W sezonie 2004/2005 Michał Woźnica rozegrał w GKS Tychy 40 spotkań. Strzelił 16 bramek, dorzucił 11 asyst. Urodzony 10 maja 1983 roku napastnik mistrza Polski może więc mówić o dobrym roku, ale ambitny syn tyskiego napastnika Krystiana i szwagier kapitana zespołu GKS Krzysztofa Śmiełowskiego ma w rodzinie zbyt dużo wzorców, żeby zadowolić się "średnimi osiągnięciami". Ciągle mierzy wyżej i ambitnie przygotowywał się do sezonu 2005/2006.

Zdjęcie Dorota Dusik
Michał Woźnica na piłkarskim boisku
- Jestem zadowolony z tego jak przepracowałem okres przygotowawczy - mówi Michał Woźnica. - Poza trzema dniami, w których nie było normalnych treningów, przez pozostały czas ćwiczyłem pilnie. Najbardziej dawał się mi we znaki piątkowy etap kolarskiej jazdy na 40 kilometrów. Ale najważniejszy jest efekt końcowy, a ten mogłem sprawdzić na teście Coopera. Podczas 12 minutowego biegu pokonałem dystans dłuższy o 250 metrówniż dotej pory wynosił mój rekord życiowy. To najlepiej świadczy o tym, że zrobiłem kolejny krok do przodu.
Michał Woźnica najbardziej z hokejowych treningów lubił... mecze piłkarskie.
- Cieszyłem się,że w środę wybiegaliśmy na boisko - dodaje Michał Woźnica. - Najlepszy mecz rozegrałem jednak w sobotę,11 czerwca, gdyna głównej płycie stadionu piłkarskiego zmierzyły się drużyny Mariusza Czerkawskiego i Radosława Gilewicza. Gola w tym spotkaniu co prawda nie strzeliłem, ale czułem się w soimżywiole. W ostatnim meczu piłkarskim, w którym w środę przegraliśmy z oldbojami GKS Tychy 3:5 (wszystkie bramki dla hokeistów strzelił Artur Gwiżdż - przypisek autor) też grało mi się bardzo dobrze. Nie wykluczam więc, że w ramach urlopu też jeszcze pogram w piłkę. Jeżeli tylko będzie okazja to na pewno.
Na daleki wyjazd urlopowy Michał Woźnica się nie wybiera. Zakłada co najwyżej krótką wyprawę do Wisły, jeżeli zarobione przez tyskich hokeistów pieniądzeznajdą się w odpowiednim czasie na koncie.
- Ja już zaczynam myśleć o następnym szonie -twierdzi Michał Woźnica. - Ten, w którym zdobyliśmy mistrzostwo dla mnie był o tyle ważny, że pozwolił mi wywalczyć miejsce w podstawowym składzie. Grałem. To było dla mnie najistotniejsze. Na początku rozgrywek wystąpiłem w pierwszym ataku obok Artura Ślusarczykai wtedy w meczu z TKH Toruń strzeliłem dwa gole. Później grałem w trzeciej piątce, ale wcale nie ostatniej, a gol strzelony Tomaszowi Jaworskiemu w drugim meczu finałowym play off też na pewno na długo zapadnie w mojej pamięci. Mam nadzieję,że w sezonie 2005/2006 znowu uda mi się zrobić kolejny krok do przodu dlatego nastawiam się na ostrą walkę.
Czytaj także: