O turnieju mistrzostw świata, mankamentach w grze biało-czerwonych oraz o braku awansu na zaplecze elity rozmawiamy z Patrykiem Wronka, jednym z liderów naszej kadry. – Zawiodła skuteczność, oddawaliśmy bardzo dużo strzałów, ale brakło precyzji – przyznał nasz napastnik.
HOKEJ.NET: – Jak podsumujesz mecz z Japonią? W zasadzie było to spotkanie o honor, bo znaliśmy już wynik meczu Holandia - Rumunia.
– Wszyscy chcieliśmy zakończyć mistrzostwa zwycięstwem. Jest to zawsze miłe zakończenie sezonu. Niestety celem był awans, ale nie udało się go wywalczyć, więc nie ma się z czego cieszyć. Szkoda meczu z Rumunami, gdyż mieliśmy go w swoich rękach. Przegraliśmy to starcie, a oni wygrali pięć meczów i zasłużyli na awans.
Czy trudno było się zmotywować na ten ostatni mecz? Tym bardziej skoro wiedzieliście, że awansu już nie uda się wywalczyć.
– Na pewno, przyjechaliśmy tu po awans. Przed spotkaniem z Japonią wiedzieliśmy, że nawet przy zwycięstwie nie uda się go wywalczyć. Jednak zależało nam na wygranej z Japonią, aby dać trochę radości sobie i kibicom.
Możesz określić czego zabrakło w meczu z Rumunią do wygrania tego spotkania?
– Zawiodła skuteczność, oddawaliśmy bardzo dużo strzałów, ale brakło precyzji. Mieliśmy też dużo kar, a jak my graliśmy w przewadze, to graliśmy ten okres gry bardzo słabo. Mieliśmy to wszystko na swoich kijach, mogliśmy to załatwić, ale przegraliśmy.
Jeśli chodzi o grę w przewadze, to zajęliśmy przedostatnie miejsce w grupie z zaledwie dwoma bramkami na piętnaście takich okresów gry. Jak to skomentujesz?
– Zabrakło nam spokoju, graliśmy bardzo chaotycznie. Chcieliśmy strzelać z każdej pozycji, nawet gdy to praktycznie nie było możliwe. Moim zdaniem powinniśmy bardziej rozegrać rywali, rozrzucić ich i wtedy oddać strzał z dogodnej pozycji. Zabrakło zdecydowanie tej chłodnej głowy.
Czy to sensacja, że Rumunia awansuje do wyższej dywizji? Rzadko się spotyka, aby drużyna wygrała turniej z kompletem zwycięstw.
– Wygrali pięć meczów i zasłużyli. Jeśli chodzi o mnie, to nie stawiałbym na nich przed rozpoczęciem turnieju, że uda im się awansować. Zrobili to jednak i gratulacje dla nich.
Czego zabrakło w przekroju całego turnieju do tego, aby wywalczyć awans?
– Trudno powiedzieć, wydaje mi się, że w każdym meczu byliśmy drużyną, która dominowała na lodzie. Stwarzaliśmy sobie więcej sytuacji niż przeciwnicy. Może w dwóch pierwszych meczach się wystrzelaliśmy, ale i tam skuteczność była bardzo słaba mimo strzelenia siedmiu lub ośmiu bramek. W dogrywce też mieliśmy kilka dogodnych okazji mogliśmy to rozstrzygnąć, ale zabrakło skuteczności. Jestem trochę załamany, bo myślałem, że uda się awansować, ale to jest sport i życie zweryfikowało wszystko.
Jak ocenisz swoją grę na tym turnieju? Czy czujesz, że mogłeś więcej dać drużynie?
– Tak, zdecydowanie. W meczu z Japonią grałem na środku i miałem częściej krążek przy kiju. Potrzebuję tego, to jest moja gra, a na skrzydle średnio to wychodziło. W przewagach mogłem wziąć grę bardziej na swoje barki i ją uspokajać, może wtedy nie byłoby tego chaosu. Myślę, że jako drużyna nie sprostaliśmy temu zadaniu.
Czy to, że zostaliśmy w Dywizji IB oznacza, że to jest nasz poziom?
– Ciężko powiedzieć, patrząc na grupę wyżej, to kto wie jakby tam było. Na pewno nie bylibyśmy chłopcami do bicia, ale do awansu do Elity jeszcze spora droga. Musimy ciężko pracować, wyeliminować złe nawyki i może być dobrze. Nie uważam, żebyśmy jako zawodnicy indywidualnie byli gorsi od zawodników tych drużyn. Decydują detale jak osłabienia, przewagi i taktyka. Na takich turniejach jedna, dwie przewagi mogą decydować o całokształcie, a my dzisiaj mieliśmy przewagę i straciliśmy w niej bramkę.
Rozmawiał w Tallinnie: Sebastian Królicki
Czytaj także: