Puchar Stanleya: Kibice Calgary powitali hokeistów
Około czterystu kibiców powitało na lotnisku w Calgary wracających z Tampy hokeistów Flames. Wielu z nich w chłodzie oczekiwało do późnej nocy na prywatnym lotnisku na lot czarterowy z hokeistami.Kibice przyjęli ekipę przegranego finalisty rozgrywek o Puchar Stanleya (1:2 w decydującym meczu w Tampie). Krzysztof Oliwa w momencie spotkania z kibicami rozpłakał się, ukrył twarz w dłoniach. Mike Commodore wszedł w tłum kibiców i rozdawał autografy przez ponad pół godziny. "Jedno zwycięstwo dzieliło nas od sukcesu. Wykonaliśmy dobrą robotę" - powiedział.
W czasie i po meczu ulice Calgary były patrolowane przez policję. Z domów wyszło 40 tysięcy mieszkańców w oczekiwaniu na sukces hokeistów w Tampie. Niektórzy nieśli transparenty z napisami: "jesteśmy nr 1", "Go, Flames, go". Na stadionie Saddledomu 15 tysięcy widzów, żywo reagując, obserwowało na sześciu telebimach przebieg decydującego meczu z Lightning. Gdy spotkanie się skończyło - na stadionie zapadła cisza.
Nie obyło się bez incydentów. Jeden z kibiców, dwudziestolatek, został dwukrotnie pchnięty nożem. Policja określiła jego stan jako ciężki.
Radowała się natomiast Tampa. Setki kibiców śpiewały, tańczyły, polewały się szampanem po zwycięstwie swojej drużyny.
Kanada, Calgary oczekiwały na sukces hokeistów Flames. Drużyna "Płomieni" była pierwszą od 1986 roku ekipą kanadyjską, która wystąpiła w finale Pucharu Stanleya. Rok wcześniej Montreal Canadiens sięgnęli po to trofeum, jako - jak dotąd ostatnia - kanadyjska ekipa. Drużynie z Calgary nie udało się wywalczyć Pucharu - przegrała w siedmiu meczach z Tampa Bay Lightning (3:4).
(PAP)
skh
Komentarze