Comarch Cracovia przystąpi do nowego sezonu mocno przebudowana. O celach „Pasów”, wyrównanym poziomie naszych rozgrywek i o chęci powrotu do reprezentacji porozmawialiśmy z Radosławem Sawickim. „Sawi” w zespole spod Wawelu ma status najbardziej doświadczonego polskiego zawodnika.
HOKEJ.NET: – Lato to najmniej lubiany okres roku przez hokeistów?
Radosław Sawicki, napastnik Cracovii: – Dla mnie na pewno, bo brakuje mi lodowiska. W Polsce nie mamy warunków do tego, by trenować na lodzie poza sezonem, no i jednak ten czas nam ucieka. W przeciwieństwie do zawodników występujących w Kanadzie czy Stanach Zjednoczonych, czyli w krajach, na których powinniśmy się wzorować. Ale radzimy sobie, jak możemy. Chodzimy na siłownię, robimy inne rzeczy, więc da się przeżyć.
Okres przygotowawczy w hokeju, w porównaniu do innych dyscyplin, należy do najcięższych?
– Myślę, że tak. Lato to czas, kiedy trzeba nabierać siły, wytrzymałości, bo w sezonie, w natłoku meczów, nie da się tego zrobić. I żeby mieć „parę” na ligę, wpierw trzeba dobrze przepracować przygotowania.
Należysz do grona tych, którzy przepadają za tyraniem poza lodem przed sezonem?
– Myślę, że każdy, kto profesjonalnie gra w hokeja musi sobie zdawać sprawę z tego, że bez przygotowania nic się nie uda.
Jak porównałbyś te przygotowania u trenera Rudolfa Roháčka? W karierze spotkałeś takich, którzy bardziej potrafili „dopiec”?
– Ciężko powiedzieć, bo każdy szkoleniowiec był inny i na swój sposób prowadził treningi. Zajęcia w lato zawsze są wymagające i tu nie można stwierdzić, czy jest lżej czy ciężej. Każdy trener ma trochę inną szkołę i te okresy trochę się różnią.
Siedząc dziś przy Siedleckiego, odliczamy już dni do inauguracji nowego sezonu. Dwanaście miesięcy temu również ze zniecierpliwieniem oczekiwaliśmy nowych rozgrywek, choć w trochę innych warunkach. Gdybyś miał spojrzeć na ten miniony rok – oceniłbyś go bardziej pozytywnie, czy negatywnie?
– Z pewnością bardziej negatywnie, bo uważam, że mieliśmy skład, który mógł powalczyć o mistrzostwo i Puchar Polski. Niestety, nie udało się, ale taki jest sport. Końcowe trofeum, tak samo jak my, pragnęła każda inna drużyna. Patrząc ogólnie, nie był to zły sezon. Rundę zasadniczą skończyliśmy na pierwszym miejscu, do tego rozegraliśmy kilka ciekawych spotkań w Lidze Mistrzów. Nie powiem więc, że był to sezon stracony, ale niedosyt, spowodowany brakiem mistrza, jest.
Obserwując zmagania w ubiegłej kampanii, sezon zasadniczy był - nie licząc przestojów - bardzo dobry w Waszym wykonaniu. Odniosłem wrażenie, jakby zabrakło tej „pary” na tę decydującą fazę…
– Nie powiedziałbym tak, bo mecze z Katowicami były bardzo ciężkie. Półfinał z GieKSą, po łatwiej przeprawie z Sosnowcem, był zacięty i wyrównany. Walka trwała przez siedem spotkań i zarówno my, jak i rywal, chcieliśmy wygrać. Niestety, okazaliśmy się słabsi o jedną wygraną.
Analizując ubiegły rok, jesteś w stanie określić, co mogło pójść lepiej?
– Mogę patrzeć tylko na siebie, bo od tego, jakie błędy robione były przez zespół jest trener. To on będzie wyciągać ogólne wnioski. Co do swojej gry, to na pewno w play-offach mogłem zaprezentować się lepiej. Kto wie – może, gdybym w tamtych dniach był lepiej dysponowany, inaczej wszystko by się potoczyło.
W skali szkolnej – jaką ocenę wystawisz sobie za poprzedni sezon?
– Mocna trójka.
Jakie rzeczy mogłeś zrobić lepiej?
– Jak w każdej dziedzinie życia, są elementy, które mogłem zrobić lepiej. Uważam, że jest takich parę. Przede wszystkim play-offy nie były dla mnie udane pod względem zdobyczy punktowych. Jako tako nie czułem się w tamtym czasie źle, ale niestety, krążek nie chciał wpadać do sieci. Czasem tak jest, że bramka jest zaczarowana. To już jednak historia.
Po sezonie chodziły różne informację, że byłeś w rozterce. Zastanawiałeś się, czy zostać, czy poszukać sił gdzieś indziej. Ostatecznie wybrałeś Kraków… Dlaczego?
– Długo rozmawiałem z agentami na temat opcji zagranicznych, jednakże ten rok był bardzo ciężki, by gdzieś wyjechać. A granie w jakiś słabszych ligach, niż nasza, w ogóle nie wchodziło w rachubę. Oczywiście, gdybym miał jakąś super propozycję, to bym się nie zastanawiał, ale takowej nie było, więc zostałem na krajowym rynku. Rozmowy z Cracovią trwały długo, bo nie do końca wiedziałem, jak wyglądać będzie nadchodzący sezon. Koniec końców zostałem przy Siedleckiego i jestem z tego bardzo zadowolony.
Bo w swoim życiu miałeś już zagraniczne przygody, między innymi w USA. Opowiedz troszeczkę o niej…
– Po sezonie (2014/15 – przyp. red) w Sanoku grający w seniorach zawodnicy z Kanady i Stanów nakłaniali mnie, żebym spróbował swoich sił za oceanem. Rozmawiałem z ich agentami i doszło do tego, że w lecie dostałem parę propozycji. I zdecydowałem się na wyjazd do USA. Z początku przymierzany byłem do drużyny NAHL, ale jak wylądowałem, to okazało się, że zmienił się tam trener, który nie chciał więcej zawodników z importu. Udało mi się jednak pojechać się do innego klubu (Hampton Road Whalers – USPHL Elite, przyp. red), gdzie było całkiem fajnie.
Czego nauczył Cię ten wyjazd pod kątem Twojej dalszej hokejowej przygody?
– Można powiedzieć, że wszystkiego, bo rzeczywistość wyglądała inaczej niż w Polsce. Ciężko to w ogóle porównać. Zawodników było bardzo dużo, więc konkurencja była spora. Graliśmy bardzo dużo spotkań, nie raz latając samolotami na nie. Na poziomie juniorskim mieliśmy zapewnione profesjonalne warunki. W Polsce, delikatnie mówiąc, nieco gorzej to wyglądało…
Był „Efekt Wow!”, kiedy pierwszy raz zetknąłeś się z rzeczywistością za oceanem?
– Trochę tak, bo zaraz po tym, jak tam przyleciałem, to pojechałem do Jarka Byrskim, do Kanady na treningi. Miałem wówczas okazję zobaczyć zawodników z NHL. To , jak pracują i jak się przygotowują. Wyglądało to zupełnie inaczej, jak u nas. Mając lód przez cały rok, przez te pozasezonowe miesiące, mają czas i okazję popracować nad innymi rzeczami, stickhandingem, power skatingem. Nie ma kiedy tego zrobić, kiedy trenuje się w sezonie z drużyną.
Życiowo, również było to cenne doświadczenie?
– Oczywiście. Jako młody chłopak samemu znalazłem się kilka tysięcy kilometrów od domu. Dobrze, że znałem język, bo przynajmniej pod tym względem nie było problemów. No i dzięki temu poznałem fajnych ludzi, co z pewnością ułatwiało mi tam życie.
Ostatni raz sił zagranicą próbowałeś na Białorusi, w Szachciorze Soligorsk. Przybliżyłbyś troszkę szczegółów z tej, ostatecznie nieudanej, wschodniej przygody?
– Pojechałem tam samochodem. Nie było prosto tam dotrzeć, przygody z wizami, granicą… Jeżeli chodzi o kraj, to również życie nieco różniło się od tego, co było w Polsce. Hokejowo jednak wyglądało to naprawdę dobrze. Wysoki poziom, szatnia składająca się z wielu pomieszczeń. Było wszystko, czego potrzebowałeś – od odżywek, po, co śmiesznie zabrzmi, taśmy do kija, choć wiem, że w niektórych polskich klubach nawet tego brakuje. Niestety, sprawy nie potoczyły się po mojej myśli, do tego doszła napięta sytuacja polityczna, więc postanowiłem wrócić do Polski.
Z perspektywy czasu chyba była to trafna decyzja…
– Zdecydowanie…
Dużo porównujesz tę hokejową rzeczywistość zagranicą i w Polsce. W PHL grasz już kilka dobrych lat. Na ich przestrzeni – widzisz jakąś poprawę?
– Ciężko powiedzieć, jednak wydaję mi się, że miejscami stoi to trochę w miejscu, a miejscami wygląda nawet gorzej.
Awans do Elity coś zmieni?
– Myślę, że może to być taki bodziec popychający, ale zależy to od działaczy. Ja, jako zawodnik, nie mam na to niestety wpływu.
A propos Elity, bo obecnie hokeiści w wywiadach zasypywani są pytaniami na temat awansu. Ty wprawdzie osobiście nie brałeś w nim udziału, ale rok temu byłeś w innej sytuacji. Teraz, w obliczu zmian, w kadrze Cracovii stałeś się bodaj najbardziej doświadczonym polskim zawodnikiem. Widzisz w tym swoją szansę?
– Zrobię wszystko co w mojej mocy, by trafić do kadry, ale zobaczymy, czy trenerzy na mnie postawią. Na razie skupiam się na lidze i zespole. Chcę jak najlepiej wypaść w nadchodzącym sezonie.
Ale gra z orzełkiem na bluzie dalej przechodzi Ci przez głowę?
– Oczywiście, zagranie w reprezentacji, i to jeszcze na mistrzostwach świata, to dla każdego hokeisty duże wyróżnienie oraz marzenie. Nie inaczej jest ze mną.
Mówisz, że skupiacie się obecnie na lidze. Lato było okresem zmian w Krakowie, zarówno kadra jak i sposób jej budowania zmieniły się. Jak na to wszystko się zapatrujesz?
– Bardzo pozytywnie. Ja skupiam się na sobie, robię wszystko tak, jak najlepiej potrafię. Przychodzę na treningi, ciężko pracuje. Uważam, że jeśli każdy w naszym zespole będzie do sprawy podchodził profesjonalnie, to z pewnością możemy odnieść sukcesy. Nie jest tajemnicą, że inaczej zbudowany jest zespół, że troszkę bardzo dobrych zawodników odeszło. Ale wszystko jest w naszych rękach i nogach.
Po okresie przygotowawczym, skład, który zgromadzony, jest wystarczająco zgrany?
– Atmosfera w szatni jest pozytywna, dogadujemy się. Ciągle przychodzili też nowi zawodnicy, więc gdzieś to wszystko jest świeże i może jeszcze nie do końca jesteśmy tak zgrani. Mamy jednak trochę czasu do ligi, a czuję, że z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej.
Sparingi, jeżeli chodzi o wyniki, nie napawają do końca optymizmem, ale trzeba przyznać, że rywali mieliście mocnych. A jak mógłbyś ocenić je pod kątem gry?
– W spotkaniu z HK Poprad rywale od początku nas zdominowali i widać było, że względem ich byliśmy dużo słabsi. Na mecz Michalovcach, po długiej sześciogodzinnej podróży, przyjechaliśmy na pół godziny przed rozpoczęciem, przez co na początku wyglądaliśmy słabo, czego efektem były szybko stracone cztery bramki. Z minuty na minutę jednak nasz zespół wyglądał coraz lepiej. Nie jest to rzecz jasna hokej, który chcemy grać, ale codziennie ćwiczymy i pracujemy, by nasze występy były lepsze i żeby realizować wytyczone przez trenera założenia.
Patrząc po tym, jak zmieniły się składy zespołów PHL, uważasz, że nadchodzący sezon będzie bardziej wyrównany?
– Sezon sezonowi nie jest równy. Każdy zawodnik ma inną formę i tak naprawdę więcej powiedzieć można po pierwszych kolejkach. Ale na ten moment wydaje mi się, że liga będzie bardzo wyrównana. Tak, jak rok temu, bo gdzie się nie jechało, nawet do tych teoretycznie słabszych drużyn, z mniejszym budżetem, nie można było być pewnym zwycięstwa.
Masz teraz 28 lat, dość duże doświadczenie w PHL i próby zaistnienia zagranicą… Na jakim etapie kariery obecnie jesteś?
– Kurczę, szczerze powiedziawszy nie zastawiałem się nad tym…
Chodzi mi oto, jak obecnie czujesz – czy jesteś w swoim „piku” kariery, czy może jeszcze ciągle progresujesz i wiele jeszcze przed Tobą…
– Uważam, że z sezonu na sezon gram coraz lepiej, z roku na rok czuje się coraz pewniej. Myślę, że ostatnie lata miałem całkiem udane. Staram się po prostu robić wszystko, jak najlepiej potrafię i może kiedyś jeszcze gdzieś uda się pojechać i zobaczyć trochę innego, hokejowego świata…
Masz jeszcze jakieś marzenie, które chciałbyś zrealizować?
– Tak jak mówię – pojechać i zobaczyć tego większego, lepszego hokeja, w zagranicznych ligach.
Rozmawiał: Jakub Noskowiak
Czytaj także: