie 40 tysięcy dolarów, to Oli odrobił to sobie w statystykach. 31-letni wychowanek GKS-u Tychy miał najwięcej bo 31 bójek w lidze, a w minutach karnych był trzeci w całej NHL. Strzelił też (razem z playoffs) pięć goli i dwa razy asystował. W atmosferze opadających po sezonie emocji rozmawiamy z Krzysztofem Oliwą...
Jak pogodziłeś się z tym, że w tym roku nie wzniesiesz Pucharu Stanleya?
- Nie było to łatwe. Myślę nawet, że uczucie złości trwa we mnie do teraz. Jednak zamiast rozpaczać, cieszę się z tych wszystkich pozytywnych wrażeń, które swoją grą daliśmy naszym kibicom. Przypomnijmy sobie, że Flames przez siedem lat nie grali nawet w playoffs, a my praktycznie w ciągu sezonu nie tylko zakwalifikowaliśmy się do tej fazy ale doszliśmy do samego finału Pucharu Stanleya. Wielu hokeistów marzy o tym, żeby zagrać w finale i nigdy nie jest im to dane, a ja już dostąpiłem tego zaszczytu. Budujące jest to, jak byliśmy i nadal jesteśmy postrzegani w Calgary. Nasze sukcesy były przez kilka miesięcy wielkim podnieceniem dla całego miasta. Czegoś takiego na ulicach, jak po naszych wygranych meczach, nie widziałem dotychczas nigdy w karierze.
Kibiców macie bardzo lojalnych, nawet po porażce w siódmym meczu tłumnie czekali na was na lotnisku w Calgary.
- Tak, to prawda. W gazetach pisano o 400 fanach, ja śmiało mogę powiedzieć, że witało nas dużo wiecej niż 1000 fanów. Bardzo głupio się czułem na lotnisku, bo chociaż kibice podtrzymywali nas na duchu, to my wściekli byliśmy, że wracamy bez Pucharu. Wszyscy byliśmy wykończeni psychicznie i fizycznie. Fani Flames już na lotnisku pocieszali nas i mówili, że nadal jesteśmy bohaterami, że taki jest sport.
Wasza złość musiała być wielka. Rozegrać 108 meczów w sezonie i na końcu przegrać mistrzostwo jedną bramką to musi boleć. Chyba nie łatwo było się pogodzić z losem?
- Doświadczenia, wrażeń i nauki jaką dostałem podczas tegorocznego finału nikt mi nie odbierze. Być tak blisko i nie wygrać to jednak trudne do przełknięcia, ciężko jest wrócić do normalności. Wszyscy pracowaliśmy ciężko przez cały sezon, nikt się nie oszczędzał a na koniec przegraliśmy Puchar jednym golem, to boli. Jednak nasza postawa w ciągu całego sezonu pozwala nam z optymizmem i poczuciem swojej wartości patrzeć w przyszłość.
Jak reszta drużyny przyjęła porażkę?
- Na pewno nikt nie jest zadowolony, ale z drugiej strony wiemy, że daliśmy z siebie wszystko. Nie mamy sobie nic do zarzucenia, każdy z nas grał na maksa. Kapitan Lighting Dave Andreychuk, który 22 lata czekał na Puchar Stanleya, gdy zobaczyłem jak cieszył się pomyślałem, że ma nagrodę za cierpliwość i lata gry. U nas grał też Dave Lowry, który ma za sobą 20 lat występów w NHL i dopiero w tym roku zagrał w finale Pucharu Stanleya. To byli najstarsi zawodnicy i oni raczej zakończą kariery, ale wierzę, żę wielu z nas jeszcze zagra w finale i wygra.
Dla wielu kibiców, tak w Kanadzie jak i w Polsce, jesteś bohaterem. Czy był to dla Ciebie najbardziej udany sezon w NHL?
- Zdecydowanie tak i to mimo tego, że nie zdobyłem Pucharu Stanleya. Jeżeli podadajesz wszystkie dogrywki to wyjdzie 30. meczy po sezonie zasadniczym, to mordercza dawka. Momentami nie bardzo wiedziałem gdzie jestem. Miedzy meczami przeloty po 5 godzin, do tego bardzo rozbijające zmiany czasu. Dla przykładu podam fragment naszego rozkładu zajęć. O czwartej rano przylatujemy do Tampy. Zanim dotarliśmy do hotelu też zeszło chwilę, później potłuczeni wstawaliśmy już o 10. rano, żeby na 12. być na treningu. Po treningu mała drzemka i już z powrotem do hali, żeby wieczorem grać. To wielki wysiłek, nawet dla tak silnych organizmów.
Wielu kibiców hokeja w Polsce, dzięki Tobie, zarywało noce aby oglądać mecze Flames. Czy wybierasz się na wakacje do Polski spotkać się z kibicami hokeja?
- Dziękuje wszystkim, którzy trzymali za nas kciuki. Bardzo chcieliśmy wygrać dla was Stanley Cup. Nie udało się, ale taki jest sport. W Polsce będę gdzieś za miesiąc, chce spędzić urlop w gronie rodzinnym, ale na pewno znajdę czas aby spotkać się z kibicami. Wszystkim dziękuje za wsparcie i pozdrawiam...
Rozmawiał Chris Reiko
Mathias
Czytaj także: