Jeden z rywali GKS-u Tychy w Hokejowej Lidze Mistrzów pochwalił się popytem na bilety ze strony kibiców, jakiego w historii jeszcze nie notował.
Adler Mannheim, z którym tyszanie zmierzą się w grupie F Hokejowej Ligi Mistrzów, ewidentnie odczuwa efekt ósmego w historii klubu tytułu mistrza Niemiec. Prezes "Orłów" Matthias Binder właśnie poinformował, że na niecały miesiąc przed pierwszym meczem o stawkę w nowym sezonie klub już pobił swój rekord liczby sprzedanych karnetów. Dotychczas wynosił on ok. 7 500. Aktualnie klub z Mannheim ma ponad 7 600 sprzedanych biletów na cały sezon i zbliża się do - jak mówi Binder - "magicznej" granicy 8 tysięcy.
- Jesteśmy z tego bardzo zadowoleni i nie uważamy, że takie zainteresowanie kibiców należy nam się samo z siebie - mówi niemiecki działacz. - Mam nadzieję, że uda nam się osiągnąć te 8 tysięcy, biorąc pod uwagę, że minęliśmy już 7,6 tys. A jednocześnie jest to niesamowity wyraz zaufania ze strony naszych fanów.
Średnia liczba widzów na meczach Adlera Mannheim w SAP Arenie w ostatnim sezonie wyniosła 11 422 i dała temu klubowi piąte miejsce w całej Europie, ale jednocześnie dopiero trzecie w Niemczech. Nieco więcej kibiców oglądało mecze Eisbären Berlin i Kölner Haie. Poza Niemcami liczniejszą widownią mogły się pochwalić kluby SKA Petersburg i etatowy lider tej klasyfikacji, szwajcarski SC Berno, który co roku sprzedaje aż 13 tysięcy karnetów na sezon. Widownia rok do roku na meczach ligowych w Mannheim wzrosła jednak o ponad tysiąc, na co spory wpływ miał z pewnością fakt, że zespół był zdecydowanie najlepszy w DEL.
Teraz jednak ubiegły sezon zakończony mistrzowskim tytułem jest już przeszłością. W piątek drużyna została zaprezentowana kibicom na specjalnej ceremonii, a wczoraj pierwszym treningiem na lodzie rozpoczęła przygotowania do obrony tytułu mistrzowskiego i powrotu po rocznej przerwie do Hokejowej Ligi Mistrzów, którą rozpocznie 30 sierpnia wyjazdowym meczem z Vienna Capitals. Dwa dni później na Stadionie Zimowym w Tychach zagra z GKS-em. Rewanżowe starcie mistrzów Polski i Niemiec odbędzie się w Mannheim 6 września.
- Od teraz już w ogóle nie myślimy o zeszłym sezonie i tym zdobytym mistrzostwie - mówi trener niemieckiego zespołu Pavel Gross. - To jest za nami. Nie możemy być zadowoleni z tego, co już osiągnęliśmy, tylko musimy myśleć o kolejnym kroku. Adler to profesjonalnie zarządzany, klasowy klub, który ma wszystko, żeby należeć do najlepszych drużyn w Europie.
Latem zespół opuściło kilku zawodników, w tym najskuteczniejszy w ostatnim sezonie zasadniczym napastnik Chad Kolarik, który przeniósł się do Red Bulla Salzburg oraz inny lider ataku Luke Adam. Pojawili się jednak nowi, tacy jak trzykrotny zwycięzca Hokejowej Ligi Mistrzów z Frölundą Göteborg, bramkarz Johan Gustafsson. Rewolucji jednak nie było. Drużyna w dużej mierze kadrowo przypomina tę mistrzowską z ubiegłego sezonu.
Co ciekawe, z czterech sprowadzonych graczy każdy pochodzi z innego kraju, ale nie ma wśród nich żadnego Niemca. Szwedzki generalny menedżer klubu Jan-Axel Alavaara mówi, że to nie przypadek. - Szukając nowych zawodników kładliśmy nacisk na charakter, ale też na zaangażowanie w grę. Narodowość hokeisty nie ma dla nas żadnego znaczenia - mówi. - Musimy sobie szczerze powiedzieć, że w KHL czy Szwajcarii płaci się znacząco więcej, a w Finlandii i Szwecji młodzi zawodnicy mogą widzieć lepsze perspektywy rozwoju. Ale mimo to udało nam się sprowadzić do Mannheim zawodników, którzy mają odpowiednią mentalność i rywalizacyjny charakter, a co za tym idzie sprawią, że drużyna będzie lepsza.
Czytaj także: