Hokej.net Logo

Płachta: Biorę to na "klatę"

Płachta: Biorę to na "klatę"

Nie uciekam od odpowiedzialności za wyniki, ale czas podsumowań nastąpi dopiero za kilka miesięcy - deklaruje trener Jacek Płachta, odnosząc się do słownej agresji kibiców.

Miesięczna przerwa w rozgrywkach na pewno jest zba­wieniem dla GKS Tychy. Tego zespołu nie omijał ostatnio pech; co rusz ktoś wypadał ze składu z powodu kontuzji bądź choroby. Skutek? Tyszanie zajmują 4. miejsce w ta­beli, ale będą się musieli spo­ro napracować, by pozostać w czołowej czwórce, grającej medale.

Był pan zaskoczony, że po przegranym 2:3 meczu w Jastrzębiu kibice chcieli pańskiej dymisji? - pytamy trenera Jacka Płachtę.

- Trener to taki zawód, że ciągle jest oceniany przez działaczy, dziennikarzy czy kibiców. Ci ostatni są całym sercem za zespołem, płacą za bilety i oczekują zwycięstw. Ale byłem zdziwiony, że żą­dali mojego odejścia, bo - jak na ironię - rozegraliśmy niezłe spotkanie, przegry­wając je w dość niefortun­nych okolicznościach. Inna sprawa, że wyniki zespołu i miejsce w tabeli na pewno nikogo nie mogą zadowolić. Wszystkie krytyczne słowa biorę na „klatę". By nie było wątpliwości: nie uciekam od odpowiedzialności, ale gdy­by kibice przyszli do mnie i zaznajomili się z sytuacją w drużynie, ich stanowisko być może byłoby inne. To jednak nie zmienia faktu, że na podsumowanie sezo­nu przyjdzie czas po jego za­kończeniu.

Presja wywierana na zespól jest duża, kibice oczekują złota i stąd też ich frustracja.

- Nasze cele pozostały bez zmian: myślimy o zwycię­stwie na końcu sezonu. Trze­ba jednak pamiętać o tym, że inne drużyny mają takie sa­me plany. Zespół z Sanoka ma ośmiu reprezentantów kraju, więc to nie przypadek, że jest liderem ekstraligi. O tym samym myśli Cracovia czy Oświęcim. Również Jastrzę­bie jest groźne dla wszyst­kich, o czym mogliśmy się przekonać w ostatnim bezpo­średnim spotkaniu. Graliśmy taktycznie nieźle, ale dwa drobne potknięcia sprawiły, że przegraliśmy mecz, a ja „dostałem za swoje".

Do tej pory nie wspomi­na pan o pladze kontuzji i chorób w zespole. To ma­ło istotny szczegół?

- Ależ skąd! To one są przy­czyną słabszej postawy ze­społu i jego porażek. Nie chciałem zacząć od takie­go właśnie tłumaczenia, bo kibice mogą wzruszyć ramionami i powiedzieć, że nic ich to nie obchodzi. Niemniej trzeba zrozumieć naszą sytuację, bo jeżeli kilku podstawowych za­wodników z różnych powo­dów wypada ze składu, to jest kłopot. Proszę zauwa­żyć, że każdy zespół miał swoje problemy i cierpliwie czekał na przełamanie złej passy.

Czy w styczniu będzie pan miał do dyspozycji wszyst­kich zawodników?

- Mam taką nadzieję, choć nie wiem, w jakiej będą formie. Adrian Parzyszek nie trenował przez kilka miesięcy i brakuje mu meczów. Podobnie ma się sprawa z Romanem Szimiczkiem. Gorzej będzie z Grześ­kiem Pasiutem i Łukaszem Sokołem - nie wiem, czy doj­dą do formy po zwichnięciach barków i operacjach. Trzeba jednak być przygotowanym na każdą okoliczność.

Które mecze były najbar­dziej udane dla Tychów?

- W pierwszym okresie, gdy byliśmy niemal w komplecie, graliśmy dobry hokej, a wie­le meczów stało na wysokim poziomie. Pierwsze spotka­nia - wygrane w Sanoku i w Oświęcimiu - były w naszym wykonaniu pod względem taktycznym bardzo dobre. Ale cóż z tego, skoro po zwycię­stwie w Sanoku, zanotowali­śmy „wpadkę" z Toruniem na własnym lodowisku. I tak oto wyniki obu tych potyczek nie­jako się „skasowały", bo z tych „sanockich" punktów nie było żadnej korzyści.

Teraz jest przerwa w roz­grywkach. Czy wybiega pan w tę styczniową, ligo­wą przyszłość?

- Trenujemy na ,Jantorze", bo na naszym lodowisku trwa­ją młodzieżowe mistrzostwa świata, ale nie jest to szcze­gólną przeszkodą. Doszliśmy do porozumienia w sprawie terminów. Po powrocie kon­tuzjowanych zawodników bę­dziemy kompletować poszcze­gólne formacje. Są kłopoty o czym już wspomniałem - z Pasiutem i Sokołem, ale chy­ba poradzimy sobie. 6 stycznia wznawiamy rozgrywki spot­kaniem z Unią Oświęcim i nie muszę dodawać, jakie ono bę­dzie miało znaczenie.

Czy zanosi się na wzmoc­nienia zespołu?

- Działacze rozglądają się za wartościowym zawodni­kiem, ale okres transferowy w naszym kraju kończy się 20 grudnia, natomiast w cywili­zowanym świecie hokejowym dopiero 31 stycznia. Dlatego prawdziwy ruch personalny w Europie zacznie się w połowie stycznia. Z tego powodu ma­my problem, ale musimy zna­leźć wyjście z tej sytuacji.

Rozmawiał: Włodzimierz Sowiński – Dziennik Sport

Czytaj także:

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe