Co trzeba zrobić, żeby zobaczyć widowisko na nie znanym nam poziomie? Niewiele. Wystarczy pojechać do Czech na mecz ligi hokejowej. Szczęka opada. I wcale nie jest to droga przyjemność.
Na lód idzie wielka kasa
Organizatorzy na meczu ze Zlinem spodziewali się około 5-6 tysięcywidzów. Było ich prawie 6400. To frekwencja porównywalna ze średnią nameczach piłkarskich w Czechach i Polsce. Do frekwencji na polskimhokeju nie ma jej nawet co porównywać. Poziom też jest oczywiścienieporównywalny. Kibice, którzy znają hokej tylko z telewizji, musząwiedzieć, że oglądanie go na żywo to zdecydowanie inna jakość. Jeśli dotego dodamy poziom ligi czeskiej – mamy prawdziwe sportowe widowisko.
Telewizory w toaletach
Halaprzed meczem zapełnia się powoli, a i w trakcie gry nie wszyscy siedząna swoich krzesełkach. Można iść na piwo (wiadomo, że czeskie toświatowa ekstraklasa), na kiełbaski. Zresztą napełniając żołądek, nietraci się możliwości oglądania meczu. Przy stoiskach gastronomicznychsą telewizory, na których można śledzić transmisje z meczu. Piwo jestmoczopędne, ale to też nie jest problem. W toaletach bowiem też sątelewizory.
Atmosfera na meczu piknikowa. Na trybunach całerodziny z dziećmi. Wielu widzów poubieranych jest w wielkie koszulkihokejowe. Sympatycy gości spokojnie przechadzają się wśród tych zOstrawy. Co więcej, jeden kibic ze Zlinu ubrany jest w koszulkęVitkovic, a na głowie ma maskę – świński ryj. W naszym kraju - i to nietylko na stadionach piłkarskich - taka prowokacja by nie przeszła.
Unas nie do pomyślenia jest też czeskie podejście do ochrony meczu. Niema napakowanych ochroniarzy, którzy przed wejściem na obiekt obmacująpo całym ciele. Są tylko uprzejmi młodzi ludzie wskazujący nasz sektor.Nikt nas nie kontroluje. Spokojnie wnieślibyśmy na obiekt nawet bombę.Po co jednak kontrola, kiedy na meczach jest spokój? Policjantówwidzieliśmy tylko po meczu, kiedy rozładowywali ruch na wielkichparkingach przy hali i przyległych ulicach. Mija dosłownie kwadrans odzakończenia spotkania, a hala jest pusta. Ludzi do innych dzielnicmiasta rozwożą specjalnie podstawione tramwaje.
Gospodarze wygrywają 3-1, ale dla kibiców Vitkowic nie sam wynik ma znaczenie.
-Przychodzenie na mecze hokejowe to u nas w zasadzie stała rozrywka –mówi 25-letni Jirzi z pobliskiego Bohumina. – Niezależnie od tego, jakgra nasza drużyna.
My po sportowej uczcie wracamy do domów. WOpolu jesteśmy po niespełna dwóch godzinach jazdy. Tak blisko, a jednakpo tym, co zobaczyliśmy w Ostrawie, tak daleko nam pod wielomawzględami do wielkiego sportu.
Marcin Sagan - Nowa Trybuna Opolska
Czytaj także: