Powracamy do naszej legendarnej serii „Sam na Sam”. Tym razem naszym gościem był Bartosz Ciura. Doświadczony gracz GKS-u Tychy zdradził nam swoje ukryte talenty, wybrał najlepszego hokeistę w Polskiej Hokej Lidze oraz opowiedział o swoich najcięższych momentach w karierze.
HOKEJ.NET: – Zaczniemy od kilku szybkich wyborów. Ciężka praca czy talent?
Bartosz Ciura, obrońca GKS-u Tychy: – Ciężka praca.
Dodatkowy trening czy odnowa biologiczna?
– Kilka lat temu bez zastanowienia odpowiedziałbym, że dodatkowy trening, ale teraz wraz z wiekiem doceniam odnowę biologiczną.
Ładna asysta czy brzydki gol?
– Na moim koncie nie ma zbyt wiele punktów, ale wybrałbym ładną asystę.
Dla obrońcy przydatniejsze są warunki fizyczne czy jednak technika?
– Myślę, że technika. Brak warunków fizycznych zawsze można nadrobić dobrą jazdą na łyżwach czy techniką kija.
Soczysty bodiczek czy pojedynek na pięści?
– Jedno i drugie, chociaż tych pojedynków na pieści w naszej lidze jest bardzo mało, a szkoda ponieważ myślę, że jest to atrakcyjne dla kibiców.
Oglądanie spotkania z wysokości trybun czy na ławce kar?
– Zdecydowanie ławka kar.
Jakie rozgrywki poza PHL-em śledzi pan najchętniej?
– Nie jestem dużym fanem sportu, czasami spojrzę na suchy wynik czy to NHL, czy czeskiej pierwszej ligi.
Który napastnik w Polskiej Hokej Lidze sprawia panu najwięcej problemów?
– Damian Kapica. Jest bardzo nieprzewidywalny i potrafi zagrać nieszablonowo.
A z kim w parze grało się panu najlepiej?
– Grałem z wieloma świetnymi zawodnikami jak Bartłomiej Pociecha, Oskar Jaśkiewicz czy Olaf Bizacki, ale wybiorę Marcina Kolusza. Jego przegląd pola, technika i jazda na łyżwach są niesamowite.
Jaki był najtrudniejszy moment w pańskiej karierze?
– Kontuzja, a konkretnie złamanie szczęki i brak możliwości grania oraz trenowania przez dłuższy czas.
Jaki moment w swoim sportowym życiu zapamięta pan aż do grobowej deski?
– Jest ich kilka. Na pewno wygrana z Kazachstanem w prekwalifikacjach olimpijskich i strzelenie w tym meczu może brzydkiej, jednak bramki. Na pewno zapadł mi w pamięci mecz w barwach Trzyńca i cały turniej w Nottingham.
Największy błąd, jaki popełnił pan na lodzie?
– Pewnie było ich wiele, ale żaden nie zapadł mi w pamięci.
Jak od kulis wyglądał transfer do Frydka-Mistka? Skąd narodził się taki pomysł?
– Zawsze chciałem spróbować sił za granicą. Wspólnie z Filipem stwierdziliśmy, że musimy spróbować, a wiadomo, że w dwójkę raźniej. Dlatego właśnie poprosiliśmy Michaela Kolarza, naszego dobrego przyjaciela i agenta o to, żeby czegoś nam poszukał. Pojawił się Frydek-Mistek. Miałem mętlik w głowie czy to dobry pomysł, czy nie, ale dzięki mojej żonie i Filipowi dzisiaj wiem, że to był dobry ruch.
Jak wspomina pan grę w zespole mistrza Czech?
– To było fantastyczne uczucie, było dużo emocji. Bardzo się cieszę, że dostałem taką okazję.
Czy życie hokeisty w Polsce jest łatwe?
– Jeśli chodzi o życie hokeisty, to na pewno nie jest łatwe, gdyż trzeba dużo poświęcić. Najbardziej rozumieją to nasze rodziny.
Jadąc na tegoroczne Mistrzostwa Świata Dywizji IA mówiliście między sobą, że jedyna możliwość, to awans do elity? Czy jednak chcieliście się utrzymać?
– Braliśmy tylko jeden scenariusz pod uwagę i był to awans. Wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo, ale ta drużyna na to zapracowała. Każdy dał z siebie to, co najlepsze.
Na co możemy liczyć w Elicie?
– Pokazaliśmy niejednokrotnie, że potrafimy grać z mocnymi rywalami. Jedziemy na te mistrzostwa, żeby się utrzymać i wygrać jak najwięcej meczów.
Miał pan okazję występować z wieloma zawodnikami. Kto wywarł jednak na panu największe wrażenie?
– Był nim Tomáš Sýkora. Świetny zawodnik, bardzo ambitny i pracowity, ale przede wszystkim fantastyczny człowiek.
Który polski hokeista zmarnował swój talent?
– Ciężko wymienić kogoś personalnie, natomiast będąc w szkole mistrzostwa sportowego miałem wielu bardzo utalentowanych kolegów, którzy skończyli grę - według mnie - zdecydowanie za szybko.
Najlepszy gracz w Polskiej Hokej Lidze?
– Zdecydowanie Grzegorz Pasiut. Niejednokrotnie pokazał, że jego przydomek "Profesor" nie jest przypadkowy.
Pracował pan też z wieloma trenerami. Którego natomiast wspomina pan najlepiej?
– Myślę, że wymienię tutaj Tomka Valtonena. Podobała mi się jego wizja hokeja.
A z którym nie potrafił pan znaleźć wspólnego języka?
– Jan Vodila i Peter Křemen. Byłem młodym zawodnikiem i za dużo u nich nie grałem.
Największy sukces w karierze?
– Zdecydowanie mecz w Trzyńcu.
Największy żartowniś w szatni?
– Przychodzi mi do głowy tylko jedna osoba, którą jest Kuba Witecki. Jego pomysły były niesamowite!
A kto najbardziej rozkręca wszystkie imprezy?
– Kamil Kalinowski. Świetny zawodnik, a zarazem najlepszy wodzirej na każdej imprezie.
Krytyka - motywuje czy denerwuje?
– Jeśli jest to konstruktywna krytyka osoby znającej się na hokeju, to motywuje.
Kto jest największym spóźnialskim?
– Może nie spóźnialskim, ale zawsze na ostatni dzwonek jest "Bukoś" (Jakub Bukowski).
Kultowy tekst z hokejowej szatni?
– „Doperdele” lub „Za nami jeno małpy” - te dwa przychodzą mi do głowy.
Największy twardziel w lidze?
– Patryk Wajda - pokazał to na MŚ w Katowicach. Grał ze złamaną szczęką ostatni mecz bodajże z Japonią oraz w tym sezonie w play-offach grał z kontuzją łokcia.
Największy młody talent w Polsce?
– Uważam, że jest nim Kamil Wałega. Przed wyjazdem na Słowację był świetny, natomiast patrząc na niego teraz, zrobił olbrzymi postęp.
Co pana najbardziej denerwuje w polskim hokeju lub w lidze?
– To, że jest go tak mało w mediach i nie jest ogólnie dostępny dla kibica niezwiązanego z tym sportem. Poznaje wiele osób, które nie mają pojęcia, że w Polsce jest liga hokejowa, a gdy tylko obejrzą mecz, to zakochują się w tym sporcie.
A za co można lubić polski hokej?
– Za atmosferę na meczach. Kto przyjdzie na jeden mecz, zostanie na dłużej.
Mecz, który zapamięta pan na zawsze?
– Zdecydowanie mecz z Kazachstanem podczas ostatnich kwalifikacji do Zimowych Igrzysk Olimpijskich.
Najczęściej słyszane pytanie od fanów, bądź dziennikarzy?
– Zbyt często nie udzielałem wywiadów, więc ciężko powiedzieć.
Największe kłamstwo, które kiedykolwiek usłyszał pan na swój temat?
– Ciężkie pytanie, nic nie przychodzi mi do głowy. Jedynie, że stosuję niedozwolone substancje, żeby rosnąć (śmiech). Ale to bardziej żarty kolegów z szatni. Jestem "full natural"!
Ukryty talent?
– Gotowanie! Lubię przygotowywać posiłki dla mojej rodziny i z tego, co mówią, to całkiem nieźle mi to wychodzi.
Największe marzenie z dzieciństwa?
– Chyba jak każdego, kto grał w hokeja, czyli gra w NHL.
Czego najtrudniej sobie odmówić?
– Ostatnimi czasy są to chipsy.
I na koniec, jak często się pan denerwuje?
– Bardzo rzadko, ciężko jest mnie wyprowadzić z równowagi.
Rozmawiał: Mikołaj Hoder
Czytaj także: