Cztery lata temu, długo przed wyborami władz Polskiego Związku Hokeja na Lodzie, działacze klubowi krzyczeli: „Zenon Hajduga i jego świta musi odejść”. Już kilka miesięcy później, u steru rządów związku stał Zdzisław Ingielewicz, spora część tych samych działaczy zatęskniła za
rządami poprzedniego prezesa.
My i Wy
Prezes Ingielewicz podczas kampanii wyborczej jawił się jako człowiek spolegliwy i szukający porozumienia ze wszystkimi działającymi w hokeju. Szybko jednak okazało się, że powstał mur między szefem związku, jego najbliższymi współpracownikami, a działaczami klubowymi. Ci ostatni byli przekonani, że centrala pomoże im finansowo w czasie rozgrywek. A szef związku karcił działaczy na każdym kroku. Wiele wypowiedzi prezesa było nie na miejscu i pewnie ich, po upływie czasu, żałuje. Wielu delegatów zastanawiało się, czy nie zwołać zjazdu nadzwyczajnego w celu wybrania nowych władz. Nie doszło do tego, ale po 4 latach rządów Ingielewicza nikt chyba nie zatęskni za ustępującym szefem...
(Nie)profesjonalizm
Wiele lat temu powstała spółka Polska Liga Hokejowa, by prowadziła profesjonalne rozgrywki ligowe. Jednak kolejni prezesi nie potrafili znaleźć środków, by móc wyprowadzić rywalizację sportową ze struktur związku. Spółka wygenerowała spore długi i teraz wszyscy wstydliwie o niej milczą. Od pewnego czasu słyszymy, że jej właściwe funkcjonowanie jest potrzebą chwili. Podobno, za punkt honoru postawiono, że profesjonalne rozgrywki wprowadzone zostaną za rok od wyboru nowych władz. Oby! Osiem drużyn w ekstralidze to chyba na tę chwilę optymalne rozwiązanie. Niemniej harmonogram rozgrywek powinien być perfekcyjnie ułożony. Początek ekstraligi jest prowadzony w szaleńczym tempie i nawet w najsilniejszych ligach (NHL, KHL) nie ma takiej ilości meczów. Z kolei przerwy między poszczególnymi rundami play offu są zbyt długie. A przecież można byłoby w regulaminie ustalić, że terminy będą ruchome w zależności od zakończenia rywalizacji na poszczególnych etapach rywalizacji.
Po równi pochyłej
Reprezentacja w ciągu ostatnich czterech lat zanotowała poważny spadek i znalazła się w punkcie, z którego trudno będzie się odbić wyżej. Nieszczęście, naszym zdaniem, rozpoczęło się z chwilą chyba zbyt pochopnego zwolnienia Rudolfa Rohaczka z funkcji trenera kadry. Nie decydowały względy merytoryczne, lecz – delikatnie ujmując – osobiste „kwasy” doradców prezesa. Sprowadzony szwedzki trener Peter Ekroth w Toruniu zajął czwarte miejsce w Dywizji IA. Wówczas wydawało nam się, że gorszej lokaty nie można osiągnąć. Nastąpiła zmiana i opiekę nad kadrą przejął jeden z najbardziej doświadczonych szkoleniowców, Wiktor Pysz. O ile występ w kolejnych MŚ w Lublanie był przyzwoity (3. lokata), to dwa kolejne były nieudane. W Kijowie po zajęciu 4. miejsca i reformie rozgrywek nastąpił spadek do Dywizji IB. Kwietniowy turniej na tym szczeblu rozgrywek w Krynicy zakończył się klęską, bo po porażce z Koreą Płd. 2:3 nadal jesteśmy w III lidze. A miał być odtrąbiony sukces na zakończenie tej kadencji. Juniorzy do lat 20 i 18 również nie mogą niczym specjalnym się pochwalić, wszak balansowali między Dywizjami IA i IB. To wynik wieloletnich zaniedbań i może warto byłoby się zastanowić nad funkcjonowaniem Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Sosnowcu. Nakłady finansowe płynące z ministerstwa sportu nijak nie przekładają się na wyniki sportowe. Na palcach jednej ręki można policzyć zawodników, którzy z roku na rok zasilają zespoły ligowe. Jedynym promykiem w tej sportowej zapaści jest start reprezentacji kobiet w mistrzostwach świata. Występy w turniejach w Sofii (2011) i w Seulu (2012) zakończyły się zwycięstwami i hokeistki będą występowały w Dywizji IIA z kolejną szansą awansu. Za nami stracona kadencja i co do tego nie ma wątpliwości. Najwyższy czas, by nowe władze PZHL i całe środowisko mówiło nie tylko jednym głosem, ale i działało we właściwym kierunku.
Włodzimierz Sowiński - Dziennik Sport
Czytaj także: