Never Walk Alone
Idź przez wichry i burze, Wysoko trzymaj głowę. I nie obawiaj się ciemności. Po burzy zawsze świeci słońce, i możesz usłyszeć czysty śpiew skowronka. Idź przez wiatr, Idź przez deszcz, Chociaż twoje marzenia ulatują i powracają. Z nadzieją w sercu posuwaj się do przodu, do przodu, Wtedy nie będziesz szedł sam...
Czwartkowy wieczór na sanockim lodowisku miał charakter wyjątkowy. Zajmujący swoje miejsca kibice mówili o zwycięstwie, walce i nadziei, mówili o wsparciu, ale nie mieli na myśli bramek zdobywanych przez swoich ulubieńców, a nadzieja, o której wspominali, nie wiązała się ze zwycięstwem na lodzie. Spotkanie na które czekali, zakończyło się sukcesem, jeszcze zanim na dobre się rozpoczęło, bo pokazało, że wśród nas są ludzie, którzy nie zawahają się wyciągnąć pomocną dłoń do przyjaciela w potrzebie.
Mecz poprzedzony został pieśnią You will never walk alone, kojarzoną głównie z Anfield Road i drużyną FC Liverpool, a śpiewaną na wielu stadionach świata. Tekst pochodzący z wystawionego w roku 1945 musicalu Karuzela, mówiący o nadziei i wspólnej walce z przeciwnościami losu, doskonale pasował do nastroju, jaki panował na Torsanie. Wszyscy uczestnicy spotkania złączeni byli jedną myślą i wspólna nadzieją, a zwycięzca mógł być tylko jeden: Michał Radwański, który rozpoczął zawody rzucając krążek między zawodników obu drużyn.
Fot. P. Dąbrowski
Sportowiec w obliczu choroby stoi przed jeszcze większym wyzwaniem niż przeciętny człowiek, bo przyzwyczajony jest do swojej fizycznej sprawności i siły, dba o nią każdego dnia, ciężko pracując na kolejnych treningach. Nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, co czuje sportowiec, który dowiedział się o chorobie trawiącej jego ciało. Wiara pojedynczego człowieka stanowi jednak siłę zdolną pokonać wszelkie trudności. Sportowcy, jak nikt inny, wiedzą o tym doskonale. Ludzie sportu znają radość pokonywania własnych słabości, uczucie siły, która rodzi się nie w mięśniach, ale w głębi serca. My, kibice, mamy tę samą świadomość, mamy tę samą wiarę w możliwość zaistnienia tego, co w pierwszej chwili wydaje się niemożliwe. Michał walkę z chorobą toczyć będzie sam, czując przy sobie wsparcie rodziny i najbliższych mu osób. Ale my, kibice, możemy okazać mu nasze wsparcie, tak, jak robiliśmy to, gdy Michał zdobywał kolejne bramki na lodzie. Możemy wspomóc go naszymi modlitwami, naszą wiarą i głębokim przekonaniem, że nie ma rzeczy niemożliwych. Dzisiejsze spotkanie było doskonałą okazją do zademonstrowania wsparcia dla zawodnika, który toczy właśnie mecz z najgroźniejszym przeciwnikiem, z jakim do tej pory przyszło mu się mierzyć.
A przebieg samego meczu? Zawodnicy dołożyli wszelkich starań, aby zadowolić publiczność i nie zrobić sobie krzywdy. Sporo było szybkich akcji zakończonych strzałem na bramkę, nikt nie przykładał większej wagi do obrony, a gracze walczyli z wielkim poszanowaniem przeciwnika. Sędzia spotkania, Jacek Chadziński, nie miał tego dnia zbyt wiele pracy. Doskonale spisywała się piątka graczy Cracovii, których szybkie akcje siejące popłoch pod sanocką bramką gorąco oklaskiwali miejscowi kibice. Po końcowej syrenie tablica na Torsanie wskazywała rezultat 10:9 dla gospodarzy, ale wynik ten ma charakter absolutnie umowny. Pod koniec trzeciej tercji obie drużyny dokładały wszelkich starań, aby spotkanie zakończyło się satysfakcjonującym wszystkich remisem. Atmosfera była tak bardzo przyjacielska, że najpierw Robert Kostecki, a chwilę później Marcin Ćwikła zdecydowali się na pokonanie własnego bramkarza. W końcówce na lodzie przebywali wszyscy zawodnicy, a Marcin Ćwikła, wraz z jednym z partnerów, odegrał pięściarską walkę rodem z amerykańskich lodowisk. Mimo wprost piknikowej atmosfery, nie sposób nie odnotować wspaniałej dyspozycji Rafała Radziszewskiego, który z wielkim spokojem bronił strzały nie niepokojonych przez obrońców Sanoczan.
Wielkie brawa i słowa najwyższego uznania należą się zawodnikom, którzy w duchu sportowej przyjaźni, w geście solidarności z Michałem, pomimo śnieżnej aury i przedświątecznej gorączki, zostawili swoje rodziny i na własny koszt pojawili się w Sanoku, dając tym samym dowód na to, że w dzisiejszym świecie wciąż jest miejsce na przyjaźń i solidarność. Zawodnicy Cracovii: Rafał Radziszewski, bracia Bartłomiej i Michał Piotrowscy, Damian Słaboń, Piotr Sarnik, Marcin Cieślak i Marian Csorich. Zawodnicy Unii Oświęcim: Jarosław Kłys, Jerzy Gabryś, Miłosz Ryczko, Wojciech Stachura Zawodnicy Podhala Nowy Targ: Przemysław Piekarz, Maciej Sulka, Marcin Ćwikła, Jarosław Różański, Krzysztof Zborowski. Wszyscy oni piękne zapisali się w pamięci miejscowych kibiców.
Czwartkowy wieczór udowodnił, że choć wokół wichry i burze, Michał na swojej drodze nie jest sam. Nigdy nie będzie szedł sam.
Komentarze