Drużyna GKS Energa Stoczniowiec Gdańsk po emocjonującym meczu zwyciężyła TKH Nesta Toruń 4-1 (0-0, 1-1, 3-0). Tym samym Stoczniowiec pewnie objął pozycję lidera, uzyskując 3 pkt. przewagę nad mającą rozegrane dwa mecze więcej Cracovią.
Pierwsza tercja dostarczyła kibicom obu drużyn wiele emocji – i ani jednej bramki. Gospodarze nie wykorzystali swojej szansy, grając przez ponad minutę w podwójnej przewadze. Goście nie mogli znaleźć sposobu na pokonanie będącego w wyśmienitej formie Odrobnego. Również Plaskiewicz (wybrany przez trenera Pysza zawodnikiem spotkania) prezentował wysoki poziom, ratując swoją drużynę przed utratą bramki po strzałach Skutchana, Łopuskiego czy M. Wróbla. Jednak głównie na lodzie panował chaos - i był on zawodnikiem raz gospodarzy - a raz gości.
W drugiej tercji do huraganowego ataku ruszają Stoczniowcy. Szczególnie Milan Furo (wybrany przez trenera Zabrockiego zawodnikiem meczu) raz za razem rozpoczyna ataki gdańszczan, pędząc jak huragan w stronę bramki TKH. Na przeszkodzie temu huraganowi stał Michał Plaskiewicz, który grał jak w transie. Jednak samym bramkarzem wyniku sięnie obroni. W 25 minucie spotkania silny strzał Strużyka odbija bramkarz gości – a krążek ląduje tuż przed niepilnowanym Milanem Furo. Ten nie zastanawia się wcale – i zanim Plaskiewicz zdążył się obrócić – umieszcza krążek w bramce. Szał radości ogarnia kibiców gospodarzy – gdyż w tym samym czasie Cracovia przegrywa z Tychami - i zanosi się, że Stoczniowiec obejmie fotel lidera. Nie na darmo mawiają mądrzy ludzie, by nie dzielić skóry na niedźwiedziu. I mawiają również, że niewykorzystane sytuacje się mszczą.
I tak oto w 30 minucie Maciej Urbanowicz fantastyczny rajd przez pół lodowiska kończy precyzyjnym podaniem do stojącego na idealnej pozycji Josefa Vitka – który w tej sytuacji … kiksuje machając kijem nad krążkiem. Minutę później Furo wpada w tercję gości, mija obrońców i podaje krążek na trzeci metr przed bramką – lecz nie ma komu oddać strzału. Gdy obrońcy gości z niedowierzaniem przejmują krążek – odbiera im go Maciej Urbanowicz, który z idealnej sytuacji strzela tuż obok słupka zasłoniętego Plaskiewicza. Gdy wydaje się, że kolejna bramka dla gospodarzy wisi w powietrzu – pada gol dla Torunian. Po buliku rozegranym w tercji gospodarzy krążek przejmuje Cychowski, który podaje do stojącego na środku niebieskiej linii Kubata - i ten nie blokowany strzela silnie - między parkanami zasłoniętego Odrobnego. Toruń wyrównuje na 1-1 – i mecz rozpoczyna się od nowa. Gdańszczanie nie wierzą, że tak łatwo dali sobie odebrać prowadzenie. Znowu szaleje na lodzie Furo, coraz groźniejsze akcje wyprowadza Jankowski i Urbanowicz, przez kolejnych 5 minut zawodnicy TKH praktycznie nie wyjeżdżają ze swojej tercji. Jednak wyśmienicie broni Plaskiewicz – i do szatni zawodnicy zjeżdżają przy wyniku remisowym.
W takich sytuacjach trenerzy w szatni zazwyczaj mówią zawodnikom, że najważniejsze, to nie stracić bramki. Jednak łatwo mówić – a trudno wykonać. Już w 42 minucie spotkania pada bramka dla Stoczniowca, której jednak sędzia Kryś nie uznaje. Gdy po strzale Milana Furo krążek odbija się od Plaskiewicza – ten rzuca się, by go zagarnąć pod siebie. Nie udaje mu się jednak złapać gumy, która pozostaje w grze. I w tym właśnie momencie gwiżdże sędzia Kryś – a ułamek sekundy później Furo wbija krążek do bramki. Jednak - ponieważ krążek wpada do bramki po gwizdku - to ta nie zostaje uznana. Obiektywnie oceniając tę sytuację – trudno winić sędziego, który stracił krążek z oczu i podejrzewał, że został zamrożony przez bramkarza.
Już minutę później Tobiasz Bigos idealnie wykłada krążek do znajdującego się tuż przed bramką Skutchana – który nie wykorzystuje sytuacji do zdobycia bramki. W 45 minucie Michał Smeja popełnia błąd we własnej tercji obronnej i wybija krążek wprost pod kij nadjeżdżającego przeciwnika, który znajduje się w sytuacji sam na sam z Odrobnym. Jednak Przemek nie daje się zaskoczyć – i pewnie broni trudny strzał. Trzy minuty później Jastrzębski przejmuje krążek w tercji środkowej – i pędzi w stronę bramki Odrobnego. W sukurs ruszają koledzy – i pod gdańską bramką robi się naprawdę niebezpiecznie. Bramka dla gości wisi w powietrzu, gdy tymczasem zdobywają ją gospodarze. Po dwójkowej akcji Skutchan podaje krążek do stojącego przed bramką Vitka - i ten z najbliższej odległości pokonuje Plaskiewicza - jest 2-1 dla Stoczniowca. Na trybunach nie osłabł jeszcze szał radości, gdy w solową akcję pod bramkę TKH rusza Mikołaj Łopuski. Gdy wydaje się, że „Miki” zapędził się za daleko – i już nic z tego nie będzie – ten oddaje strzał z niewiarygodnie ostrego kąta – i Stocznia prowadzi 3-1. Trzeba przyznać, że takie piękne bramki niezwykle rzadko oglądamy na naszych lodowiskach.
Od tego momentu mecz robi się ostry – w ciągu kolejnych 4 minut sześciu zawodników wędruje na ławkę kar. A ponieważ dwóch więcej wędruje z drużyny gospodarzy – to TKH znowu otrzymuje szansę na odwrócenie losów spotkania, grając przez ponad minutę w podwójnej przewadze. Chcąc ustalić strategię trener Pysz bierze nawet czas - jednak goście nie potrafią zdobyć kontaktowej bramki – raz na przeszkodzie staje słupek bramki, a drugi raz – po piekielnie silnym strzale Burila – Przemysław Odrobny. Na 20 sekund przed końcem spotkania trener Pysz zdejmuje bramkarza – zapominając, że Stoczniowiec już takie okazje wykorzystywał w tym sezonie. TKH zakłada zamek – ale zbyt słabo zagrany krążek przejmuje Hurtaj, długim podaniem obsługuje pędzącego co sił w nogach Josefa Vitka – który celnym strzałem przypieczętowuje zwycięstwo Stoczniowca 4-1.
Na zakończenie wyrazy uznania dla kibiców obu drużyn, którzy dopingowali swoich zawodników w sportowej atmosferze – a po meczu nawzajem podziękowali sobie oklaskami. Chciałoby się częściej oglądać takie obrazki na polskich arenach sportowych. W ostatnią niedzielę pozytywne opinie o świetnym dopingu i normalnych kibicach spłynęły również z Jantoru, co budzi nadzieję, że i na pozostałych lodowiskach takie zachowania już niedługo staną się normą. Czego sobie życzmy ;)
Olek Nowaczek
Hokej.net
Czytaj także: