Marc Johnstone – nikt na niego nie stawiał, a on trafił do NHL
Raz na jakiś czas w świecie sportu zdarza się historia niemalże nieprawdopodobna. Tak właśnie wyglądała droga Amerykanina Marca Johnstona do NHL. Można ją podsumować klasycznym, nieco memicznym hasłem: „To trzeba na spokojnie!”
Marc Johnstone dość późno trafił do najlepszej ligi świata, bo dopiero teraz, gdy ma już 27 lat.
– Cóż, każdy ma swoją drogę – powiedział Amerykanin portalowi pensburgh.com po swoim pierwszym w życiu występie w NHL – i to, czy trafia się tu mając lat 18, czy 27 nie ma tak naprawdę większego znaczenia. Trzeba po prostu ciężko pracować i jak się czegoś mocno chce, to wszystko jest możliwe.
Urodzony w Cranford, w New Jersey zawodnik, w lidze USHL, obejmującej rejon Środkowego Zachodu, zadebiutował dopiero jako 19 latek. Jej władze dopuszczają do gry już 16 latków, czyli gdy większość jej hokeistów przechodzi już zwykle do sportu zawodowego, Marc Johnstone dopiero zaczął się w niej urządzać. W 2017 zdobył, wraz z Chicago Steel, mistrzostwo USHL a dwa lata później trafił do ligi akademickiej, gdzie przez cztery sezony bronił barw Sacred Heart University, drużyny, która nie ma tradycji ogrywania przyszłych zawodników najlepszej ligi świata.
Johnstone rozpoczął zawodową karierę dopiero w 2021 roku, podpisując umowę z ligą ECHL. Już miał zacząć grę w drużynie z Karoliny Południowej, gdy w ostatniej chwili zrezygnowano z jego usług. Nie poddał się jednak, tylko rzutem na taśmę, tuż przed rozpoczęciem sezonu, dzięki poleceniu przez trenera Sacred Heart, udało mu się dostać do kanadyjskiej ekipy Newfoundland Growlers, również grającej w ECHL.
Stamtąd dość szybko przeniósł się do macierzystego klubu Growlers, czyli Toronto Marlies z ligi AHL. Rozegrany w American Hockey League pełen sezon otworzył Marcowi w końcu drzwi do pierwszego w jego życiu kontraktu w NHL - dwuletnia umowa z Penguins zmaterializowała się m.in. dlatego, że Johnstone’a wsparł swoim autorytetem Kyle Dubas, wieloletni manager Maple Leafs.
Jesienią, po przedsezonowym obozie przygotowawczym, napastnika przetransferowano jednak z Pittsburgha do Wilkies-Barre/Scranton Penguins, ich drużyny afiliacyjnej. Póki co rozegrał tam ponad dwadzieścia spotkań i zdobył dwie bramki oraz trzy asysty. W końcu, 9 grudnia, powołano go na mecz z Florida Panthers. Tym sposobem, Johnstone’a, na którego jeszcze kilka lat temu mało kto chciał postawić, zadebiutował w NHL.
– On zawsze wnosi masę dobrej energii – chwali go trener Mark Sullivan. – Robi świetny forecheck, trudno się przeciwko niemu gra, zawodowo egzekwuje rzuty karne. Robi w Wilkes-Barre świetną robotę.
– On kocha tę grę, to po nim absolutnie widać – zachwyca się ojciec hokeisty, który, razem z resztą najbliższej rodziny, oglądał występ syna z trybun florydzkiej hali. – Byliśmy wszyscy ogromnie wzruszeni!
Wszyscy uwielbiają historie ludzi, którzy pomimo szeregu porażek i przeciwności losu nie poddają się, walczą o swoje marzenia i w końcu udaje im się je spełnić. Takie opowieści są budujące, inspirujące i sprawiają, że sport ogląda się jeszcze przyjemniej.
Komentarze