Jeden ma propozycję z Europy, drugi w przyszłym roku chce kończyć karierę. Czyżby nadchodził zmierzch Polaków w NHL? Mariusz Czerkawski (33 l.) i Krzysztof Oliwa (32 l.) już od dawna "nie wąchali lodu".
„Super Mario”, zamiast strzelać bramki, grzeje ławę w Toronto Maple Leafs. Już zgłosiły się po niego kluby z Europy.
– „Rosja i Szwajcaria” – przyznaje Mariusz. – „Zastanawiam się, co zrobić. Rozmawiałem z trenerem, menedżerem i zapewniają mnie, że wciąż jestem potrzebny. Moje umiejętności, doświadczenie i niewysoki kontrakt przemawiają na moją korzyść”.
Mariusz przyznaje, że o grze w ekipie "Klonowych Liści" marzył od dawna. – „To tak, jakby w piłce nożnej grać w Realu Madryt” – dodaje. – „Toronto to jedyny klub NHL, który wszędzie ma swoich kibiców. Cieszy się ogromną popularnością. Dlatego gra tutaj to jakby wejście na szczyt góry. Wszystko jest pod tobą” – śmieje się. – „Jedyne, czego mi brakuje, to gry”. Czerkawski ma jednak nadzieję, że napięty kalendarz "Klonowych Liści" zmusi trenera, żeby dał mu szansę. – „Dlatego zaciskam zęby i cierpliwie czekam” – mówi.
Dużo gorszą sytuację ma Krzysztof Oliwa. Nie ma najmniejszych szans, by zagrał w New Jersey Devils. – „Nie mogę tam nawet trenować - mówi. - Nie mogę zmienić barw. Trzymają mnie w szachu. Tylko czekają na pretekst, by zerwać kontrakt. Na razie jednak płacą” – przyznaje.
Po tym sezonie umowa Oliwy z "Diabłami" wygasa. – „Czas zająć się sobą” – twierdzi. – „Grałem w najlepszych drużynach świata, wywalczyłem Puchar Stanley`a. Dziesięć lat na walizkach. Wystarczy. Czas popatrzeć jak dorasta córka, ułożyć sobie życie na nowo”.
Czytaj także: