Tomáš Fučík może śmiało kandydować do miana najbardziej wartościowego zawodnika fazy play-off. Golkiper reprezentacji Polski jest w świetnej formie i poprowadził GKS Tychy do wyjazdowego zwycięstwa nad GKS-em Katowice 3:1. Podopiecznym Pekki Tirkkonena do wywalczenia pierwszego od pięciu lat tytułu mistrzowskiego brakuje już tylko jednego zwycięstwa.
– Chyba za dużo wam nie powiem – uśmiechał się po czwartym meczu serii Tomáš Fučík, który był jednym z architektów zwycięstwa tyszan. Obronił 36 z 37 strzałów i zachował skuteczność interwencji na poziomie 97,3 procent.
To było pasjonujące spotkanie, w którym działo się naprawdę sporo. Po pierwszej odsłonie był bezbramkowy remis, ale więcej klarownych okazji stworzyli katowiczanie. Golkiper GKS-u Tychy efektownie zatrzymał uderzenia Marcusa Kallionkieliego i Bena Sokaya, ratując skórę swoim kolegom z pola. Po dwóch odsłonach w lepszej sytuacji byli tyszanie, którzy prowadzili 2:0 po golach Roniego Alléna i Dominika Pasia.
Zespół dowodzony przez Jacka Płachtę w trzeciej odsłonie odważniej ruszył do ataku. Kontakt z tyszanami złapał na początku trzeciej odsłony, a na listę strzelców wpisał się Pontus Englund. Potem emocje sięgnęły zenitu, ale na więcej GieKSie nie pozwolił Fučík, który tylko w ostatniej części gry obronił 22 uderzenia, w tym dwa rzuty karne!
– Szczerze mówiąc to nie pamiętam, żebym kiedykolwiek doświadczył podobnego meczu. Ogólnie to spotkanie było specyficzne, ale najważniejsze jest to, że sięgnęliśmy po niezwykle ważne zwycięstwo. Przybliża nas ono do wymarzonego mistrzostwa – zaznaczył 31-letni golkiper.
Wielu kibiców z pewnością zastanawia się, czy podopieczni Pekki Tirkkonena ostatni krok w drodze do pierwszego od pięciu lat tytułu mistrzowskiego postawią w czwartkowy wieczór, przed własną publicznością.
– Nie wiem, co ten Pan na górze zaplanuje. Jego trzeba pytać – żartował Tomáš Fučík.
Następnie dodał, że dołoży wszelkich starań, aby w najbliższej konfrontacji zaprezentować się z jak najlepszej strony.
– Chcę zagrać w tym meczu jak najlepiej i to jedyne, co mnie interesuje. Skupiam się na aspektach, które mam pod kontrolą, ale sam meczu nie wygram. Musimy być dobrze działającym kolektywem. Takim, jak w pierwszych dwóch meczach w Tychach. Czwarty mecz serii nie był w naszym wykonaniu zbyt dobry. Myślę, że koledzy z zespołu nie będą na mnie źli, jeśli powiem, że zagraliśmy w trzeciej odsłonie nieodpowiedzialnie. Łapaliśmy kary i były emocje, ale z dozą szczęścia i Panem Bogiem wytrzymaliśmy do końca meczu.
Finał play-off jest też rywalizacją dwóch reprezentacyjnych bramkarzy. Przed startem zmagań często debatowano o tym, który z golkiperów prezentuje lepszą dyspozycję i jest silniejszy psychicznie. To właśnie ten drugi aspekt miał być wadą Fučíka, ale w finale nie można mu nic zarzucić. Jest mocnym punktem swojego zespołu i może pochwalić się skutecznością oscylującą w granicach 95,5 procent, o niemal pięć procent lepszą niż jego vis-à-vis John Murray. A co na to sam zainteresowany?
– Zacznę od tego, że John jest wyjątkowym bramkarzem. Wiele osiągnął w naszej lidze i będzie mi bardzo trudno to powtórzyć i mam do niego ogromny szacunek. Myślę, że ma mocną psychikę i to nie podlega dyskusjom. Myślę, że trzon naszego zespołu nauczył wyciągnął wnioski z poprzednich porażek. Dostaliśmy kolejną szansę i jesteśmy wdzięczni działaczom za to, że nam zaufali – zwrócił uwagę golkiper urodzony w Czechach.
– Ja chcę podziękować zwłaszcza panu Wojciechowi Matczakowi, który stał za mną murem. A opinię dotyczącą tego czy jestem mocniejszy psychicznie zostawię wam dziennikarzom i oczywiście kibicom – zakończył.
Czytaj także: