- Po pierwszych meczach nikt nas już nie lekceważy - mówi trener Wiesław Walicki.
Nesta Karawela przegrała ostatnią potyczkę ligową w Sanoku bardzo wysoko (1:11). Czego brakuje toruńskiemu klubowi, aby takie porażki więcej się nie powtarzały?
Jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie ma. Pierwsza zasada jest jednak taka, że nie można jechać tak daleko w dniu meczu, a do tego, niestety, potrzebne są pieniądze. Problemy mamy różne, od finansów, po braki w sprzęcie, lecz radzimy sobie, jak możemy. Jasne jest, że nikt nie chce tak wysoko przegrywać. Drużyna nie jest zła, czy słaba, ale okazuje się, że gdy tak silni rywale jak sanoczanie nas dopadną, to jesteśmy bezradni. Bramkarze są najmocniejszą stroną naszego zespołu, ale w Sanoku i oni musieli dać za wygraną. „Plaster” (Michał Plaskiewicz - przyp. red.) poddał się po pierwszej tercji, po czym do bramki wszedł Tomek (Witkowski - przyp. red.) i też był bezradny. Zagraliśmy jednak przeciwko połowie reprezentacji Polski. Tymczasem w naszym zespole mieliśmy do niedawna dwóch - trzech takich zawodników, którzy o tę kadrę się ocierali. Stałych reprezentantów u nas nie ma.
Ratunkiem dla beniaminka są więc wzmocnienia?
Tak. Do 20 grudnia mamy jeszcze czas na transfery. W klubie szykują się zmiany, choć brakuje na to pieniędzy. Zauważmy, że ekipy, które zajmują obecnie miejsca w pierwszej piątce tabeli, zatrudniły na początku sezonu dużo lepszych zawodników, niż my. Gdybyśmy mieli więcej pieniędzy, wówczas zgłaszaliby się do nas hokeiści, których kandydatury warto byłoby rozważyć.
Przed sezonem klub osłabił natomiast zespół, pozbywając się Tomasza Proszkiewicza, zawodnika, który w wielu meczach mógł robić różnicę...
Nie chcę komentować tej sytuacji. Powiem tylko, że pozbyto się jednego z liderów, a teraz żąda się od nas wyników. W każdej drużynie PLH jest przynajmniej jeden tak doświadczony zawodnik, jak Tomek. W Tychach gra Szimiczek, w Jastrzębiu Kral, a w Krakowie bracia Laszkiewiczowie. Patrzmy dalej. Dlaczego Zagłębie Sosnowiec ściągnęło Hornego? Ten zawodnik ma czterdzieści lat i wiadomo, że pod bandami nie będzie walczył tak, jak kiedyś, ale taki egzekutor w każdym zespole jest niezbędny. Liczyłem, że takim hokeistą będzie dla nas Proszkiewicz, który potrafi wziąć na plecy trzech rywali, a gdy strzeli z klepy, to bramkarze mają problemy.
Proszkiewicza w składzie już nie ma, są za to inni. Nie wszyscy spełniają jednak pokładane w nich nadzieje.
Na więcej liczyliśmy od gdańszczan. Spodziewaliśmy się, że będą strzelać jakieś bramki. Z tym jest różnie, powiedziałbym nawet słabo. Oni zdają sobie z tego sprawę. Co ma na to wpływ? Nowe miejsce i oczekiwania. Muszę przyznać, że zarówno ze strony kibiców, jak i działaczy, oczekiwania w stosunku do tej drużyny są większe, niż jej realne możliwości. Udało się nam sprawić kilka niespodzianek i żąda się od nas jeszcze więcej, a widać, że o takie zaskoczenia będzie znacznie trudniej, niż na początku. Rywale nie traktują już nas „per noga”. Wprost przeciwnie. Podchodzą do meczów z nami bardzo poważnie. Kibice może nie wiedzą, że my borykamy się czasem z poważnymi problemami. Przykładem może być ostatni mecz na naszym lodowisku. Jacek Dzięgiel złamał kij podczas rozgrzewki, po czym zaczął sobie szukać innego, z którego, na marginesie, później nie był zadowolony, i do samego rozpoczęcia meczu nie pojawił się już na lodzie. Nie chcemy nikomu robić na złość, bo nie o to chodzi, dlatego podczas treningów raczej rzadko ćwiczymy strzały bez przyjęcia, bo po co kije mają trzeszczeć i się łamać? Z drugiej strony, jak spowodować, żeby zawodnik był skuteczniejszy? Zawsze mówię, że mamy „młotki”, ale nie mamy tego żelaznego, żeby móc wbić gwoździa. Modelowa sytuacja jest taka, gdy każdy zawodnik ma do dyspozycji dwa kije plus jeden w magazynie. Drużyna jest jednak zdyscyplinowana i pracuje solidnie. Zawodnicy są świadomi tego, co się dzieje wokół. Jestem trenerem trzydzieści lat. Wiele już widziałem, wiem też jaka jest u nas sytuacja i mówię to z pełną odpowiedzialnością - huśtawka będzie taka, jaka jest, dopóki tych kilka warunków nie będzie spełnionych. Na razie daje mi się komfort pracy, staram się być dyplomatą, ale ciśnienie czasem mi skacze.
Presja zapewne jest odczuwalna. Zauważalne są również opinie, że warto byłoby wprowadzić do składu jeszcze kilku juniorów.
Mamy w drużynie wielu młodzieżowców w wieku 22 lat i młodszych. Inni na moim miejscu może byliby bardziej odważni i wprowadziliby więcej juniorów. Wiadomo jednak, że dołączenie dwóch juniorów do jednej piątki, a to jest bardzo dużo, spowoduje, że ta formacja straci na wartości. Wszyscy chcemy tymczasem, aby w każdym meczu drużyna wygrywała, a jak już przegra, to wynikiem hokejowym, po walce. Mam czyste sumienie. Juniorzy wchodzą do składu i będą wchodzić. Trzeba to robić jednak ostrożnie i mądrze. Przykładem może być sytuacja Michała Kalinowskiego, który nabawił się nieprzyjemnej kontuzji. Ma poważnie zbity bark. Nie chcę, aby kontuzje młodych graczy kończyły się na stole operacyjnym. Wiem najlepiej, jak młodzi zawodnicy są przygotowani do gry pod kątem fizycznym. Znam tych chłopaków i widzę ich na co dzień. Wiem też, że nie należy do przyjemnych spotkanie się pod bandą takiego zawodnika, który waży 60 - 70 kilogramów, z dużo cięższym od siebie rywalem. Nie będę więc zmieniał juniora na seniora, gdyż jest to świadome podcięcie gałęzi, na której się siedzi. Wystarczy spojrzeć na strzelców najważniejszych bramek, czyli tych dających prowadzenie lub zwycięstwo. Trenerzy przeciwnych drużyn i tak są zaskoczeni, że mając tak młodą drużynę, prowadzimy w miarę uporządkowaną grę, prezentujemy ciekawy hokej i jesteśmy zagrożeniem dla rywali. Po pierwszych meczach nikt nas już nie lekceważy.
Jak, Pana zdaniem, będą wyglądały najbliższe spotkania Nesty Karaweli?
W potyczkach z tymi najlepszymi nie będzie nam łatwo. Pięć najwyżej sklasyfikowanych drużyn walczy bowiem o cztery miejsca dające prawo gry o medale. Któraś z nich się ostatecznie nie załapie, dlatego teraz każda nie może pozwolić sobie na stratę punktów z niżej notowanymi ekipami. Przed nami są dwa mecze z Tychami (21 października) i Nowym Targiem (25 października). Dobrze byłoby wywalczyć jakieś punkty. Każdy punkt, jeden, czy dwa, są ważne i mogą ponownie dać nam bezpieczną przewagę w tabeli. Gdyby przed sezonem ktoś powiedział, że na tym etapie Zagłębie będzie traciło do nas pięć punktów, to w Sosnowcu stwierdzono by, że osoba, która wypowiedziała te słowa, nie zna się na hokeju. Podhale natomiast ma problemy, ale jak znam Górali, nie będą zasypiać gruszek w popiele i będą szukać wzmocnień. Naszą drużynę stać na kolejne niespodzianki, pamiętajmy jednak, że walczymy o utrzymanie w lidze. Obecnie mamy trzynaście punktów i nie chciałbym, żebyśmy się na tym zatrzymali. Dobrze byłoby mieć przewagę nad naszymi głównymi rywalami, żeby ewentualne wpadki nie popsuły dobrej atmosfery.
Teczka osobowa - Wiesław Walicki
- Urodzony 15 lutego 1958 roku w Sopocie.
- Od 2010 roku wraz z Markiem Góreckim prowadzi drużynę seniorów, wcześniej w pierwszej lidze, a obecnie w PLH.
Czytaj także: