Wynikiem 3:2 zakończyło się dzisiejsze spotkanie, w którym na Satelicie zmierzyły się drużyny HC GKS i Mazowsza - Legii Warszawa. Zgromadzeni na trybunach kibice obejrzeli raczej słabe widowisko, jednakże 3 punkty zdobyte przez HC muszą cieszyć.
Tuż przed spotkaniem po raz drugi w tym sezonie odbyła się widowiskowa prezentacja drużyny gospodarzy. Światła pogaszono, zapalono kolorowe lampy i puszczono dym. Zawodnicy pojawiali się jeden po drugim odprowadzani smugą światła na środek lodowiska, gdzie uformowali okrąg witając przybyłych na spotkanie kibiców. Po pierwszym gwizdku zawodnicy obu drużyn ruszyli w bardzo mocnym tempie. Zaowocowało to już w drugiej minucie, kiedy to po akcji energetycznego ataku katowickich bad boys - Wieruszewski, Cichoń i Fonfara - HC GKS objął prowadzenie.
Euforia nie trwała długo. Już dwie minuty później krążek po strzale Łukasza Czecha przeleciał między parkanami broniącego dziś bramki GieKSy Michała Ziaji i na tablicy świetlnej widniał remis. Ewidentnie bramka ta rozochociła hokeistów z Warszawy, którzy śmielej zaatakowali. Na to właśnie czekał HC GKS, który po wzorowej kontrze i golu Jarosława Drozdowicza objął prowadzenie. Bramka ta jednak poprzez błąd arbitra została przypisana Sławomirowi Wielochowi. Nie był to jedyny błąd sędziego głównego w tym meczu.
Po kilku minutach zastoju GieKSa znów ruszyła do ataku. Rocki miał wiele pracy, gdyż rywale raz po raz nękali go solowymi akcjami. W końcu, w 16 minucie meczu po bardzo dobrze rozpoczętej akcji przez kapitana HC - Pavla Marecka i po asyście Marka Trybusia do siatki Warszawian trafił Mateusz Wiśniewski, podwyższając wynik na 3:1.
Na początku drugiej odsłony tego spotkania drugą bramkę w przewadze dla Legii Warszawa zdobył Damian Smoliński. Gospodarze świadomi błędów w osłabieniach rzucili się do ataku, jednak wszelkie próby zmuszenia Rockiego do kapitulacji kończyły się bez efektów. Sprzyjało to rosnącej agresji. Nerwy puszczały zawodnikom obu drużyn, aż w końcu w 26 minucie karę 5 minut kłucie kijem przeciwnika oraz karę meczu za niesportowe zachowanie dostał Tomasz Cichoń. Wzmogło to jeszcze bardziej nerwowość w obu ekipach. Starcia stały się jeszcze ostrzejsze a bandy trzeszczały od ostrych interwencji obrońców. Niewątpliwie wpłynęło to negatywnie na obie drużyny, które zaczęły się gubić. Od 30 minuty gra po obu stronach była nieudana, podania niedokładne, a pojedyncze solowe akcje kończyły się fiaskiem. Do końca tercji kibice raczej ziewali, gdyż na lodzie nie było nic ciekawego do oglądania.
Trzecia tercja zaowocowała mocnym uderzeniem. Inicjatywę przejęła Legia, która kilkakrotnie sprawdziła umiejętności Michała Ziaji. Bramkarz ten w czterdziestej drugiej minucie popisał się wyjątkowo efektowną obroną akcji sam na sam, by chwilę później brawurowo wychwycić groźny strzał rywala. Ziaja jeszcze nieraz potem ratował z opresji drużynę gospodarzy. Tak właśnie było, kiedy w 47 minucie meczu dwoma dwuminutowymi karami Michałkiewicza i Rostkowskiego osłabiona została drużyna Legii. Nie przeszkodziło to jej, by przy nieporadności zawodników HC wyprowadzić bardzo groźną kontrę, którą na szczęście dla gospodarzy zatrzymał Ziaja. Podwójne osłabienie zresztą Legia wybroniła, wykorzystując brak efektywności gospodarzy, którzy jedynie raz wywołali jęk zawodu kibiców, gdy krążek zadzwonił o poprzeczkę bramki Rockiego. Do 58 minuty Legia nie potrafiła zagrozić bramce rywali. Wtedy to na ławkę kar zawędrował Sebastian Fonfara, a trener Warszawian zdecydował się wstawić szóstego zawodnika z pola. Przewaga 6 na 4 jednak nie wystarczyła Legii by zmienić wynik meczu, tym samym w obu spotkaniach musiała uznać wyższość katowickiego klubu.
Prezentacja hokeistów.
HC GKS Katowice - Legia Warszawa 3:2 ( 3:1 , 0:1 , 0:0 )
01:11 1:0 Cichoń ( S. Fonfara )
03:02 1:1 Czech PP
05:46 2:1 Wieloch
15:42 3:1 Wiśniewski ( Trybuś, Marecek )
21:52 3:2 Smoliński PP
Trener Andrzej Pasiut: Założenia taktyczne realizowane były tylko w pierwszej tercji. Później było tylko gorzej. Tak być nie może, bo sami sobie robimy problemy. Graliśmy swoje, na drugą tercję wychodziliśmy z wynikiem 3:1, a potem zaczęliśmy kombinować. Bardzo mnie to denerwuje, że paru zawodników musi grać na resztę drużyny.
Czytaj także: