Hokej.net Logo

Okiem Kojota. Oglądalność finałów NHL będzie słaba. Dlaczego to dobrze?

2024-06-04 18:05 NHL
Okiem Kojota. Oglądalność finałów NHL będzie słaba. Dlaczego to dobrze?

8 czerwca rozpocznie się największe hokejowe święto w kalendarzu. Wiem, że masa kibiców THL powie, że takim świętem jest walka o mistrzostwo naszego kraju. Nie trzeba chyba jednak tłumaczyć komukolwiek, że zmagania te w porównaniu z walką o Puchar Stanleya przypominają trochę walkę niskorosłych pro-wrestlerów przy fali UFC w Madison Square Garden. Zeszłoroczne finały były jednak medialną klapą. Może i zatem w poprzednim sezonie było biednie, ale za to w tym może być podobnie. Co może wpłynąć na kiepską oglądalność zmagań Florida Panthers i Edmonton Oilers?

Natchnieniem poetów będzie to, jak doczekaliśmy się finału z udziałem drużyn, z których obie wywodzą się z hokejowego zadupia. Sunrise w stanie Floryda słynie z wielu rzeczy, ale niespecjalnie z uganiania się za gumowym krążkiem. Przez większość swojego istnienia była to ekipa na skraju relokacji, z jednym z absolutnych rekordów niskiej frekwencji podczas spotkania NHL W 2014 roku personel hali zakrył dwa tysiące krzesełek kotarą, zmniejszając pojemność z 17 do 15 tysięcy, próbując optycznie nie zmniejszać obiektu. Co więcej, w owym sezonie „Pantery” wdrożyły protokół „zero widzów” i do dziś dzierżą pewien niechlubny rekord. W spotkaniu przeciwko Blue Jackets w owym sezonie wzięło udział trochę ponad 7 tysięcy fanów.

Z kolei Oilers mogą pochwalić się halą wypełnioną po brzegi lub niemal po brzegi w każdym spotkaniu. Nie zmienia to zupełnie faktu, że jest jeśli Toronto to stolica hokeja kanadyjskiego, to Edmonton jest czymś na kształt Kraśnika. Choć zespół miał legendarne składy i osiągnięcia to dziś jest ekipą w mieście, w którym niespecjalnie chce się żyć. Niewielkie miasteczko pozbawione atrakcji, gdzie poza hokejem nie dzieje się zbyt wiele. Z pewnością kawał czasu nie działo się nic nawet pod kątem hokeja na lodzie mimo, że w składzie był już Connor McDavid.

I tak oto spełniły się marzenia kibiców „Nafciarzy” i „Panter” a także koszmary wszystkich ludzi zaangażowanych w ligowy marketing. Oto bowiem trzeba wcisnąć ludziom, że drużyny o tak nieciekawej historii niedawnej to doskonałe zestawienie i powód do tego, by zapomnieć, że przed chwilą jeszcze o ten moment walczyły choćby Rangers czy Bruins, które to zespoły wywindowałyby wszystkie statystyki przy pomocy jedynie swoich własnych kibiców.

Skąd ta pewność?

O ile udział Vegas Golden Knights w meczu finałowym w  2018 roku był oglądany przez niemal 4 miliony ludzi, o tyle ta sama ekipa wygrywając mecz o wszystko w zeszłym roku zrobiła to przed niecałymi 2 milionami. Jednak to nie oni byli sześć lat temu sprawcami tak dobrego wyniku, jak również nie są jedynymi winowajcami zeszłorocznej klapy. Byli tam bowiem również…Florida Panthers, którzy na hokejowej mapie świata dopiero od dwóch lat są czymś więcej niż odpowiednikiem pływającej po Atlantyku wyspie ze śmieci, maseczek i plastikowych butelek. Miasto grzechu zrobiło wszystko co mogło, by rozreklamować swoich mistrzów i ich drogę na szczyt, ale grzech bycia nietradycyjnym rynkiem hokejowym popełnił się sam. Mimo, że drużyna szybko zyskała bardzo dużą popularność i jawi się od początku jako pretendent do wygrania wszystkiego, to dalej jest to zespół z pustyni. A te znane są z tego, że albo nie są znane, albo przegrywają, albo je przenoszą albo wszystkie powyższe razem.

Tym razem mamy do czynienia jednak z drużyną, która na tą szansę czekała zapewne od czasu, gdy w ich ekipie grał jeszcze Wayne Gretzky. Będzie to jednak wielkie przekonanie przekonanych czyli marketing wśród ludzi, którzy tego marketingu zupełnie nie potrzebują. Każdy kibic „Nafciarzy” pójdzie na ten mecz i albo wyda każde pieniądze, jakie ma i połowę tych których nie ma albo będzie odmrażał sobie zad oglądając to widowisko w gronie podobnych sobie ekspertów i znawców w pobliskim pubie. Tak czy siak, nie nastąpi tu żadna rewolucja.

Czy liga ma zatem problem?

Z jednej strony mamy kryzys

...który taki stan rzeczy może pogłębić. Nie trzeba przekonywać kibiców, że „Panterom” z Florydy nie pomaga fakt, że w ich stanie grają utytułowani Tampa Bay Lightning. Podstawy geografii to jedno, ale tych ekip nikt nie łączy. Co więcej, mistrzowskie starania „Błyskawicy” ostatni raz wykręciły dobry wynik dwa lata temu z okazji udziału Colorrado Avalanche i w 2005 roku z okazji udziału Calgary Flames. Nie ma więc żadnej korelacji między tymi zespołami a już na pewno nie następuje tu „łączenie elektoratu”. Nie ma na świecie kibica Lightning i Panthers jednocześnie. Ci pierwsi są z ekipą od bardzo dawna, a ci drudzy od jakichś dwóch lat i z okazji gry w ich szeregach Matthew Tkachuka i fali wznoszącej, ten stan rzeczy się nie zmieni.

Słupki nie pokażą rekordowego wyniku. Wspomniany Tkachuk jest bowiem bohaterem, ale tych, którzy go już znają. Nie jest to LeBron James, którego zagranie co najmniej raz w życiu zobaczył niemal każdy kibic niemal każdej dyscypliny sportowej. Nie jest to Robert Lewandowski, którego gole zobaczył każdy adept piłki nożnej, siatkówki, tenisa stołowego czy bachaty. Tak więc przynajmniej póki co liga ma o co się martwić, a statystyki mogą być jeszcze gorsze niż przed rokiem.

Dlaczego więc uważam, że obecny finał to dobra rzecz?

Z drugiej strony mamy szansę

…na to by było lepiej. Nie udało się uratować Arizona Coyotes, ale udało się uratować Florida Panthers. W zeszłym roku bardzo wielu nowych kibiców przekonało się o istnieniu hokeja, NHL i istnienia tej dyscypliny na pustyni. Niecałe dwa miliony nie wynikały jedynie z faktu „nudnych” ekip. Kibice kanadyjskich zespołów zapewne nie włączyli nawet tej serii. Większość fanów na co dzień oglądających zmagania oryginalnych drużyn założycielskich jak Bruins czy Canadiens zapewne wyłączyła się po odpadnięciu albo braku awansu swoich ulubieńców. Zapewne jednak spora część oglądających to bywalcy kasyn w Vegas, którzy przepuścili pokaźne sumy i oglądali „Złotych Rycerzy” w ramach kojenia nerwów przy złotym napoju. Wielu z nich obejrzało zmagania, czekając na występ Britney Spears albo bóg wie kogo jeszcze.

W tym sezonie może być podobnie. W klapkach, z rakietą do tenisa w jednej ręce i leżaczkiem w drugiej, ludzie grający na co dzień w golfa mogą potknąć się o najszybszy sport zespołowy świata. W ten sposób naszą ukochaną dyscyplinę obejrzą ludzie, którzy dotąd nigdy go nie oglądali a plaże Florydy niespecjalnie kojarzą im się ze sztucznym lodowiskiem ze spoconymi typami ganiającymi za krążkiem.

Wyrok?

W Edmonton nie trzeba nikomu tłumaczyć, czym jest hokej. Na Florydzie natomiast trwa drugi sezon mozolnej pracy u podstaw mającej na celu krzewienie wiedzy o hokeju na lodzie. Mokry sen Garry’ego Bettmana spełnia się, choć być może nie jest on teraz w stanie tego dostrzec. Nietradycyjny rynek hokejowy otrzymał (ponownie) ogromną szansę na zwiększenie popularności dyscypliny u siebie. Floryda to miejsce zamieszkania wielu gwiazd, wielu celebrytów i ludzi możnych. Dzieje się tak ze względu na pogodę, emerytalny charakter stanu i świetne prawo podatkowe, którego nie dosięgnęła jeszcze ręka udawanego wolnego rynku jakim „cieszy się” Nowy Jork czy chociażby Edmonton.

Panthers wypełniają halę choć na finały wciąż można kupić bilety. Trzeba jednak pamiętać, że kilkadziesiąt lat zaniedbań i braku sukcesów zrobiło swoje. Można to jednak odrobić w przeciągu kilku dobrych, tłustych lat jeśli wykorzysta się tą szansę odpowiednio.

Czytaj także:

Liczba komentarzy: 7

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
Lista komentarzy
  • PanFan1
    2024-06-04 18:53:39

    Byłem nastolatkiem kiedy zgłoszono Florida Panthers do NHL, drużyna szybko, bo już w 1997 roku okazała się najlepsza na wschodzie, od tamtej pory nieprzerwanie to Panthers są moja drużyną w NHL. Chyba jednak mocno przesadzasz Kojot pisząc że Panthers dopiero od dwóch lat coś znaczą. Ta drużyna od początku miała i cały czas ma żywiołowy charakter, bardzo dobrze ogląda się mecze The Cats, a od momentu draftowania Sashy Barkova, Jonathana Huberdeu (choć tego już w Panthers nie ma), Arona Ekblada, Panthers robią rokrocznie postępy. Było president's trophy 3 sezony wstecz, był finał w zeszłym sezonie, jest finał i w tym. Nie bez powodu zaciągnięto Billa Zito. Co to oglądalności w TV się nie wypowiadam, nie znam się. A historię każdy ma taką, jaką sobie napisze, Panthers są ekipą względnie jeszcze młodą w NHL i pisanie swoich pięknych kart historii zaczęli znacznie wcześniej niż - jak sugerujesz - dwa lata temu.

  • tfor23
    2024-06-04 19:40:04

    Strasznie wyssany z palca ten tekst...nie wierzę, że kibice w Kanadzie nie będą oglądać finału pucharu Stanleya z zapartym tchem. Floryda może nie jest hokejowym rynkiem ale ma bardzo dobry zespół a naprzeciw stanie chyba najlepszy hokeista świata obecnie w barwach zespołu który ma jedną z bogatszych historii w NHL. Dam sobie wszystko uciąć że Oilers mają fanów na całym świecie za sprawą m.in. historii i #99. Nowych fanów hokeja szybciej przyciągnie właśnie McDavid czy Barkov niż Boston czy NY tylko dlatego że są dużymi rynkami...liczy się tu i teraz w kwestii nowych fanów a nie to co było 30 lat temu...i na koniec naprawdę nie znalazłeś lepszego piłkarza jako przykład ??? Pozdro

  • cvahoo
    2024-06-04 21:06:05

    Edmonton "niewielkie miasteczko" ? Coś ty palił chłopie? Milion mieszkańców, 5 największe miasto w Kanadzie. Niewielkie miasteczko... :-))) Akurat z Kraśnikiem trochę trafiłeś - w Edmonton mieszka tyle Polaków co w Krasniku.

  • narut
    2024-06-04 21:20:01

    trochę stypą hokejową powiało a nie hokejowym świętem - weselem...

  • tfor23
    2024-06-05 11:49:49

    ...I jeszcze dodam, że dla ludzi odpowiedzialnych za ligowy marketing nie ma lepszego scenariusza niż McDavid w finale. Reklamowanie finału jego "chorymi" akcjami i golami to chyba obecnie najlepsza reklama dla ligi i mówi to diehard fan Flames.

  • slawo77
    2024-06-05 15:24:54

    Zgadzam się z Kolegami w całej rozciągłości. Też uważam, że cała ”hokejowa” Kanada (może z wyłączeniem okolic Calgary) będzie oglądać i kibicować Oilers. Sam jestem idealnym przykładem tego, że to nazwiska przyciągają ludzi. Do kibicowania Blackhawks przyciągnął mnie wirtuoz Kane i walczak Toews. Oilers to była ekipa z pierwszej 3 najbardziej nie lubianych przeze mnie. I tak było do momentu, kiedy zobaczyłem, co wyprawia McD. To, jak przy nim wyglądają i jakie staty wykręcają koledzy spowodowało, że właśnie dla niego odpalałem mecze Edmonton. Facet po prostu jest fenomenalny, co mecz to fajerwerki. Również uważam, że McD w finale, to idealny scenariusz dla ligowych marketingowców i fantastyczna reklama hokeja. Zachowując wszelkie proporcje, jak dla mnie, McD dla NHL jest tym samym, co Jordan dla NBA.

  • patrykpyka365
    2024-06-06 07:15:38

    Proponuje odstawienie alkoholu lub innych używek na czas pisania artykułu.
    Pozdrawiam i trzymam kciuki.

© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe