Sezon wcale się dla nas nie skończył - twierdzi trener toruńskich hokeistów po kuriozalnej porażce w Gdańsku. I wierzy, że w play-off TKH sprawi niespodziankę i pokona faworytów ligi.
Awans do grona sześciu najlepszych zespołów sezonu zasadniczego - taki był cel dla TKH przed rozpoczęciem rozgrywek. Po niedzielnej porażce w Gdańsku zespół ostatecznie zajął w tabeli siódme miejsce. Więc teraz będzie grał w grupie stworzonej przez najgorsze zespoły ekstraklasy. Później jej dwie najlepsze drużyny - będzie w niej TKH - zmierzą się w play-off z drużynami z pierwszego i drugiego miejsca grupy silniejszej. To kandydaci do mistrzostwa - toruński zespół w starciu z GKS Tychy lub Cracovią będzie miał bardzo małe szanse na sukces.
Ale trener torunian Marian Pysz wierzy w znacznie bardziej optymistyczny scenariusz. - Wcale nie uważam, że po niedzielnej porażce sezon się dla nas skończył. Teraz trzeba zacząć wygrywać i wzmocnić psychikę. A kiedy w pierwszej rundzie play-off sprawimy sensację, o sezonie zasadniczym nikt już nie będzie pamiętał - mówi szkoleniowiec.
Ale takich problemów TKH nie miałby, gdyby w niedzielny wieczór lepiej analizował fakty. Torunianie nie wykorzystali tego, że ich bezpośredni rywale, Naprzód Janów, w walce o szóste miejsce w tabeli rozpoczęli godzinę szybciej. To ewenement - zwykle spotkania ostatniej kolejki są rozgrywane w tym samym czasie. Janowianie niespodziewanie przegrali z GKS Tychy 2:4, więc TKH wiedział w połowie spotkania w Gdańsku, że do awansu potrzebuje już tylko dwóch punktów.
Wystarczyło więc, by hokeiści grali spokojnie - w końcówce doprowadzili do dogrywki i w niej szukali szansy na zwycięstwo. Ale zamiast tego, w ekipie TKH było coraz bardziej nerwowo. Najpierw torunianie stracili bramkę, bo po faulu musieli grać w osłabieniu. Później przeprowadzili zmiany na lodzie, ale tak, że nagle na tafli było o jednego hokeistę TKH za dużo. To też skończyło się karą. - Jestem wściekły. Nie należę do trenerów spokojnych, ale już jak widzę stratę punktów w taki sposób, to aż się gotuję. To boli. Ale trzeba na to spojrzeć z innej strony: w tym zespole jest wielu młodych zawodników, którzy się dopiero uczą. Z nich pożytek będzie za kilka lat - mówi Pysz.
Brak awansu do czołowej szóstki to dla klubu duża strata finansowa. Mecze z KH Sanok, Polonią Bytom i Unią Oświęcim nie przyciągną kibiców - nawet mimo tego, że klub już kilka miesięcy temu obniżył ceny biletów. To również problem dla trenera - musi zmobilizować zawodników do gry o przysłowiową pietruszkę. TKH ma praktycznie zapewnione siódme miejsce - już teraz między torunianami, a następnym w tabeli KH Sanok jest aż osiem punktów przewagi.
Bez układów
W ostatnich tygodniach nieoficjalnie mówiło się, że w lidze hokejowej istnieje układ stworzony przez kluby z południa Polski. Miały tak sterować swoimi wynikami, by w drugiej części sezonu do czołowej szóstki awansowały tylko zespoły z tego regionu. Dzięki temu kluby z Tychów, Krakowa, Nowego Targu czy Sosnowca uniknęłyby dalekich podróży np. do Torunia. Właśnie gracze TKH nieoficjalnie wskazywali na istnienie tzw. spółdzielni - współpracy zespołów z południa skierowanej przeciwko zespołowi z naszego miasta. Ale ostatnia kolejka spotkań zaprzeczyła podejrzeniom. GKS Tychy pokonał Naprzód, chociaż w przypadku porażki janowianie - kolejny zespół z południa - mogliby być pewni miejsca wśród najlepszych. Bez kalkulacji grali też gdańszczanie. Stoczniowiec pokonał TKH, więc wyrzucił drużynę z naszego miasta poza czołową szóstkę. W efekcie na kolejne mecze będzie musiał podróżować przez cały kraj. - Na tym właśnie polega piękno tego sportu. Ja cieszę się z tych wyników. GKS i Stoczniowiec pokazały walkę fair play - mówi Pysz.
Filip Łazowy
Gazeta Wyborcza
Czytaj także: