Mariusz Czerkawski był w Jastrzębiu w swoim żywiole. Najpierw w garniturze na środku tafli razem z oficjelami, władzami miasta i księdzem dokonał uroczystego przecięcia wstęgi, a potem ubrał hokejowy sprzęt i szalał na tafli. W pierwszym spotkaniu: Wykonawcy - Urząd Miasta strzelił jednego gola w remisem 2:2 zakończonym meczu. Potem popisał się sztuczką wykonując karnego, aż wreszcie w kolejnej grze uganiając się za krążkiem z żakami - asystował.

Zdjęcie Dorota Dusik
W pierwszym meczu Mariusz Czerkawski wspomagający Urząd Miasta Jastrzębie musiał przełknąć gorycz porażki. "Budowlańcy" wzmocnieni Gabrielem Połączarzem i Michałem Bobą wychowankami Unii Oświęcim spisali się bardzo dobrze. Boba strzelił pierwszego gola w pierwszym oficjalnym meczu pod dachem w Jastrzębiu.W 9 minucie i 10 sekundzie spotkania trwającego 20 minut pokonał bramkarza gospodarzy.W 13 minucie i 15 sekundzie Czerkawski wyrównał po zagraniu Andrzeja Frysztackiego, a w 16 minucie i 30 sekundzie jastrzębianie, mający w swoich szeregach prezydenta Mariana Janeckiego, jego zastępcę Krzysztofa Gadowskiego i przewodniczącego Rady Miasta Wojciecha Franka, po strzale Daniela Czubińskiego objęli nawet prowadzenie. Nie utrzymali go jednak do końcowej syreny, bo Boba na 5 sekund przed końcem, gry po solowej akcji, wyrównał. W karnych, które miały wyłonić zwycięzcęnajpierw Połącarz trafił do siatki, a potem bramkarze łapali strzały: Janeckiego, Jakubika (Michała, brata Mariusz - reprezentanta Polski), Franka, Szyndlara i Gadowskiego.Na listę strzelców jako następny wpisał się dopiero Dariusz Wieczorek i były bramarz reprezentacji Polski, a obecnie drugi trener GKS Tychy został ojcem zwycięstwa. Czerkawski co prawda strzelił gola popisując się kapitalnym zwodem, ale to było za mało. Gdystrzał Mazura bramkarz Urzędu Miasta Jaworzna obronił szansę na wyrównanie miał jeszcze Frysztacki. Idąc śladem Czerkawskiego też zamarkował zwód i gdy już wywiódł w pole bramkarza i miał przed sobą pustą bramkę trafił... w słupek. 2:1 karne wygrali więc "Budowlańcy" i mogli się cieszyć z sukcesu.
A potem na lód wjechali młodzi hokeiści. Mieli frajdę, że Mariusz Czerkawski grał z nimi. Stawał do wznowień. Kiwał, podawał, przybijał "piątki" z autorami goli, którym otwierał podaniami drogę do bramki. Był też do dyspozycji łowców autografów idopiero po parugodzinach spędzonych na tafli dołączył do... grupy bankietowej. Opuścił ją jednak dośćszybko i swoim srebrnym terenowym BMW wrócił do Tychów.
Czytaj także: