Szczęśliwy strzał Krzysztofa Śmiełowskiego zadecydował o końcowym wyniku w meczu pomiędzy Zagłębiem Sosnowiec i GKS Tychy. Mimo osłabień sosnowiczanie nawiązali równorzędną walkę z liderem.
Emocje dzisiejszego meczu rozpoczął atak Teddy’ego Da Costy, który w 10 minucie po samotnej akcji trafił w spojenie słupka z poprzeczką. W odpowiedzi bliski pokonania Bartłomieja Nowaka był Bartosz Matczak. Napastnik tyszan przemknął przez całe lodowisko i gdy szykował się do oddania precyzyjnego strzału został zablokowany przez wracającego Vladimira Lukę. Pierwsza bramka padła dopiero w 19 minucie meczu, gdy podczas gry w przewadze David Galvas huknął z niebieskiej linii, a krążek do bramki przekierował Bartłomiej Bychawski.
Goście do wyrównania doprowadzili w 30 minucie meczu, gdy akcję Robina Bacula wykorzystał Ladislav Paciga. Chwilę później mogło być już 1:2 dla przyjezdnych, lecz swojej szansy nie zdołał wykorzystać aktywny Bacul. W 34 minucie zagotowało się za to pod bramką Przemysława Witka, który raz po raz odbijał strzały sosnowiczan, a gdy odsłonił już część bramki z dwóch metrów nie trafił do niej Tobiasz Bernat.
- Szkoda takich sytuacji, gdyż one mogą się później odbijać na końcowych wynikach – powiedział szkoleniowiec Zagłębia, Milan Skokan.
Dużo większą precyzją popisał się za to kilkanaście sekund później Jarosław Różański, który precyzyjnym strzałem z nadgarstka nie pozostawił żadnych nadziei bramkarzowi GKS-u.
Podopieczni Jana Vavrecki dość szybko otrząsnęli się po stracie gola i w 38 minucie po raz kolejny doprowadzili do wyrównania. Zdobywcą gola okazał się Jakub Witecki, który wymanewrował obronę Zagłębia i strzałem po lodzie pokonał Nowaka.
-To był bardzo wyrównany pojedynek. Gole strzela się i traci, na tym polega urok hokeja. Dziś to my dwukrotnie byliśmy na prowadzeniu, przez pewien czas kontrolowaliśmy spotkanie. Niestety, ostatnie słowo należało dziś do rywala – mówił jeden z defensorów Zagłębia, Andrzej Banaszczak.
Błędu nie ustrzegł się także młody bramkarz Zagłębia, który w 54 minucie przepuścił strzał Śmiełowskiego niemal z połowy lodowiska. Był to jak się później okazało gol dający przyjezdnym upragnione 3 punkty.
- Nie zastanawiałem się tylko strzeliłem, szczęśliwie wpadło. Młody bramkarz popełnił błąd, dla nas szczęśliwy. Cieszy fakt, że była to bramka na wagę trzech punktów. Był to bardzo ważny dla nas mecz, potrzebowaliśmy zwycięstwa po tych poprzednich pojedynkach – podsumował całą sytuację Śmiełowski.
- Zawodnicy powracają do gry po grypie, nie są jeszcze w pełnej dyspozycji. Wszyscy się starali, a jeden błąd zadecydował o końcowym wyniku. Nie obwiniamy Bartka, gdyż bronił dobrze – zakończył Skokan.
Czytaj także: