Rok temu Marcin Słodczyk przyjechał jako nowy zawodnik Stoczniowca do Gdańska akurat na... imprezę kończącą sezon 2003/2004 i w dzień swoich 25 urodzin został gdańszczaninem. Po roku wychowanek Naprzodu Janów, następnie zawodnik GKS Katowice, z którym trzy razy został wicemistrzem Polski, znowu obchodzi urodziny w dniu zakończenia sezonu 2004/2005. Stoczniowiec funduje mu kolejną imprezę.

- Tak się składa, że co rok w moje urodziny Stoczniowiec podsumowuje sezon - mówi Marcin Słodczyk. - Prawdę powiedziawszy o świętowaniu jednak nie myślę. Trener Doleżalik daje nam ostry wycisk. Codziennieprzez pięć dni w tygodniu mamy po dwa treningi.Pierwszy rano od godziny 10.00 do 11.45. Potem jemy obiad i o godzinie 17.00do 18.30 znowu zasuwamy. Co dwa dni mamy siłownię. Soboty i niedziele są wolne.
- Zadomił się pan w Gdańsku?
- Kontrakt podpisałem na dwa lata więc jeszcze przez rok na pewno będę zawodnikiem Stoczniowca. Mieszkam z dziewczyną Ewą, katowiczanką, z którą przyjechałem do Gdańska, w klubowych pokojach obok hali. Ewa pracuje w hotelu, a ja gram.
- Jak pan podsumuje sezon 2004/2005?
- Niewypał. Było nas stać na dużo więcej. Ze swojej gry też nie jestem zadowolony. Ciągłe roszady w naszej piątce sprawiły, że o zgraniu nie było mowy. Przyszedł jednak nowy trener, są nowe treningi i nowe nadzieje.
- Był pan już na urlopie?
- W Katowicach ostatni raz byłem na święta. Pojawię się w domu znowu podczas urlopu, który mamy zaplanowany na dni od1do 17 lipca.
Czytaj także: