Sanok, jak mało które miasto w Polsce od dekad uchodzi za miasto hokeja. Dlatego z tak wielkim entuzjazmem przyjmowany był pierwszy od 13 lat występ hokejowej reprezentacji Polski w grodzie Grzegorza. Niestety życie okazało się brutalne i w podkarpackim bastionie hokeja występ biało-czerwonych nie cieszył się zainteresowaniem kibiców.
14 października 2009 roku, odbył się jeden z najbardziej przygnębiających meczów piłkarskiej reprezentacji Polski. Na zwieńczenie nieudanych eliminacji do Mistrzostw Świata w RPA biało-czerwoni na Stadionie Śląskim w Chorzowie podejmowali Słowację. 50-tysięczny obiekt świecił pustkami. Na trybunach "Kotła Czarownic" zasiadło bowiem ledwie 4,5 tys. fanów. W internecie coraz większą popularność zyskiwał oddolny ruch "Koniec PZPN". Kibice dosyć mieli toczących polską piłkę afer i rządów kompromitującego się kolejnymi wypowiedziami Grzegorza Laty, który doszczętnie roztrwonił wizerunek bohatera z lat 70. i 80.
Pamiętam doskonale, gdy jako 17-latek oglądałem rozgrywany podczas śnieżycy mecz. Odczucia, które towarzyszyły mi 15 lat temu, wróciły do mnie niestety podczas ostatnich meczów hokejowej reprezentacji Polski w Sanoku. Chyba nie ma smutniejszego obrazka, niż puste trybuny i mizerna atmosfera podczas występów reprezentacji. Właśnie to miałem na myśli zestawiając ceny biletów do mizernej jakości widowiska. Zakup biletu zagwarantował nam udział w wydarzeniu cieszącym się znikomym zainteresowaniem, na którym panowała atmosfera bliższa treningowi. Na całe szczęście w naszym środowisku prężnie działają zorganizowane środowiska kibicowskie, które potrafią dodać ligowym zmaganiom nieco kolorytu i nadać rozgrywanym spotkaniom status sportowego święta. Gdybyśmy mieli oddać sprawy w ręce najwyższych decydentów, moglibyśmy się spodziewać widowisk podczas których w tle słyszelibyśmy dźwięk pękających łupin słonecznika.

Więcej transmisji spotkań w telewizji! Nie ma dyskusji na temat przyszłości hokeja, bez tego koronnego argumentu. Zacznijmy jednak dyskusję tym razem od końca. Pokazać, ale co? Myślę, że wszyscy, którzy zdecydowali oglądać się internetową transmisję z Sanoka przyznają mi rację: sposób realizacji meczów był męczący nawet dla najbardziej wytrawnych fanów hokeja. Kontrast i balans bieli sprawiały, że optymalną formą odbioru spotkania byłoby oglądanie z przyłbicą spawalniczą na twarzy. Załóżmy, że ktoś, kto nigdy wcześniej nie oglądał meczu hokejowego, trafia na transmisję o takiej jakości. Wnioski są na tyle oczywiste, że raczej nie ma sensu się nad nimi rozwodzić. Jak wygląda widowisko sportowe godne trzeciej dekady XXI wieku? Polecam działaczom hokejowym zakupić bilety na Darts Masters w Gliwicach. Może jeżeli wezmą udział w energetycznej, kolorowej imprezie,nasuną się refleksję dlaczego kolejne dyscypliny zbierają uwagę sponsorów i otrzymują czas antenowy, a hokej wciąż pozostaje w cieniu.

Aby zatrzeć wrażenia totalnej klapy frekwencyjnej podjęliśmy środki instant - zawyżyliśmy frekwencję. Dając wiarę oficjalnym liczbom: pierwsze spotkanie w mogącej pomieścić 3200 widzów Arenie w Sanoku oglądało na żywo 1700 kibiców, drugie zaś 1800. Sęk w tym, że gdy odda się głos osobom odpowiedzialnym za dystrybucję biletów to powiedzą one, że liczba sprzedanych wejściówek wskazuje na 950 oraz 1100 widzów. Skąd aż tak spore rozbieżności ? Chętnie się dowiemy, bo które dane są bliższe prawdzie widać dosadnie na nagraniach. Jeżeli nadwyżka widzów wynika z kreatywności związkowej, przyjmuje to jako dobry znak, wszak kreatywność będzie niezbędna przy organizacji kolejnych spotkań reprezentacyjnych.
Czytaj także: