Czas urlopów to okres wyjazdów. Sebastian Gonera z rodziną wybiera się nad polskie morze. - Przez tydzień w Mielnie i tydzień w Unieściu odpocznę... psychicznie od hokeja i ludzi, z którymi spędziłem cały rok - mówi Sebastian Gonera. - Nie znaczy to, że mam już dość kolegów z GKS Tychy, ale taka przerwa w codziennych kontaktach na pewno dobrze nam zrobi. Fizycznie też będę odpoczywał, ale jak znam siebie to bezczynnie nie wysiedzę.
- Co pan będzie robił w ramach aktywnego odpoczynku?
- Na pewno pobiegam rano po plaży - mówi Sebastian Gonera. - Nad morzewybieram się w drugim i trzecim tygodniu urlopu więc muszę pamiętać o podtrzymaniu kondycji, bo po powrocie znad morza wejdę na lód.
- Podpisał pan kontrakt na nowy sezon?
- Z prezesem Andrzejem Skowrońskim wszystko już dawno uzgodniliśmy. Mogę powiedzieć nawet, że rozumiemy się bez słów, a to znaczy, że w sezonie 2005/2006 będę grał w GKS Tychy.
- Jak po latach spędzonych woświęcimskiej drużynieprzyjął pan tyską odmianę letnich przygotowań?
- Bardzo mi się podobały. Osiem tygodni pracy przeleciało bardzo szybko. Treninghi były urozmaicone, ciekawe, zprzyjemnością szło się na zajęcia. Naprawdę pierwswzy raz w karierze nie czekałem kiedy się wreszcie to lato skończy tylko pracowałem z przyjemnością.
- Ale w piłkę pan nie grał. Dlaczego?
- Z moim kolanem, a raczej z dolegliwościami, które się lubią odzywać, nie gram w piłkę. Nie ma sensu ryzykować. Wolałem sobie popedałować na rowerku stacjonarnym lub poćwiczyć na siłowni. W rowerowych wyprawach jeździłem w grupie pościgowej, czyli za czwórką liderów. Adam Bagiński, Mirek Bober, Jarek Kuc i Bartek Gawlina narzucali za ostre dla mnie tempo, a ja pracowałem w swoim rytmie. Fajne tez były zajęcia z aerobiku, czy gra w tenisa. Naprawdę człowiek się nie nudził.
- Poprawił pan swojążyciówkę w teście Coopera na koniecokresu przygotowawczego?
- Nie wiem jaka jest moja życiówka, bo w Oświęcimiu nie biegaliśmy na 12 minut, tylko na 3000 metrów. W teście Coopera liczą się metry przebiegnięte w 12 minut, a tam ważny był czas osiągnięty na mecie 3 kilometrów. Nie ma więc czego porównać. Ale jedno jest pewne swoje przebiegłem i w sezonie nogi nie odmówią mi posłuszeństwa.
Czytaj także: