Henryk Gruth do Polski wpada jak po ogień. Na kilka dni melduje się w kraju. Odwiedza tyskie mieszkanie i spotyka się z przyjaciółmi. W niedzielę - jak co roku - zagra w piłkę w meczu upamiętniającym Marka Suchego, dziennikarza Przeglądu Sportowego, z czasów, w których Przegląd Sportowy naprawdę pisał o hokeju. Dawne to czasy... Marek Suchy zmarł w 1996 roku mając 40 lat. Dokładnie w dniu finału angielskich mistrzostw Europy.
- O godzinie 15.00 spotykamy się na czechowickim cmentarzu przy grobie Marka Suchego, a o godzinie 16.00 wybiegamy na boisko - mówi Henryk Gruth. - Ciesze się, że będzie okazja spotkania starych znajomych, bo w składzie naszej drużyny wyczytałem kilka nazwisk, które przed kilkunastoma laty tworzyły nasz piłkarski zespół, którego snajperem był Marek Suchy. Między innymi są tam nazwiska Antoniego Piechniczka, Albina Wiry, Zdzisława Podedwornego.
Dla tych, którzy nie znają prywatnie Henryka Grutha dodajemy ważną informację, legendarny polski hokeista, a obecnie szkoleniowiec wicemistrza Szwajcarii ZSC Lions Zurych, jest duszą towarzystwa. Zwłaszcza jego dowcipy po czesku i śląskie godki o chopach z Jonowa potrafią rozbawić do łez.26 czerwca będzie więc okazja posłuchać nowych i starych wiców. Ale na pewno nie zabraknie też tematów dotyczących współczesnego hokeja.
- Postawiliśmy IIHF warunek, że jeżeli mamy startować w Pucharze Kontynentalnym to tylko w turnieju finałowym i najlepiej gdyby on się odbył w Zurychy - dodaje Henryk Gruth. - Nasz plany gospodarza turnieju pokrzyżował jednak spór właścicieli lodowiska i w końcu przystaliśmy na to, że pojedziemy na turniej finałowy. Mierzymy wysoko. Mamy w zespole w tej chwili sześciu obcokrajowców, a może grać pięciu. Tym szóstym został David Vyborny, kapitan reprezentacji aktualnych mistrzów świata. Czech wpadł mi w oko podczas turnieju w Wiedniu. Pojechaliśmy tam obserwować Martina Strakę i on miał według pierwotnych planów zostać naszym zawodnikiem. Poszukiwaliśmy jednak centra, a Straka - choć zapewniła nas, że jest środkowym - grał na skrzydle. Natomiast David Vyborny był typowym liderem formacji i takiego właśnie potrzebowaliśmy. Dlatego nawiązaliśmy z nim kontakt już w Wiedniu, a teraz rozmowy zostały sfinalizowane. Nie martwimy się też tym, że on będzie szóstym obcokrajowcem, a pięciu może grać. RandyRobitaille, nasza gwiazd z NHL, posporzątał już swoje zuryskie mieszkanie i wszystko na to wskazuje, że już do Szwajcarii nie wróci.Tak naprawdę więc Vyborny jest piąty, ale nie o kolejny numer chodzi, bo pewnie i tak będzie pierwszym o ile nie ruszy NHL. Jeżeli ruszy, to zgodnie z umową Vybornywyjedzie do USA, bo jest zawodnikiem Columbus. Ale jeżeli NHL ruszy to nie będziemy załamywać rąk z powodu straty Vybornego. Powiem nawet,że koniec strajku NHL byłby nam na rękę, bo wtedy HC Davos straciłoby trzech najlepszych snajperów i na pewno mistrz bez swoich zębów trzonowych nie byłby już tak groźny.
Na temat pracy w hokejowej reprezentacji Polski Henryk Gruth nie chce rozmawiać.Wyjaśnia, że ma jeszcze dwa lata ważny kontrakt w Zurychu. Dodajmy od razu - kontrakt: dobry, wypłacalny, zapewnający pracę na wysokim poziomie.
Czytaj także: