Kiedy w 38 minucie Różański, po kapitalnej indywidualnej akcji, dał swojej drużynie prowadzenie 4:1, wydawało się, że można iść świętować imieniny drugiego trenera `Szarotek` Tadeusza Kalaty. Tymczasem z imieninowym prezentem trzeba było się wstrzymać. Wystarczyło 39 sekund w ostatniej minucie drugiej tercji, by gdański Stoczniowiec, po strzeleniu dwóch goli wrócił do gry.
Znowu nie obeszło się bez dreszczyku emocji, bowiem w ostatnich minutach meczu przybysze z nad morza mogli doprowadzić do remisu. Na szczęście ofiarna interwencja Jakesa sprawiła, że Jurasek nie wykorzystał sytuacji sam na sam.
Ta akcja oraz Moskala, który w ostatnich sekundach meczu przegrał pojedynek sam na sam z Odrobnym to jedyne pozytywy trzeciej tercji. Była najsłabsza, ale też... najbardziej wesoła, przynajmniej dla kibiców znajdujących się blisko miejsc dla prasy. W rolę kabareciarza, ich zdaniem, wcielił się.... arbiter główny Michał Szot. W pierwszych dwóch odsłonach swoimi werdyktami niemiłosiernie denerwował kibiców i zawodników obu drużyn, w ostatniej kibice już ze śmiechem przyjmowali jego decyzje. Były momenty, że jego orzeczenia wyciskały łzy z oczu, oczywiście ze śmiechu.

Szot wybitnie nie ma szczęścia do Nowego Targu. Już przed meczem robiono zakłady, że karał będzie na potęgę. Nie pomylono się. Zawodników odsyłał na ławkę kar nie zawsze słusznie. U arbitra Szota jak tylko któryś z hokeistów wywrócił się, to najbliższy zdarzenia, niekoniecznie winny, szedł odpocząć na dwie minuty. Sędziemu widocznie nie mieściło się w głowie, że hokeiści ekstraklasowi mogą się wywrócić bez ingerencji rywala.
Mecz nie tylko miał negatywnego bohatera, byli także ci, którzy pozytywnie zapisali się kibicowskich głowach. Jednym z nich był Rózański. Był bardzo aktywny, potrafił się znaleźć tam, gdzie można było zdobyć gola. Nie wszystkie okazje wykorzystał, ale był autorem najładniejszej akcji meczu, po której padł gol. "Różak" przejął krążek w strefie neutralnej i prawym skrzydłem przedarł się przez obronne zasieki gdańszczan pod ich świątynię. Miał przed sobą tylko golkipera. Bardzo ładnie zwodem rozciągnął go na lodzie niczym żabę i nad nim wpakował "gumę" do siatki. Akcja palce lizać!.

Jak zawsze w nowotarskim zespole wyróżnił się mały wzrostem, ale wielki sercem Łyszczarczyk. Natrętny jak osa. Jedyny, który w nowotarskim zespole nie unika gry ciałem. Należy też wspomnieć o Sulce, autorze gola otwarcia. Zdobył go dzięki upartości. Gdański obrońca "siedział" mu na plecach, a mimo to potrafił wykrzesać z siebie tyle sił i sprytu, by zmieścić krążek w niewielkiej szczelinie między słupkiem a parkanami golkipera.
W grze obronnej "Szarotek" nadal jest sporo mankamentów. Niektórzy nie wykorzystują warunków jakimi obdarzyła ich natura. Jak juniorzy dają się ogrywać mikrusom. Podhale ma też problem z należytą koncentracją przez 60 minut. To już któryś z rzędu sezon, kiedy nowotarżanie w sposób bezmyślny tracą 2-3 bramkową przewagę w kilkanaście sekund i to często zaraz po zdobytej przez siebie bramce. Tak było w końcówce pierwszej tercji i w ostatniej minucie drugiej odsłony. Z takich sytuacjach z taktyką jest na bakier.

KOMENTUJĄ DLA NAS
Miroslav Doleżalik – trener Stoczniowca
Zagraliśmy lepiej niż z Tychami, ale nie ustrzegliśmy się indywidualnych błędów, które zdecydowały o końcowym rezultacie. Wszystkie gole straciliśmy po takich właśnie błędach. Przechodzimy kryzys, ale mam nadzieję, że szybko minie.
Andrzej Słowakiewicz – trener Podhala
Cieszę się ze zwycięstwa i awansu na trzecie miejsce. Był to bardzo ważny dla nas mecz. Dziwnie się ułożył. Teraz myślami jesteśmy przy meczu z Sanokiem.
Adam Krzyżak – kwalifikator z Krakowa
Przeciętny mecz. Mało w nim było sportu i gry, a za dużo złośliwych fauli, które nie mają nic wspólnego z hokejem. Wygrała drużyna, która miała więcej szczęścia.
Jacek Szopiński – b. hokeista, trener
Zaczęliśmy obiecująco. Drużyna wyszła zmotywowana i posiadaliśmy optyczną przewagę. Lepiej prezentowaliśmy się od Gdańska, który zagrał słabiej niż podczas pierwszej wizyty w naszym mieście. W końcówce pierwszej tercji pechowo straciliśmy gola do szatni, ale po nim, niepotrzebnie w nasze szeregi wkradło się rozluźnienie i słupek uratował nas od remisu. Z kolei przy stanie 4:1 zabrakło odpowiedzialności w grze obronnej. Znowu był moment dekoncentracji i zwątpienia. W krótkim odstępie czasu przegraliśmy dwa buliki i stało się. Nie można sobie na takie momenty pozwalać. W trzeciej tercji gdańszczanie nie byli w stanie nic wskórać, bo lepiej prezentowaliśmy się pod względem fizycznym. Tylko te błędy popełniane seryjnie w dziecinny sposób mogły nam odebrać zwycięstwo. Na szczęście przeciwnik ich nie wykorzystał.
SSA Wojas Podhale Nowy Targ – Stoczniowiec Gdańsk 4:3 (2:1, 2:2, 0:0)
1:0 – Sulka (7:48),
2:0 – Różański (19:18 karny),
2:1 – Jurasek – Zachariasz (19:39),
3:1 – Biela – Zamojski (25:04 w przewadze),
4:1 – Różański (37:33),
4:2 – Jurasek – Drzewiecki (39:12 w przewadze),
4:3 – Smeja – Jurasek (39:51 w przewadze).
Sędziowali: Szot oraz Bernacki i Molenda z Sosnowca.
Kary: 22 – 18 ( w tym 2 tech) min.
Widzów 300.
PODHALE: Zborowski (40:00 Rajski); Wilczek – Jakes (4), Łabuz – Zamojski (8), Dutka (2), Gil, Piekarz (2); Różański (2) – Zapała – Kacir, Podlipni – Moskal – Łyszczarczyk, Malinowski – Biela (2) – Sulka (2), Słowakiewicz – Hajnos – Ćwikła. Trener Andrzej Słowakiewicz.
STOCZNIOWIEC: Odrobny (4); Wróbel – Wachowski (2), Benasiewicz – Smeja (4), Skrzypkowski – Rompkowski; Jankowski – Pavlacka – Kostecki, Jurasek (2) – Zacharaisz (2) – Drzewiecki (2), Urbanowicz – Słodczyk – Soliński. Trener Miroslav Doleżalik.
Autor: Stefan Leśniowski - www.wojas-podhale.z-ne.pl
Czytaj także: