To już jest koniec?
Porażką 1-8 w Gdańsku, w najważniejszym meczu sezonu, zakończyli rozgrywki w PLH zawodnicy z Sanoka. Zgodnie z regułami KH spada do niższej ligi. Chyba, że dojdzie do powiększenia ligi. Jeśli nie, na nowe piękne lodowisko "Arena Sanok" przyjeżdżać będą mało znane zespoły.
STOCZNIOWIEC GDAŃSK - KH SANOK 8-1 (2-1, 2-0, 4-0)
W play-off (do 3 wygranych): 3-2
1-0 Drzewiecki - Jurasek (3.40), 1-1 Rąpała - Fraszko (7.58), 2-1 Drzewiecki - Leśniak (12.21), 3-1 Zachariasz (26.38 w przewadze), 4-1 A. Kostecki - Bukowski - Wróbel (29.40), 5-1 Jurasek - Zachariasz - Wróbel (40.53 w osłabieniu), 6-1 Jurasek - Zachariasz (43.35), 7-1 A. Kostecki - Wróbel - Leśniak (57.45 w podwójnej przewadze), 8-1 Drzewiecki - Jurasek - Zachariasz (59.33 w przewadze).
STOCZNIOWIEC: Odrobny - Skrzypkowski, Leśniak (2); Rompkowski (2), Benasiewicz; Bukowski (2), Wróbel - Rzeszutko, Pavlacka (2), Skutchan; Jurasek (2), Zachariasz (2), Drzewiecki; A. Kostecki, Słodczyk (2), Jankowski oraz Labudda. Trener - Henryk ZABROCKI.
KH: Janiec (43.36. Łukaszek) - Ciepły (2+2), Rąpała (2); D. Demkowicz, Talaga (2); Smyczyński, Riabenko (2) - Milan, A. Fraszko, Radwański (2); M. Mermer, R. Kostecki (2), T. Demkowicz; Maciejko, Pavel (7+20), Panczenko (2) oraz Niemiec (2). Trener - Adam WORWA.
SĘDZIOWALI Leszek Więckowski (Warszawa) oraz Tomasz Radzik i Tomasz Przyborowski (Krynica). KARY: 16 (2 techniczne) i 23+22 minuty. WIDZÓW 3200 (70 z Sanoka).
Działacze z Gdańska bardzo obawiali się tej potyczki. Postanowili nawet wpuścić kibiców za darmo i okazało się, że przyszło ich 10 razy więcej niż na poprzednie mecze. - Płacić po 15 złotych za oglądanie drużyny walczącej o utrzymanie, to przesada - komentowali fani, którzy jednak w piątek byli ze swoją drużyną. Doping, jaki stworzyli, początkowo paraliżował hokeistów, ale im bliżej końca, tym sielanka była większa, a gdańszczanom wychodziło wszystko.
Nerwy i bezradność
Sanoczanie wyszli na lodowisko mocno zmobilizowani, ale rywal miał jeszcze więcej chęci i od początku osiągnął przewagę. Łukasz Janiec, który bronił bramki KH, dwoił się i troił, ale przy golach nr 2 i 3 wypuścił krążek z łapaczki. W II tercji świetnie bronił Przemysław Odrobny, Adam Fraszko trafił w słupek, Maciej Radwański w poprzeczkę. To jednak "Stocznia" miała przewagę i więcej sytuacji.
- Trzy gole jeszcze można odrobić - prezes Jan Oklejewicz przed ostatnią odsłoną jeszcze żył nadzieją. Nic z tego; gdy w 41. minucie na ławce kar siedział Mateusz Rompkowski, goście stracili gola, zamiast strzelić. - To już jest koniec - jęknął w boksie Mykoła Worosznow, który po 7 golu ze złości aż rozbił szybę ochraniającą ławkę zespołu KH. W końcówce gościom puściły też nerwy i ostatnie pięć minut grali ciągle w osłabieniu.
- Wygrali z nami głową, pomyślunkiem - oceniał obrońca Arkadiusz Burnat, który przyjechał do Gdańska prosto z Krynicy, gdzie był z drużyna młodzików na mistrzostwach.
Co dalej?
- W Sanoku hokej musi być. Trzeba popracować z młodzieżą i zbudować podstawy dla zespołu seniorów - mówił prezes Oklejewicz. Niepewna jest przyszłość trenera Adama Worwy, ale w Grodzie Grzegorza chyba można znaleźć jego następcę. - Z samych wychowanków KH można zbudować dwie silne "piątki" - podkreślają sami zawodnicy.
Możliwa jest też reorganizacja ligi; wtedy sanoczanom udało by się utrzymać miejsce w PLH. - Najpierw musimy zamknąć ten sezon, potem zapewnić sobie sponsorów na nowy, dopiero wtedy będziemy kompletować kadrę na kolejny rok - dodał prezes.
"Czy wygrywasz, czy nie, ja i tak kocham cię" - śpiewali smutni kibice KH Sanok, wychodząc z hali "Olivii". Dla nich naprawdę warto grać: nieważne, w której lidze...
Kibice chcieli pomóc
W Gdańsku sanocką drużynę wspierało blisko 70 kibiców, którzy momentami przekrzykiwali nawet miejscowych. - Byliśmy kilka dni temu, musieliśmy być i na najważniejszym meczu sezonu - mówili fani KH. Przy okazji dziękowali sponsorom wycieczki: Antoniemu Florczakowi, Robertowi Pytlowanemu oraz Januszowi Królickiemu z Sanoka oraz Markowi Iwanowskiemu z Zagórza, Małgorzacie Dubis z Rzeszowa i... Hansowi Thoonenowi z Holandii. Żałowali tylko, że będą musieli wracać w tak smutnych nastrojach.
Warto utrzymać u nas hokej
Rozmowa z MACIEJEM MERMEREM, napastnikiem KH Sanok
- Co się z wami stało?
- Byliśmy bardzo zmoblilizowani, chyba aż za bardzo. Rywal ograł nas mądrością, ma bardziej doświadczony zespół. Nawet jak w trzeciej tercji, nie mając nic do stracenia, zaatakowaliśmy z całych sił, przykładnie nas skontrowali i było po meczu.
- Zasłużyliście chyba na ten spadek?
- Z przebiegu całego sezonu Stoczniowcowi należało się utrzymanie. W sezonie zasadniczym zdobył dwa razy więcej punktów niż my. Na ich lodowisku nie byliśmy w stanie wygrać w play-offach, choć za pierwszym razem byliśmy blisko. - Ale przed decydującą fazą mówiliście głośno, że wolicie grać ze Stoczniowcem, niż z Zagłębiem Sosnowiec...
- Teraz to już nieistotne, ale tak naprawdę to ja wolałem Zagłębie. To był rywal w naszym zasięgu, a Stoczniowiec, mimo niezłych wyników w sezonie zasadniczym, nie leży nam.
- Nie żałuje pan, że wrócił w grudniu z Anglii, żeby pomóc drużynie?
- Nie, chciałem pomóc kolegom. Byłem pełen wiary, że jakoś się uda. Cudu jednak nie było.
- Co będzie dalej z tą drużyną?
- Nie wiem. Mam nadzieję, że hokej całkiem nie padnie. Że władze klubu, przy wsparciu miasta, jakoś się sprężą i znajdą sponsorów na przyszły sezon. W tym mieście naprawdę warto utrzymać hokej, choćby dla naszych wspaniałych kibiców.
- Mówi się o reorganizacji rozgrywek...
- Mamy nadzieję, że powiększą ekstraligę do 10 drużyn, wtedy udałoby się nam w niej zostać. Władze związku powinny docenić naszą heroiczną walkę ze Stoczniowcem, niektóre dobre wyniki z czołowymi drużynami, nową hale i nasz klimat dla tego sportu. Spadek może oznaczać koniec istnienia tego klubu. W PLH łatwiej znaleźć sponsorów, choć koszty są większe.
- Kto będzie trenerem? Nadal pan Worwa, do którego jest dużo pretensji?
- Nieoficjalnie wiem, że będzie zmiana. To będzie jednak decyzja władz klubu. Praktycznie pod ręką jest Doleżalik, którego lubi większość zawodników i kibice. Może więc on nas poprowadzi?
Sanok zasługuje na pomoc
Rozmowa z MARKIEM KOSTECKIM, prezesem Stoczniowca i wiceprezesem Polskiej Ligi Hokejowej
- Mimo wyraźnej wygranej nie wygląda pan na zadowolonego?
- Bo mieliśmy walczyć o inne cele, o medale. Jednak słaba postawa w dwóch ostatnich rundach sprawiła, że musieliśmy walczyć o zupełnie inne cele.
- I mało brakło, abyście spadli...
- Pierwsza porażka z Zagłębiem na naszym lodowisku rozbiła zespół. Musieliśmy zmienić trenera, bo pan Doleżalik stracił kontrolę nad zespołem. Dopiero dziś zagraliśmy, tak jak naprawdę potrafimy. Pomogli kibice, którzy przypomnieli mi stare dobre czasy gdańskiego hokeja.
- Sanok was czymś zaskoczył?
- To nie jest zła drużyna, tylko ma olbrzymie kłopoty organizacyjne, finansowe i treningowe. Zbudowali jednak tak piękną halę, którą zobaczyłem przy okazji meczów play-off w Sanoku, że zasługują na to, żeby nadal był u nich hokej na najwyższym poziomie.
- Może jeszcze będzie. Głośno mówi się o reorganizacji ligi, a pan, jako wiceprezes PLH, powinien być wtajemniczony...
- Nie chcę jeszcze nic mówić, ale trzeba o tym pomyśleć. Sanok zasługuje na pomoc, na mecze przychodzi tam po trzy tysiące kibiców. Powiększenie ligi miałoby też tę zaletę, że można by grać play-offy w ósemce. Myślimy, żeby zastosować system z dziesięcioma drużynami i rozgrywkami jak w Polskiej Lidze Siatkówki. Dyskusje na ten temat rozpoczną się już niedługo.
Rozmawiał Waldemar Mazgaj - Nowiny
Komentarze