- Po raz ostatni z orzełkiem na piersi występował na MŚ w Spodku w 1999 r. Później przez nieuregulowane kwestie finansowe zrezygnował z reprezentacji. Po ponad sześciu latach przerwy Zbigniew Podlipni wrócił do kadry. - Pod względem organizacyjnym wreszcie jest normalnie - podkreśla 32-letni napastnik.
Michał Białoński: W Janowie mieliście spotkanie z prezesem PZHL-u Zenonem Hajdugą. Poprawiły się warunki kadrowiczów?
Zbigniew Podlipni: Odpukać, ale wreszcie jest normalnie. Reprezentacja ma wreszcie sponsorów [firmy ComArch i Wojas - przyp. red.], dostaliśmy nowe spodnie hokejowe, dresy, a i kije zamawiają takie, jakie kto chce. Także premie są wypłacane w terminie (700 zł za tzw. gotowość startową i do podziału 18 tys. zł za zwycięstwo z rywalem z gr. A MŚ lub 12 tys. za pokonanie słabszych). Oczywiście, mogłoby być lepiej, ale nie narzekam.
A pod względem sportowym?
- Nie miałem dotąd styczności z trenerem Rohaczkiem. Jestem pod wrażeniem jego metod treningowych. Nikogo nie obraża, nie ruga, potrafi stworzyć atmosferę. Nie oznacza to, że na treningach leżymy. Kiedy trzeba, wyciska z nas siódme poty. Co do taktyki, to staramy się realizować czeską szkołę - uważna gra w obronie i kontrataki.
Podczas turnieju w Janowie grał Pan z kolegą klubowym Jarosławem Różańskim i występującym we Francji Michałem Garboczem.
- Poprzednio trener Rohaczek ustawiał mnie z Adrianem Parzyszkiem i Adamem Bagińskim i choć wtedy grało mi się nieźle, to teraz było jeszcze lepiej. Wszak z Jarkiem widzimy się na każdym treningu, a z Michałem graliśmy w reprezentacji młodzieżowej.
Miał Pan sporo sytuacji do strzelenia gola.
- I wszystkie zmarnowałem, choć i bramkarz Norwegów miał dzień konia. Gdy strzelałem i dobijałem po sobie w ostatniej minucie, sam nie wiem jakim cudem bramkarz to obronił. Grunt, że kondycyjnie jest dobrze. Nie oszczędzamy się, są ostre wejścia ciałem itp. W takiej sytuacji, nawet mimo porażki, granie cieszy.
Michał Białoński - Gazeta Wyborcza
Czytaj także: