Spotkałem go dzisiaj w Jastrzębiu. Leszek Laszkiewicz przyjechał na lodowisko, na którym stawiał pierwsze kroki. Była więc okazja do wspomnień oraz pytań o dzień dzisiejszy, a raczej plany na sezon 2005/2006. Wychowanek GKS Jastrzębie chętniej wspominał, a o nowym pracodawcy nie chciał jeszcze mówić. Wyznał jednak, że jest zaskoczony tym, że polskie kluby tak ochoczo wyraziły gotowość zatrudnić go na jego warunkach.

Zdjecie Dorota Dusik
- Wie pan już, w którym klubie zagra w sezonie 2005/2006?
- Jeszcze nie. Sądziłem, że odpowiedź z Milano Vipers, gdzie odesłałem zaproponowany przez Włochów kontrakt nanosząc swoje poprawki, przyjdzie do Polski w poniedziałek. Chciałem nawet naciskać, żeby Włosi dzisiaj go przysłali, ale mój menedżer Andrzej Frysztacki tak był w poniedziałek zajęty otwieraniem lodowiska w Jastrzębiu, goszczeniem Mariusza Czerkawskiego i podejmowaniem gości,że nie miał czasu i głowy do "naciskania" Włochów. A od tego jaka będzie ta odpowiedź zależy co zrobię.
- To znaczy?
- Jeżeli Włosi zgodzą sie na moje warunki będę ich zawodnikiem. Jeżeli się nie zgodzą to podpiszę kontrakt w Polsce. Przeliczyłem to dokładnie. Odliczając od proponowanych we Włoszechzarobków koszty utrzymania rodziny w Mediolanie wyszło mi, że lepiej zostać w domu.
- Polskie kluby zaoferowały lepsze warunki?
-Powiem szczerze,że wybierając się na rozmowy o zarobkach do Krakowa, Oświęcimia czy Tychów i spotykając się w Sosnowcu z prezesem TKH, który akurat w piątek był w Tychach na posiedzeniu Rady Nadzorczej PLH i w drodze powrotnej zatrzymał się u mnie, nie sądziłem,że moje warunki zostaną zaakceptowane przez wszystkich. Liczyłem,że z czterech klubów trzy powiedzą od razu "dziekujemy, nie stać nas". Ale okazało się, że tylko jeden prezes powiedział, "odpowiedź dam w środę". Reszta zgodziła się na moje warunki. I mam naprawdę dylemat. Wśrodę chciałbym go już jednak ostatecznie rozwiązać.
- Dlaczego nie wystąpił pan w meczu pokazowym na otwarcie lodowiska w Jastrzębiu?
- Bo mojego przyjazdu do Jastrzębia w tym dniu pierwotnie nie było w planach. To było bardziej zakończenie prac budowlanych i oddanie lodowiska do użytku niżoficjalne sportowe otwarcie. To ma nastąpić później, gdy reprezentacja Polski zmierzy się tu z Vitkovicami. Chciałbym wtedy zagrać w Jastrzębiu, a teraz gwiazdądnia był Mariusz Czerkawski i wszystkie oczy zwrócone były na niego.
- Pamięta pan swoje mecze w Jastrzębiu?
- Oczywiście, że pamiętam, bo to piękne czasy mojego dzieciństwa. To nic, że tafla była pod gołym niebem, że na głowy padał nam deszcz lub śnieg, albo że trzeba było najpierw zebrać śnieg z lodu, żeby można było trenować. Siedziałem na lodowisku nieraz od 6 rano, z przerwą na naukę w szkole sportowej, do wieczora. Z bloków, w których mieszkałem miał 5 minut spacerkiem na lodowisko. Tu był mój drugi dom. Najbardziej z tamtych czasów utkwił mi w pamięci jeden mecz w Katowicach. Ponieważ w każdym spotkaniu strzelałem gole, czasem nawet po pięć, raz, gdy nie udało mi sie zdobyć bramki, rozpłakałem się i choć nasza drużyna wygrała, ja cała drogę powrotną płakałem, nie mogąc przeżałować tego, że nie pokonałem bramkarza rywali.
- Czy w takich warunkach, pod gołym niebem może się wychować reprezentant Polski?
- Gdybym został w Jastrzębiu pewnie nie byłbym dzisiaj reprezentantem Polski, mistrzemWłoch. Po skończeniu Szkoły Podstaowej zostałem jednak zawodnikiem Naprzodu Janów, gdzie przez rok godziłem naukę z grą w hokeja, a potem trafiłem do SMS i mogłem się dalej rozwijać, choć z daleka od domu. Wielu moich rówieśników, nie miało jednak tego szczęścia i nie rozwinęli talentu. Dzisiejsza młodzież w Jastrzębiu ma tę możliwość i może bez wyjeżdżania z domu trenować, rozwijać się, grać w lidze. Mają bazę, dach nad głową i życzę młodym zawodnikom i ich opiekunom, trenerom i działaczom, żeby tę szansę wykorzystali. Mam nadzieję, że po nazwiskachWieloch i Laszkiewicz także kolejni jastrzębianie wpiszą się na listę reprezentantów Polski.
Czytaj także: